Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Autor: Krzysztof Matys (Strona 10 z 38)

Hotel w Suwałkach

Jeden z najładniejszych w Polsce. Uwiódł mnie i dlatego zostałem hotelarzem. Co prawda tylko na ćwierć gwizdka, dalej moim podstawowym zajęciem są egzotyczne wycieczki, ale jednak… Coś tam konsekwentnie przy nim robię. To Loft 1898 – najpiękniejszy hotel na Suwalszczyźnie.

Otwarty został wiosną tego roku, a już ma mnóstwo fantastycznych opinii. Na Booking.com ocena 9,5 na 10! Z oznaczeniem „wyjątkowy”! Więcej opinii tu.

Od wielu lat zajmuję się turystyką i jeżdżę po świecie. Naoglądałem się hoteli. Większości nie pamiętam. Podobne jeden do drugiego, poginęły w pamięci. Tym bardziej doceniam obiekty wyróżniające się i ciekawe. Takie, które dają coś więcej niż wygodne łóżko i śniadanie na czas. Co to może być? Szczególne położenie, oryginalna architektura, pomysł na wystrój, wyjątkowa kuchnia…

Pokój w hotelu Loft 1898

Pokój w hotelu Loft 1898

Skąd się wziął nasz hotel? Pod koniec XIX wieku wzniesiono tu carskie koszary. W dwudziestoleciu międzywojennym stacjonował w nich słynny 2. Pułk Ułanów Grochowskich. Więcej na ten temat w artykule: Historia Hotelu Loft. W PRL-u dalej był to teren wojskowy, później popadł w ruinę.  Jeszcze kilka lat temu przedstawiał opłakany widok. Dziury zamiast okien, zniszczony dach, w środku wyrosły młode drzewa. Odwiedzający Suwałki pasjonaci ze Stowarzyszenia Ułanów Grochowski już się pogodzili, że zabytkowy i drogi im obiekt zniknie z mapy miasta, kiedy ku ich zaskoczeniu inwestycja ruszyła. Po kilku latach prac udało się zamienić mocno podniszczony budynek w piękny hotel. Co ważne, zachowano możliwie dużo z oryginalnej substancji budynku. Widać to już z zewnątrz. Wyczyszczenie i odrestaurowanie ceglanej elewacji wiązało się ze sporym wysiłkiem.

Architektura

Uratowano zabytkowe mury, wzbogacając je o nowoczesne elementy. Dzięki temu powstał obiekt o wyjątkowej architekturze. Gościom hotelowym bardzo podobają się loftowe wnętrza i ich ciekawy wystrój. Uwagę zwracają duże fototapety z przedstawieniami najpiękniejszych miejsc Suwalszczyzny. Zobacz pokoje.

Kuchnia

Integralną częścią hotelu jest restauracja Tatarak. Ściśle nawiązuje do specyfiki regionu. To miejsce, w którym można odkryć dawne smaki Suwalszczyzny i rozsmakować się w potrawach typowych dla północno-wschodniej Polski. Specjalnością restauracji  jest kuchnia „fusion”, której zasady, polegające na łączeniu tradycji z nowoczesnymi trendami w gastronomii, doskonale komponują się z wyjątkowym charakterem hotelu. Więcej o restauracji Tatarak.

Loft z zewnątrz

Gdzie leżą Suwałki?

Tuż za Augustowem, a to miasto zna chyba każdy. Jest jedną z wakacyjnych stolic Polski. Latem bywa tu bardzo tłoczno. Nadal działa sława sprzed lat („Beata z Albatrosa”), ale doszły też nowe, udane działania promocyjne. Zaangażowanie radiowej „Trójki” czy imprezy typu „Pływanie na byle czym”. Augustów słusznie cieszy się tak dużym powodzeniem.

Warto pojechać dalej, 30 km za Augustów. Tam, gdzie ludzi znacznie mniej, gdzie piękne okolice i wspaniała przyroda. Zaprasza przyjazny turystom Wigierski Park Narodowy oraz urokliwy Suwalski Park Krajobrazowy. Rzeki, lasy i jeziora. Mnóstwo ścieżek rowerowych i tras kajakowych. Do tego naprawdę wyjątkowa kuchnia! Sięgająca pamięcią do czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego (połączenie wpływów litewskich, białoruskich, tatarskich i karaimskich).

Poza tym, co koniecznie należy podkreślić, Suwałki znajdują się po drodze na Litwę, Łotwę i do Estonii. Stąd już tak blisko do Wilna, że stolicę Litwy da się zobaczyć w ciągu jednodniowej wycieczki. Właśnie o tego typu atrakcje można wzbogacić pobyt na Suwalszczyźnie. Niezależnie od tego czy będą to wakacje czy tylko dłuższy weekend. Tak samo konferencje, szkolenia i sympozja. Byliście już w Białowieży i na Mazurach? Nie chcecie powtarzać wytartych szlaków? Zapraszamy do nas! Będzie nie mniej ciekawie i bardzo elegancko. A do tego zorganizujemy pełną atrakcji wycieczkę na Litwę.

More info about Suwałki Region (Suwalszczyzna) on our website in English: Poland Tour Operator, Suwalki Region.

Promocja turystyki

Jesteśmy w środku bardzo intensywnego sezonu. Wycieczka za wycieczką. Ledwie co wróciliśmy z Białorusi, a już za kilka dni kolejny wyjazd, tym razem do Moskwy. Zaraz po powrocie z Rosji wyprawa do Gruzji i Armenii. Wrzesień zniknie z kalendarza i nawet nie zauważę kiedy. Podobnie zresztą było i w przypadku poprzednich miesięcy.

Białoruś, zamek w Mirze

Białoruś, zamek w Mirze

W międzyczasie łapiąc cenne dni zajmuję się szkoleniami branży turystycznej. Dziesięć lat temu wymyśliliśmy i do dziś prowadzimy kursy rezydentów biur podróży. Perspektywa interesujące pracy w ciepłych krajach przyciąga wielu chętnych. Pomogliśmy uzyskać tę pracę już setkom osób. Prowadzimy też szkolenia dla pilotów wycieczek. W nowej sytuacji, od kiedy nie są potrzebne państwowe licencje, zawód otworzył się na wszystkich chętnych. Trzeba tylko przekonać pracodawcę, że umie się wykonywać tę pracę. Do tego jeszcze szkolenia dla pracowników biur podróży oraz osób, które chcą otworzyć własne biuro. Jak widać, całkiem sporo zajęć.

Ale jest też coś, co od pewnego czasu mocniej przyciąga moją uwagę. To szeroko rozumiana promocja turystyki. Wymagają jej regiony, miasta, gminy i poszczególne atrakcje turystyczne.

Po świecie jeżdżę od ponad 15 lat. Pracę  w turystyce zaczynałem jeszcze w czasie studiów w Kairze. Później były najróżniejsze kraje. W wielu miejscach z podziwem patrzyłem na umiejętność kształtowania turystycznego wizerunku. I martwiłem się, że nasz kraj nie ma w tym zakresie podobnych sukcesów. Jeszcze gorzej było, kiedy porównywałem to z moimi rodzinnymi stronami, z Polską północno-wschodnią. Są jeszcze miejsca na świecie, które mimo dużych turystycznych atutów, nie potrafią ich skomercjalizować. Województwo podlaskie ma ich całkiem sporo.

Wydaje się, że części władz samorządowych brakuje wiary we własne możliwości. Znam gminy o dużym potencjale, które nie mają planu rozwoju turystyki i nie prowadzą żadnych skoordynowanych działań. Nie pracują nad budową marki. Mimo dużego boomu na turystykę lokalną zostają na marginesie i nie odnoszą większych korzyści. Zwyczajnie szkoda.

Zdarza się, że podmioty związane z turystyką nie doceniają znaczenia promocji. W ostatnich latach, dzięki funduszom unijnym, powstało wiele hoteli. Wybudowano je, ale z obłożeniem różnie bywa. Na atrakcyjność miejsca, które ma przyciągnąć turystów składa się wiele czynników. To nie tylko dobry standard noclegowy, smaczne jedzenie, baseny, pomosty i zabytki. Potrzebna jest jeszcze opowieść. Legenda, która ma zwrócić uwagę. Niezależnie od tego czy obiektem jest dom wczasowy, restauracja czy muzeum, to trzeba obiekt ubrać w słowa, zdefiniować i przedstawić szerszej publiczności. Jeśli opowieść się spodoba, to odniesiemy sukces.

W ciągu ostatnich miesięcy poświęciłem trochę uwagi regionowi północno-wschodniej Polski. Przy okazji promocji dużego hotelu, który wiosną tego roku został otwarty w Suwałkach, bliżej przyjrzałem się Suwalszczyźnie. To kopalnia turystycznych tematów. Nadal czekająca na odkrycie. Na tym blogu pisałem już o Puńsku. Gmina ma rewelacyjny potencjał, ale mieszkający tam ludzie jakoś go nie dostrzegają. Musi pomóc ktoś z zewnątrz.

Niedawno odwiedziłem Mazury Garbate. W miejscowości Żytkiejmy, tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim, prowadziłem szkolenie dla osób zaangażowanych w rozwój tamtejszej turystyki. Z niczego zrobiły coś. Stworzyły bardzo ciekawą grę terenową (Śladami Żytkiejmira) nastawiając się na obsługę wycieczek grupowych. Organizują warsztaty tematyczne. Mają atrakcyjny produkt. Ale na pierwszy rzut oka widać, że brakuje promocji. A działania te wcale nie byłyby takie trudne. Są już punkty zaczepienia. Jednym z nich może być sękacz. W sierpniu ma tu miejsce wielkie święto tego specyficznego ciasta. Miejscowe gospodynie znają się na nim, jak mało kto. Pani Bożena Mikielska ze stowarzyszenia „Żytkiejmska Struga” piekła sękacza z Karolem Okrasą. Film znajduje się tu.

Na zakończenie muszę wspomnieć o jednym fenomenie. To gmina Korycin. Dobry przykład udanych działań promocyjnych. Pół Polski zna sery korycińskie. Głośno też o tamtejszym święcie truskawki. W Korycinie słabo z naturalnymi atrakcjami turystycznymi. Okolica temu nie sprzyja. Nie ma jezior, gór, lasów i zabytków. Ale wcale bym się nie zdziwił, jakby z czasem gmina stała się celem wycieczek. Coś tam wymyślą i wypromują. I na tym to właśnie polega.

Moskwa turystycznie

Właśnie wróciłem. Byłem kilka dni, kolejny już raz. Konsekwentnie organizujemy wycieczki. Co prawda nie jest to kierunek tak popularny, jak na przykład Gruzja, ale zawsze. Trochę przeszkadza polityka. Pewnym utrudnieniem jest również procedura wizowa. Wiza do Rosji trochę kosztuje (około 260 zł plus opłata za usługę jeśli korzystamy z pomocy wyspecjalizowanej agencji) i wymaga odrobiny zachodu. Dziś łatwiej jest nawet z Iranem, w przypadku którego promesę na wjazd uzyskać można drogą mailową, bez konieczności wizyty w ambasadzie.

Sobór Wasyla Błogosławionego

Sobór Wasyla Błogosławionego

Chodziłem po ulicach Moskwy, odwiedzałem popularne wśród turystów miejsca. Masa ludzi. Obok siebie wycieczki z Izraela i z Libanu. Chińczycy, Niemcy, Hiszpanie, Francuzi… Polaków mało. Szkoda. Możemy się różnić i mieć przeciwstawne interesy, ale poznawać się chyba warto.

Jaka jest Moskwa? Można powtórzyć kilka mocno wyeksploatowanych truizmów, że wielka i przytłacza ogromem, że niemiłosiernie zakorkowana i jak tylko się da to najlepiej poruszać się metrem. No i, że błyszczy bogactwem. Coś jeszcze? Miejscami wygląda jak duży plac budowy. Rozrastają się przedmieścia i naprawiane jest centrum. Wielkie dźwigi psują panoramę okolic placu Czerwonego, szczególnie tym turystom, którzy chcieliby zrobić pocztówkowe zdjęcie. Po dziesiątkach lat komunizmu wiele zabytkowych kamienic wymaga poważnego remontu. Część inwestycji przeszła w stan letargu i czeka na lepsze czasy. Da się zauważyć, że kryzys rzeczywiście jest.

Pomnik Bułata Okudżawy na Arbacie

Pomnik Bułata Okudżawy na Arbacie

A propos kryzysu. Menadżer z dużego kompleksu rozrywkowego powiedział mi, że zamówienia spadły o 30 procent. Mniej imprez, przyjęć i wesel. Wszedłem do niewielkiego osiedlowego sklepu. Najtańsze pomidory po 120 rubli za kg. To równowartość 8 zł. Taka cena w środku lata!  Drogie są wędliny i nabiał. Przeciętni Rosjanie odczuwają skutki politycznej zawieruchy.

Rosyjska kuchnia

To ciekawe zjawisko. Miejscowi mówią, że mało mają potraw specyficznych i wyjątkowych. Pierogi, bliny, barszcz, kiszone ogórki, słonina… Polacy to znają. No chyba, że sięgniemy po dania, które pochodzą z Azji, a które w Rosji już się na dobre zadomowiły. Wtedy mamy na bogato. Czymś oczywistym w moskiewskich restauracjach są dania kaukaskie i uzbeckie. Kulinarnym bogactwem jest tamten region i Rosjanie są tego świadomi. Gruzińskie potrawy w Moskwie? Bez problemu w wielu restauracjach! Są czymś tak oczywistym jak woda Borjomi.

Gęstą i dobrze przyprawioną zupę charczo oraz naprawdę smaczne samsy z baraniną zjadłem nawet w barze na lotnisku Szeremietiewo. Poczułem się jakbym zmieszał Gruzję (charczo) z Uzbekistanem (samsy). Do wyboru był jeszcze środkowoazjatycki płow, czyli ryż z mięsem i warzywami.

Czego szukam, z czego się cieszę? Zawsze z ochotą kosztuję prawdziwej solianki, to jedna z lepszych zup jaką znam (prawidłowy zapis w języku polskim to solanka, tyle, że powszechnie zadomowiła się w wersji błędnej, chyba ze względu na zbieżność z wymową rosyjską). Bywa, że zamawiam zestaw zakąsek z kieliszkiem wódki. Lubię tutejszy żytni chleb. Ten ostatni, podobnie jak dobrze zrobione śledzie (z szubą na czele!) jest obowiązkowym punktem moich wizyt w Rosji.

Zabytki i zwiedzanie

Z czym kojarzy się Moskwa? Pamiętam jak zastanawiałem się nad tym przed moim pierwszym wyjazdem, kiedy nie znałem jeszcze miasta. Pierwsze skojarzenie? Oczywiście Kreml, plac Czerwony, słynny dom towarowy GUM i kilka budynków przypominających nasz Pałac Kultury. Była jeszcze historia o zdobyciu Moskwy przez wojska polsko-litewskie w XVII wieku i późniejsza nieudana wyprawa Napoleona. No i Galeria Trietiakowska.

Pawilon Armenii na terenie WDNCh

Pawilon Armenii na terenie WDNCh

W tym sensie Moskwa jest prosta. Żeby odhaczyć kilka najważniejszych punktów wystarczy jeden dzień. Wszystko według schematu: zdjęcie na placu Czerwonym i miasto zaliczone. Najlepiej sfotografować się na tle soboru Wasyla Błogosławionego. Ten budynek to symbol Moskwy. Chyba każdy go rozpozna.

A jeśli chcemy ambitniej? Jak w każdym znanym mieście, tak i tu można wybrać „listę obowiązkową”. Kreml, Arbat, sobór Chrystusa Zbawiciela, Galeria Trietiakowska, Teatr Bolszoj… Z tym, że w przypadku niektórych miejsc może pojawić się rozczarowanie. Na pierwszy rzut oka nie zachwycają. Chociażby Arbat. Wizualnie to zwykły deptak. Ciekawszą architekturę, i podobne atrakcje znajdziemy w niejednym polskim mieście. I to bez cienia przesady. Okoliczne kamienice to dopiero XIX wiek, wcześniejsze budynki spalono kiedy nadciągał Napoleon. W sumie nic szczególnego. No chyba, że ktoś przyjdzie tu z dobrym przewodnikiem lub sam się mocno oczyta. Wtedy Arbat nabierze znaczenia i zaczynie snuć swoją opowieść, poczynając od artystów, poetów i pieśniarzy. Z ulicą tą kojarzymy Puszkina i Okudżawę. Tu mieszkał tytułowy Mistrz z powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Potem opowieść  zahaczy o kontestatorów i opozycjonistów schyłkowego ZSRR. Wspomni kino Chudożestwiennyj, otwarte w 1909 roku, w kinematografii rosyjskiej zajmujące wyjątkowe miejsce. A na końcu zaprowadzi nas przed olbrzymi budynek Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jak człowiek spróbuje sobie wyobrazić ilu ludzi tam pracuje, to i ambicje kraju zrozumie.

Widok Kremla od strony rzeki

Widok Kremla od strony rzeki

Każdy podróżnik ma swoje własne ścieżki. Tym różni się od masowego turysty. (Na ten temat polecam artykuł Zwiedzanie). Moskwa jest kolejnym przykładem na to, że warto zejść z utartych szlaków i zamiast męczyć się w tłumie turystów z całego świata, pojechać metrem gdzieś w bardziej klimatyczne okolice. Może nie będą najpiękniejsze i najcudowniejsze, ale dadzą nam więcej z lokalnego klimatu. Wolę pójść gdzieś w towarzystwie Rosjan, niż w tłumie Japończyków. To jedna z metod. Podążać za miejscowymi. Zobaczymy wtedy co dla nich jest ważne, gdzie spędzają wolny czas, jak się bawią. Posłuchamy co mówią. To zwiększa szanse na zrozumienie, na rzeczywiste dotknięcie kraju. Takim miejscem jest na przykład Centrum Wystawowe znane powszechnie pod nazwą WDNCh. Dość odległe, więc zagraniczni turyści rzadziej tam trafiają. Ale kiedy jest ładna pogoda, to pełno tam ludzi. To Rosjanie. Zachwycają się kolorowymi fontannami i pałacami wzniesionymi kiedyś przez republiki dawnego ZSRR. Rozległy, przyjemny teren. Akurat na dłuższy spacer.

Autor i Teatr Wielki (Bolszoj)

Autor i Teatr Wielki (Bolszoj)

Długo można by pisać o Moskwie. Miasto olbrzymie, więc i temat obfity. Mam wrażenie, że jeszcze nieraz do niego wrócimy. A póki co, to wszystkim polecam wycieczkę. Naprawdę warto się tam wybrać. Moskwa zaintrygowała mnie na tyle, że chętnie będę tam wracał.

Wycieczka do Moskwy

Tykocin. Trzeba zobaczyć!

Miejsce oczywiste. Żelazny punkt turystycznych tras Podlasia. Mieści się w ścisłej czołówce atrakcji regionu. Położony stosunkowo blisko Warszawy, w otoczeniu pięknej przyrody, przyciąga prowincjonalnym urokiem. Ale to nie atmosfera sielskości napędza turystyczny ruch. Działa raczej sława dawnych czasów. Dzisiejszy Tykocin zawdzięcza swoją popularność historii.

Kościół św. Trójcy

Kościół św. Trójcy z XVIII wieku

Tykocin znamy z „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Kojarzymy go też ze Stefanem Czarnieckim, bohaterem polskiego hymnu. Pomnik hetmana zdobi dziś główny plac miasta (jest to najprawdopodobniej drugi po Kolumnie Zygmunta najstarszy pomnik świecki w Polsce, ufundowany w 1763 roku). Kto sięgnie dalej, znajdzie ciekawostki z okresu rywalizacji Polski i Litwy. Leżący na granicy Tykocin pełnił ważną rolę i był łakomym kąskiem dla każdej ze stron. To akurat jest typowe dla naszego regionu. Połowa Podlasia ma taką historię. Pograniczem byliśmy chyba od zawsze. Nawet malutki dziś Korycin, kiedyś miał duże znaczenie, bo był pierwszym miastem w Wielkim Księstwie Litewskim, tuż za graniczną rzeką Brzozówką. Więcej o tym w artykule o Korycinie.

Granice się zmieniały, dziś są w zupełnie innym miejscu, ale pogranicze nam zostało. Z całą jego tradycją, kuchnią i obyczajami. Już chociażby z tego tylko powodu warto do nas przyjechać. Weźmy kulinaria. W jednym miejscu, na niewielkim terenie mamy potrawy tatarskie, litewskie, białoruskie, żydowskie… Znajdą się też wpływy karaimskie i rosyjskie, a we wspomnianym Korycinie, nawet szwajcarskie (słynne sery).

Odbudowany niedawno zamek

Odbudowany niedawno zamek

A wracając do Tykocina. Założony jako gród warowny nad Narwią, był jednym z punktów na trasie z Wilna do Krakowa. Długo należał do Mazowsza, okresowo przechodził w litewskie ręce, by w końcu znaleźć się w rękach Jagiellonów. Król Zygmunt August w Tykocinie umieścił skarbiec i swoją bibliotekę. Zniszczony w czasie potopu szwedzkiego odbudowany został przez hetmana Czarnieckiego, a później stał się własnością Branickich.

Pozostałości pierwszego grodu z okresu wczesnego średniowiecza, nazywane tu Zamczyskiem, znajdują się kilka kilometrów od dzisiejszego miasta, w okolicach wsi Sierki.

Budynek Wielkiej Synagogi

Budynek Wielkiej Synagogi

Nowy rozdział w historii Tykocina rozpoczął się w pierwszej połowie XVI wieku, wraz z pojawieniem się osadnictwa żydowskiego. Właściciel miasta, litewski magnat Olbracht Gasztołd w 1522 r. podarował osadnikom ziemię pod budowę i nadał pierwsze przywileje. W ciągu stu lat gmina żydowska stała się jedną z największych w całym państwie, rozwijając się nieprzerwanie aż do czasu II wojny światowej. W dwudziestoleciu międzywojennym Żydzi stanowili połowę mieszkańców miasta.

I to właśnie ten fakt przyciąga do Tykocina rzesze turystów. Niewielka, skupiona wokół dwóch ulic, żydowska dzielnica – Kaczorowo, cieszy się największym powodzeniem przyjezdnych. Tu znajduje się najsłynniejszy zabytek, Wielka Synagoga. Wzniesiona w 1642 roku, jest jednym z nielicznych żydowskich obiektów religijnych, które przetrwały czasy niemieckiej okupacji. Obecnie w budynku znajduje się muzeum. Wchodząc do niego zobaczymy piękne wnętrze synagogi z birmą i bogato zdobionym aron ha-kodesz (miejsce do przechowywania Tory). Ściany sali głównej pokrywają polichromie z tekstami modlitw. Placówka wystawia liczne judaica.

Przepływająca przez Tykocin Narew

Przepływająca przez Tykocin Narew

Wielka Synagoga otoczona jest zabytkowymi domami z XVIII i XIX wieku. Tuż obok znajduje się też dawny dom talmudyczny, w piwnicy którego ulokowana jest najstarsza tykocińska restauracja Tejsza, specjalizująca się w kuchni żydowskiej. Ma niewiele miejsca i dlatego w sezonie turystycznym bywa, że trzeba długo poczekać na wolny stolik. A co w menu? Karta nie jest zbyt rozbudowana, ale za to bardzo konkretna. Zjemy tu np. kugel, kreplech i cymes świąteczny. Ceny niewygórowane, mam wrażenie, że trochę gorzej z obsługą, która nie radzi sobie z dużym ruchem w restauracji. Kto nie znajdzie tu dla siebie miejsca, niech uda się do znajdującej się po drugiej stronie Wielkiej Synagogi restauracji Regent. Obiekt nowszy, również nastawiony na kuchnię żydowską, sprawiający wrażenie restauracji bardziej wykwintnej.

Przenieśmy się kilkaset metrów dalej, do innej części Tykocina, skupionej wokół Placu Czarnieckiego. Od strony rzeki zamyka go najbardziej charakterystyczny budynek w mieście – kościół św. Trójcy (połowa XVIII wieku). Przyległe uliczki telewidzowie z całej Polski znają z takich filmów jak „Biała sukienka” i „U Pana Boga w ogródku” W tym ostatnim często pojawiała się restauracja Alumnat.

Zabytkowy dom przy głównym palcu miasta

Zabytkowy dom przy głównym palcu miasta

Przejdźmy na drugą stronę rzeki i odwiedźmy wybudowany niedawno z wielką pompą zamek.  Poświęćmy też godzinę na spływ gondolą po Narwi. Co jeszcze? W okolicy na uwagę zasługuje Europejska Wieś Bociania w Pentowie oraz Kiermusy Dworek nad Łąkami, miejsce, w którym przeniesiemy się w sarmackie czasy. Tędy prowadzi Podlaski Szlak Bociani (ponad 400 km pięknej trasy z Białowieży do Stańczyk na Suwalszczyźnie).

Okolice Tykocina znane są z pięknej przyrody. Miasto jest urokliwie położone między Narwiańskim i Biebrzańskim Parkiem Narodowym. Warto zaglądać tu przez cały rok.

Zobacz więcej artykułów na temat turystycznych atrakcji Podlasia.

More info about Tykocin in English: Poland Tykocin.

Gruzja nie jest kierunkiem dla każdego

W turystyce potrzebujemy nowych pomysłów. Takich, które są  atrakcyjne i potrafią odświeżyć skostniały rynek. Kilka lat temu pojawiła się Gruzja. Pojechałem wtedy do Tbilisi. Wróciłem zachwycony. Ludźmi, krajobrazami, kuchnią, zabytkami i winem.  W naszym biurze Gruzja stała się kierunkiem numer jeden, a ja odwołałem wszystkie pozostałe wyjazdy. Zostałem niewolnikiem Południowego Kaukazu. Przez kilka lat jeździłem tylko do Gruzji i Armenii.

Wycieczki

Od początku było jasne, że łatwo nie będzie. Baza hotelowa dopiero powstawała, miejscowe kadry niekoniecznie przygotowane były na przyjmowanie gości z Zachodu. Charakter Gruzinów jest specyficzny. Są bardzo dumni. Gościnność posunięta jest tu aż do absurdu. Gość to świętość. Ale pod warunkiem, że się na tym nie zarabia! Gruzini przypominają polską szlachtę z XIX wieku. Czują się źle pełniąc rolę hotelarza i kelnera. Dlatego wcześniej, przed epoką Związku Radzieckiego, profesje te należały do Ormian.

Cminda Sameba, cerkiew z XIV wieku u stóp góry Kazbek

Cminda Sameba, cerkiew z XIV wieku u stóp góry Kazbek

Pamiętam początki. Gruzini uczyli mnie ich kultury, ja próbowałem wytłumaczyć im cokolwiek z obsługi turystów. Kiedyś powiedziałem, że w Polsce mówi się „klient nasz pan”. Nie mogli w to uwierzyć! Zasada płacę i wymagam tu nie obowiązuje. Chcesz mieć dobry biznes, to się najpierw zaprzyjaźnij. Muszą szanować cię jako człowieka. Bez tego będzie słabo.

To kraj, który zachwyci osoby zainteresowane światem, otwarte na inne kultury i gotowe zaakceptować odmienne podejście do życia. By pokochać Kaukaz trzeba być choć trochę szalonym. Nie jest to destynacja dla sztywniaka z Zachodu, który wszędzie chciałby widzieć Szwajcarię albo porównywałby tutejsze hotele np. z Hiszpanią.

Gruzja stawia wyzwania. Trzeba coś zaakceptować, z czymś się pogodzić.  Przyjeżdżamy ze swoim, dobrze ukształtowanym obrazem świata i zderzamy się z inną perspektywą. Trzeba nauczyć się nowych rzeczy. Dotyczących geografii (Europa to czy nie? zobacz) historii, polityki, a nawet wina. Tradycje winiarskie Południowego Kaukazu liczą 8 tys. lat. Kachetyjska metoda jest najstarszym na świecie i nadal praktykowanym sposobem wytwarzania tego trunku. Potrzebujemy dobrego przewodnika, który wytłumaczy nam, że tradycyjne wino podawane na stół w dzbanach jest czymś absolutnie wyjątkowym. O wiele ciekawszych od wina w butelkach. Więcej w artykule: Gruzja – ojczyzna wina.

Opinie

Oprowadziłem po Południowym Kaukazie wiele wycieczek. Widziałem zachwyconych turystów. Obserwowałem jak z każdym kolejnym dniem wsiąkają w lokalny klimat, jak zaprzyjaźniają się z miejscowymi. W przypadku Gruzji, to coś więcej niż turystyka. To również  poznanie, zrozumienie i szacunek. Interkulturowość w pełnym tego słowa znaczeniu.

Autor na plaży w Batumi w sierpniu 2012 roku

Autor na plaży w Batumi w sierpniu 2012 roku

Dlatego smucą mnie pojawiające się czasem niepochlebne opinie na temat wycieczek do Gruzji. Nie ma ich wiele, ale jednak. To coś nowego. Słyszę je od pracowników biur podróży. Jeden z nich napisał mi jakiś czas temu, że jego zdaniem Gruzja to postradziecka ruina, słabe hotele i jeszcze gorsza jakość pracy miejscowych. Ktoś zadzwonił do mnie z pytaniem dlaczego w różnych tekstach tak zachwalam Gruzję. On był na firmowym wyjeździe organizowanym przez jedno z popularnych biur i nie doświadczył niczego ciekawego. Jak to wyjaśnić?!

Być może mamy klasyczny etap przejścia od turystyki elitarnej do masowej. W masówce jakość spada. W przypadku każdej destynacji. A jeśli chodzi o Gruzję, to zasada ta ma zastosowanie w szczególny sposób. Baza hotelowa jest mała. Są miejscowości, gdzie jest tylko jeden dobry hotel. Trzeba rezerwować go nawet rok wcześniej! Staranności wymaga każdy etap, np. kolacje można zamówić w hotelu, ale można też zawieźć grupę do dobrej restauracji. W pierwszym wypadku wyjdzie tak sobie, nic szczególnego. W drugim będzie super, pyszne jedzenie, wino, zabawa i tańce, a turyści zabiorą ze sobą fantastyczne wspomnienia.

Trzeba pamiętać, że Gruzja to nie Majorka. Nie jest najlepszym kierunkiem na plażowanie. W Batumi często pada. Chmury i ulewy w środku lata to norma. Nie ma jeszcze hoteli w typie resortów, z rozległym terenem, basenami i zjeżdżalniami. Do tego kamienista plaża. Jeśli ktoś wybierze się tu na tydzień lub dwa w celu miłego spędzenia czasu na plaży, to może być zawiedziony. Więcej na ten temat w artykule: Batumi. Pogoda, plaża i hotele.

Myślę, że pojawiające się negatywne opinie wynikają z nieporozumień. Mają one miejsce wtedy, gdy udają się tam osoby oczekujące czegoś, czego kraj ten dać nie może. Może również z niewiedzy. Wystarczy źle ułożony program, wybór niewłaściwych miejsc i atrakcji.

Gruzja jest fantastycznym celem wycieczek! Ale naprawdę dobrze pomyślanych. Dla organizatorów nie jest to kierunek łatwy. Wymagający wiedzy i specyficznego podejścia. I chyba niezbyt nadaje się na obszar turystyki masowej. Szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że nigdy takim się nie stanie. Lubię Gruzję taką, jaka jest.

Tekst w skróconej formie ukazał się wcześniej w  „Wiadomościach Turystycznych”.

Nasza wycieczka do Gruzji.

 

Korycin. Truskawkowa bitwa

Niewielka miejscowość w województwie podlaskim. Przejeżdżamy tędy jadąc z Białegostoku do Augustowa, Suwałk i dalej na Litwę. Znana z serów korycińskich i najlepszych truskawek.

W trakcie bitwy

W trakcie bitwy

W miniony weekend, 27 i 28 czerwca miały miejsce jubileuszowe, dwudzieste już Ogólnopolskie Dni Truskawki. Spośród wielu atrakcji, konkursów i koncertów, największą uwagę przyciągnęła Bitwa Truskawkowa Korycin – Reszta Świata. Na specjalnie przygotowanym placu ustawiły się dwie drużyny. Wśród zawodników byli gości m.in. z Włoch i Ukrainy. Ubrani w specjalnie na ten cel przygotowane stroje i wyposażeni w okulary ochronne czekali na znak sędziego. W skrzyniach przygotowano amunicję, podobno aż tonę dojrzałych truskawek. Punktualnie o godz. 18.00 rozpoczęła się bitwa. Pełnej śmiechu, kolorowej zabawie przyglądały się rzesze kibiców. Wydarzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem mediów.

Wójt gminy Korycin, Mirosław Lech udzielający wywiadu

Wójt gminy Korycin, Mirosław Lech udzielający wywiadu

Ma Hiszpania swoją Tomatinę. Może my doczekamy się międzynarodowej sławy Truskawkowej Bitwy. Dlaczego nie! Trzeba próbować.

Poprzedni raz na Dniach Truskawki byłem w 2010 roku (relacja znajduje się tu: Święto truskawki). W ciągu pięciu lat impreza mocno się rozrosła. Wczoraj na parkingach były setki samochodów. Na festynie tysiące ludzi. Brawo!

Korycin ma ciekawą historię. W czasach I Rzeczpospolitej to właśnie tu przebiegała granica między Koroną a Wielkim Księstwem Litewskim! Miasto leżało na królewskim trakcie i było pierwszą miejscowością po litewskiej stronie. Można więc powiedzieć, że historycznie to już Litwa.

Granicą była pobliska rzeka Brzozówka. Dziś wzdłuż niej prowadzi trasa z Białegostoku do Augustowa. Rzekę przekraczano brodem znajdującym się tuż obok Korycina.

Na samym początku XVII wieku król Zygmunt III Waza ufundował tu kościół i parafię, znaną wtedy jako Dąbrówka – Kumiała. Nazwa Korycin jest nieco późniejsza i wywodzi się najprawdopodobniej od pobliskiego źródła wody. W 1671 roku król Michał Korybut Wiśniowiecki nadał prawa miejskie. Układ przestrzenny rynku miejskiego zachował się do dziś i obecnie znajduje się w rejestrze Podlaskiego Konserwatora Zabytków.

Miasto mocno ucierpiało w trakcie potopu szwedzkiego, gdyż w jego okolicach doszło do dużej bitwy między wojskami szwedzkimi i polsko-litewskimi. W przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach znajdujemy informację, że ranni żołnierze pochodzący ze Szwajcarii, kurujący się w pobliskim folwarku Kumiała, nauczyli miejscowych produkcji sera podpuszczkowego. Tak narodziły się znane i cenione w całej Polsce sery korycińskie. W okolicznych wsiach do dziś wytwarza się je tradycyjną metodą. Powstają z dobrego mleka. Nie zawierają konserwantów, ani żadnych ulepszaczy. W 2005 roku „koryciński ser swojski” został wpisany na listę produktów tradycyjnych w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. A w roku 2012 otrzymał Chronione Oznaczenie Geograficzne w ramach Unii Europejskiej.

Po bitwie

Po bitwie

Korycin to moje rodzinne strony. Kibicuję i życzę gminie jak najlepiej!

Na Białoruś bez wiz

12 czerwca ruszył program umożliwiający przekroczenie granicy Białorusi bez obowiązku posiadania wizy. Pojechałem z pierwszą, próbną grupą. Znaleźli się w niej przedstawiciele kilku biur podróży i dziennikarze z Białegostoku. Chcieliśmy zobaczyć jak rzecz wygląda w praktyce. Wycieczka na Białoruś.

Przejście graniczne w Grudkach koło Białowieży

Przejście graniczne Pererow – Grudki koło Białowieży

Ze strony władz Białorusi to dobre posunięcie wizerunkowe. Temat ochoczo podchwyciły polskie media. Gazety pisały o tym już w marcu, kiedy Łukaszenka podpisał stosowne rozporządzenie. A wczoraj na przejście graniczne w Białowieży ściągnęły takie zastępy dziennikarzy, jakich w naszym regionie nie widuje się zbyt często.

Decyzja Mińska ma same plusy. Ociepla wizerunek Białorusi i przyciągnie turystów do Puszczy Białowieskiej po obu stronach granicy. Może być pierwszym krokiem w stronę zbliżenia sąsiadów. Jeśli nie rządów, to przynajmniej ludzi. Nam, mieszkańcom pogranicza jest to zwyczajnie potrzebne.

Prezent od Łukaszenki

Obserwuję Białowieżę od lat. Da się zauważyć, że dotychczasowa formuła wyczerpuje się. To, co długo napędzało turystyczną koniunkturę już przestaje wystarczać. Przydałby się nowy impuls. Bezwizowy ruch z Białorusią jest jak znalazł. Można założyć, że do Białowieży przyjadą turyści również ze względu na możliwość odbycia krótkiej wycieczki na Białoruś.

Białoruś na ludowo

Białoruś na ludowo

Program obejmuje teren Puszczy Białowieskiej. Bez wizy przekroczyć granicę można tylko na jednym przejściu (w Grudkach koło Białowieży). Ograniczony jest czasowo, przebywać na Białorusi można maksymalnie 3 doby. I nie wolno wyjść poza teren białoruskiego Parku Narodowego, granicą jest niewielka miejscowość Kamieniuki. Korzystać z niego mogą wszyscy, dlatego należy się spodziewać, że może to być to atrakcją również dla turystów zagranicznych przyjeżdżających do Białowieży.

Wiadomo, że zadecydują szczegóły. Na ile funkcjonalny będzie to program. Czy da się w piątek wieczorem przyjechać do Białowieży, a już w sobotę rano przekroczyć granicę i oglądać białoruską część Puszczy Białowieskiej? Jak w praktyce będzie działał mechanizm wystawiania przepustek? Bo, co prawda jest to ruch bezwizowy, ale trzeba wcześniej się zarejestrować (w biurze podróży lub w jednym z białowieskich hoteli, z czasem ma się również pojawić możliwość zgłoszenia online). Na tej podstawie pogranicznicy białoruscy sprawdzają czy daną osobę można wpuścić na teren kraju. Po czym przez stronę białoruską wystawiana jest przepustka.

Muzeum Przyrody pokazuje historię Puszczy Białowieskiej

Muzeum Przyrody pokazuje historię Puszczy Białowieskiej

Pewnym problemem może być kwestia transportu. Znajdujące się w odległości 4 km od Białowieży Grudki to przejście pieszo-rowerowe. Jak tam dotrzeć? Nie ma (jeszcze) żadnej stałej komunikacji. Na ma tam parkingu dla samochodów. Jak na razie, pozostaje tylko taka opcja, że na życzenie gości transport zapewni jeden z białowieskich hoteli. I co dalej, kiedy już się pokona granicę? Główne atrakcje po białoruskiej stronie są w Kamieniukach, a to prawie 20 kilometrów dalej. Jak tam dojechać? Na razie tamtejszy Park Narodowy, który jest partnerem projektu, ma podstawiać na przejście jeden autobus dziennie, o 10.00 rano czasu polskiego. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce.

Mniej problemów powinni mieć za to rowerzyści. Trasa 4 km z Białowieży do przejścia granicznego to malownicza, wąska asfaltowa droga. A po białoruskiej stronie jest już wybór rowerowych tras.

W Kamieniukach znajduje się turystyczne centrum białoruskiej część Puszczy Białowieskiej (siedziba Parku, hotel, restauracja i kantor). Uwaga! Pieniądze na ruble można wymienić dopiero tu. Od granicy, aż do tego miejsca nie ma żadnego kantoru. Jedną z głównych atrakcji jest Muzeum Przyrody (podobne do tego w Białowieży). Niedaleko jest też słynna Siedziba Dziadka Mroza. W 2003 roku powstała tu duża wioska tematyczna, gdzie odwiedzający przenoszeni są w bajkowy świat. Najwięcej gości jest zimą (Dziadek Mróz jest lokalnym odpowiednikiem św. Mikołaja, to on przynosi prezenty).

Cerkiew w Kamieniukach

Cerkiew w Kamieniukach

Na terenie puszczy znajduje się jeszcze jedno bardzo ważne miejsce. To pałacyk Wiskule, gdzie w grudniu 1991 roku przywódcy Rosji, Ukrainy i Białorusi podpisali akt o rozwiązaniu ZSRR. Zwiedzać jednak go nie można, nadal jest tam zamknięty ośrodek rządowy.

Zupełnie niedawno otwarto nowe miejsce, dumnie zwane Muzeum Tradycji Ludowych i Dawnych Technologii. W drewnianej chacie pokazano dawne życie ludzi puszczy. Największą atrakcją jest… bimbrownia. Odwiedzający mogą zobaczyć jak gospodarskim sposobem wytwarza się ten mocny trunek, a następnie skosztować go, zagryzając słoninką i kiszonym ogórkiem. Jest to dobre miejsce do zorganizowania biesiady.

Dziadek Mróz przed swoim pałacykiem

Dziadek Mróz przed swoim domem

Program, który właśnie wszedł w życie na pewno jest dobrym pomysłem. Pomoże w rozwoju turystyki po obu stronach granicy. Jednak uczciwie trzeba powiedzieć, że na Białorusi, w obrębie tamtejszego Parku, nie ma zbyt wielu atrakcji. Zapewne największą będzie sama możliwość wjazdu na teren Białorusi. Szczególnie dla turystów, którzy przyjadą do Białowieży z daleka.

Więcej informacji na ten temat znajdziecie tu: Białoruś. Ruch bezwizowy.

More info in English: a visa-free cross the Polish-Belarusian border.

Zobacz też: Grodno, historia i zabytki.

Zapisz

Wycieczka do Grodna

Białoruś. Bliska czy daleka? Jak to właściwie jest? Nasz sąsiad, ale niewielu Polaków tam jeździ. Na rynku mało ofert turystycznych. Łatwiej kupić wycieczkę do Kairu, niż do Mińska. W sensie społecznego odbioru Białoruś plasuje się zapewne gdzieś w okolicach Iranu. Moją opinię na temat Persji znacie, przedstawiłem ją w jednym z poprzednich artykułów (Iran. Relacja z wycieczki). A jak jest z krajem Łukaszenki?

Pociąg relacji Grodno - Małkinia na peronie w Kuźnicy Białostockiej

Pociąg relacji Grodno – Małkinia na peronie w Kuźnicy Białostockiej

Najlepszej prasy Białoruś nie ma. Jak już coś słyszymy, to są to negatywne newsy. Albo takie, które przedstawiają kraj z przymrużeniem oka. Tak, żebyśmy się mogli pośmiać z postsowieckiej mentalności naszych sąsiadów. Próbuję przypomnieć sobie kiedy w mediach słyszałem coś dobrego o Białorusi. I jakoś nie pamiętam.

Warto się tam wybrać! Po to, żeby sprawdzić jak jest naprawdę. Zobaczyć na własne oczy i porozmawiać z ludźmi.

Pojechałem pociągiem. Jeździłem już kiedyś, ale to było w latach 90. poprzedniego wieku. Chciałem zobaczyć co się zmieniło. Wyszła z tego piękna wycieczka.

Monastyr Narodzenia Matki Bożej

Monastyr Narodzenia Matki Bożej

Z Białegostoku pociąg wyjeżdża tuż przed szóstą rano. To elektryczka starego typu. Kilka bezprzedziałowych wagonów z charakterystycznymi czerwonymi siedzeniami. Pasażerów mało, może ze trzydzieści osób. Więcej pojedzie kursem wieczornym. Wtedy Białorusini wracają z zakupów. Przyjeżdżają do nas po sprzęt RTV i AGD, po ubrania i produkty spożywcze.

Właściwie to można powiedzieć, że Białystok żyje z Białorusinów. Liczne galerie handlowe, duży i słynny bazar na ul. Kawaleryjskiej, funkcjonują dzięki gościom za wschodniej granicy. To nasz lokalny wariant turystyki. Hoteli w mieście jest sporo i mają obłożenie. Korzyści z pobliskiej granicy jest mnóstwo.

Bilet na pociąg z Białegostoku do Grodna kosztuje 27 złotych. Zaskakująco tanio?! Cena oddaje odległość między miastami. To tylko 80 km.

Bilet powrotny kupujemy na dworcu w Grodnie. Najlepiej tylko na odcinek Grodno – Kuźnica Białostocka, a dopiero po polskiej stronie, w Kuźnicy dokupić przejazd do Białegostoku. Tak wychodzi najtaniej.

Barokowy kościół św. Franciszka Ksawerego w Grodnie

Barokowy kościół św. Franciszka Ksawerego

Polska odprawa graniczna ma miejsce w pociągu, na dworcu w Kuźnicy. W drodze do Grodna nie trwa zbyt długo, to zwykłą formalność. Co innego w drodze powrotnej. Rozkład przewiduje aż półtoragodzinną przerwę! W tym czasie celnicy rozkręcają wagony. Demontują siedzenia i rozbierają ściany. Na wyposażeniu mundurowych są zaskakujące akcesoria, śrubokręty i drabiny. Szukają papierosów i alkoholu.

Po stronie białoruskiej odprawa ma miejsce na dworcu w Grodnie. To nowoczesne, dobrze urządzone przejście graniczne. Tu stemplują paszporty. Idzie szybko i sprawnie. Celnik pyta mnie tylko o cel przyjazdu i zawartość bagażu. Dobrze mówi po polsku.

Grodno. Miasto-muzeum

Duża liczba zabytków na niewielkiej przestrzeni robi wrażenie. Stara część Grodna przypomina o bogatej historii miasta. Pierwsze pisane informacje pochodzą z początku XII wieku! Wiadomo jednak, że gród warowny istniał tu już dużo wcześniej. Pod koniec XIV wieku Grodno stało się siedzibą księcia Witolda, otrzymało prawa magdeburskie i zostało jednym z głównych ośrodków Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wśród najbardziej zasłużonych dla Grodna władców wymienić należy Kazimierza i Aleksandra Jagiellończyków oraz oczywiście Stefana Batorego, który mieszkał tu przez dłuższy czas, zarządzając Rzeczpospolitą z tutejszego zamku.

Cerkiew świętych Borysa i Gleba na Kołoży, XII wiek!

Cerkiew świętych Borysa i Gleba na Kołoży, XII wiek!

Grodno ma dwa zamki. Oba były kiedyś królewskimi rezydencjami. Położone na sąsiednich wzgórzach połączone są kamiennym mostem. W Starym Zamku znajduje się duże muzeum. Dość zaskakujące, przedziwna mieszanina eksponatów. Znajdujemy w nim przekrój historii miasta (ryciny, makiety, dokumenty i opisy związanych z Grodnem postaci), dużo miejsca zajmuje część poświęcona okresowi II wojny światowej. Na zakończenie na zwiedzających czekają zbiory przyrodnicze. Zobaczymy m.in. wypchane zwierzęta (w tym całą rodzinę żubrów), a zwieńczeniem będą gabloty eksponujące plony białoruskiej ziemi, z cebulą i burakami cukrowymi na czele. Wszystko to w starawych, wymagających remontu i lepszego oświetlenia salach.

Nowy Zamek przebudowano wiele razy. Dziś bardziej przypomina sowiecki gmach, niż rezydencję królewską. W środku znajduje się niewielkie muzeum (trochę zbroi i strojów z epoki). Niezależnie od tego, co dziś znajdziemy w Nowym Zamku, przyjść tu warto. W historii Polski miejsce to odegrało znaczącą rolę. Tu tzw. sejm niemy sankcjonował II rozbiór Polski, a Stanisław August Poniatowski zrzekł się władzy królewskiej.

Charakterystyczny punkt w centrum Grodna. Widoczny budynek to Teatr Dramatyczny

Charakterystyczny punkt w centrum Grodna. Widoczny budynek to Teatr Dramatyczny

Oba zamki wznoszą się na wysokich nadniemeńskich skarpach. Jakież piękne są tu widoki! Z okolic Nowego Zamku widać najważniejszy zabytek Grodna, cerkiew świętych Borysa i Gleba. Architektoniczna perełka. Atrakcja turystyczna tej miary, że tylko dla niej warto by przyjechać na Białoruś. Wzniesiona w XII wieku z cegły i kamienia. Jest świadectwem ówczesnego znaczenia Grodna. W XIX wieku, w wyniku osunięcia się nadrzecznej skarpy prawa ściana świątyni runęła. Odbudowano ją z drewna. Stąd jej dzisiejszy, wyjątkowy wygląd. Nie da się jej pomylić z żadnym innym budynkiem. Koniecznie trzeba wejść do środka. Surowe wnętrze stwarza wyjątkowy klimat.

Co jeszcze warto zobaczyć? W Grodnie przetrwało dużo zabytków sakralnych. Zgromadzone są w starym centrum, wokół placu Sowieckiego (dawniej plac Batorego). Tu znajduje się duży pojezuicki kompleks z pięknym, barokowym kościołem św. Franciszka Ksawerego. Wszyscy zachwycają się jego wnętrzem. Wrażenie robi bogaty ołtarz oraz rokokowe konfesjonały.

Wielka Synagoga

Wielka Synagoga

W zasięgu kilku minut spaceru są jeszcze malownicze i zabytkowe klasztory Brygidek oraz Bernardynów.

Ze świątyń prawosławnych urodą wyróżnia się dziewiętnastowieczna cerkiew monastyru Narodzenia Matki Bożej. Charakterystyczną kopułę ozdobioną gwiazdkami rozpoznamy na pierwszy rzut oka.

W Grodnie, już od XIV wieku, znajdowała się znacząca gmina żydowska. Jeśli chodzi o judaica, zobaczyć trzeba dawną Wielką Synagogę. W środku zaaranżowano nieduże muzeum. W pozostałej części budynku jeszcze trwa remont. W Białymstoku chwalimy się Zamenhofem, ale u nas jego dom się nie zachował. Za to jest w Grodnie! Przy zabytkowej ulicy Kirowa stoi kamienica, w której przez kilka lat mieszkał twórca języka esperanto.

Wejście na teren dawnego getta

Wejście na teren dawnego getta

Nie ma Grodna bez Orzeszkowej! Znajduje się tu ulica jej imienia, pomnik oraz dom, w którym mieszkała do 1910 roku. W dwóch

Pomnik Elizy Orzeszkowej

Pomnik Elizy Orzeszkowej

niewielkich pokoikach stworzono coś w rodzaju izby pamięci. Kilka mebli z epoki, trochę wczesnych wydań jej powieści oraz kilka portretów. W pozostałej części domu znajduje się biblioteka publiczna.

Długo można zwiedzać Grodno wędrując polskimi śladami. Podobnie jak w Wilnie, będzie to ważna lekcja naszej historii. Jeśli ktoś ma więcej czasu, to warto zajrzeć na tutejsze nekropolie. Pochylić się trzeba nad grobami młodych obrońców miasta z września 1939 roku. Wtedy to walcząc z sowieckimi czołgami zginął trzynastoletni Tadeusz Jasiński. W 2009 roku decyzją Prezydenta RP został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Więcej informacji o turystycznych atrakcjach Grodna w artykule: Grodno. Historia i zabytki.

* * *

Jeszcze kilka uwag organizacyjnych.

Rozkład Przewozów Regionalnych na trasie Białystok – Grodno – Białystok może zmieniać się sezonowo. Ten, który opisałem funkcjonuje od 11 maja tego roku.

Odprawa graniczna na dworcu w Grodnie zamykana jest 20 minut przed odjazdem pociągu. Bezpieczniej jest pojawić się przynajmniej pół godziny wcześniej. Ja się spóźniłem. Przy drzwiach tamożnej byłem 18 minut przed odjazdem. Wszystko było już pozamykane. Celnicy i pogranicznicy zeszli ze stanowisk. Słowem, przejście nieczynne. Ale poprosiłem grzecznie i pozdejmowano kłódki, zapalono światło, w zupełnie pustej sali odpraw miły pan podstemplował mi paszport. Wskoczyłem do pociągu na minutę przed odjazdem. Dla jednego spóźnialskiego otworzono przejście graniczne! Przecież to była moja wina, to ja nie dostosowałem się do reguł. A mimo to pomogli mi. Nie zasłonili się autorytetem urzędu i munduru. Lubię takie klimaty.

Ludzie są przyjaźni, w kraju bezpiecznie. W miastach czysto i porządek, władza przykłada do tego dużą uwagę. Turysta naprawdę nie ma się czego obawiać. Śmiało można jechać. I naprawdę warto!

Zobacz też: Na Białoruś bez wiz.

Wycieczki na Białoruś

Dzień Bociana, 31 maja

Święto obchodzimy od 2003 roku. Wprowadzono je z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Przyrody „pro Natura”.

Można powiedzieć, że w samą porę, ponieważ bocian biały wymaga dziś szczególnej uwagi. Przyzwyczailiśmy się, że te ptaki po prostu są. Wrosły w nasz krajobraz. Stały się symbolem kraju. Przynoszą szczęście, wiosnę i dzieci. Od lat powtarzamy, że co piąty bociek to Polak, że w Polsce gniazduje najwięcej bocianów na świecie. Próbujemy wykorzystywać ten fakt do promocji turystyki.

Bocian biały (Ciconia ciconia)

Bocian biały (Ciconia ciconia)

Tymczasem ostatnie dane są mocno niepokojące. Z przeprowadzonego właśnie spisu wynika, że w Polsce bocianów ubywa. W 2004 roku żyło u nas ok. 52 tys. par lęgowych, w tym roku już tylko nieco ponad 40 tys. Wygląda też na to, że Polska straciła palmę światowego pierwszeństwa. Więcej bocianów jest w… Hiszpanii.

Najgorzej jest na zachodzie kraju, gdzie ubytki sięgają nawet 40 procent! W niekorzystnej statystyce przoduje woj. dolnośląskie. Dalej jest opolskie, śląskie i wielkopolskie. Największym zaskoczeniem jest chyba woj. warmińsko-mazurskie. W regionie, który do tej pory uchodził za ostoję tych ptaków, zanotowano znaczący spadek (z 10 tys. par w 2004 roku, do 7 tys. w 2015).

Wygląda na to, że sytuację ratuje woj. podlaskie, gdzie według wstępnych danych, boćków nawet przybyło. Nie będę miał nic przeciwko, jeśli to właśnie Podlasiu przyjdzie nosić zaszczytny tytuł ostoi europejskiego bociana.

Prognozujemy, że w Hiszpanii, która właśnie wyszła na prowadzenie, sytuacja może ulec zmianie. Tamtejsze boćki przestawiły się na śmieciowe jedzenie. Żerują na śmietnikach, trzymają się bardziej miast, niż wsi. Przestały też migrować, zimują na Półwyspie Iberyjskim. Ale do 2020 roku Hiszpania zobowiązana jest zamknąć znaczącą część śmietnisk. Podobna sytuacja jest w Portugalii. Zabraknie łatwego jedzenia (również zimą) i w efekcie zmniejszy się populacja bocianów.

W artystycznej wersji – bocian zielony

Województwo podlaskie próbuje sprostać wyzwaniu. Mamy tu Europejską Wieś Bocianią w Pentowie koło Tykocina.  W 2002 roku utworzono Podlaski Szlak Bociani. Prowadzi przez najcenniejsze przyrodniczo tereny w skali całej Europy. Łączy aż cztery parki narodowe: Białowieski – najstarszy park narodowy w Polsce, Narwiański – zwany polską Amazonią, Biebrzański – największy nasz park oraz znany z pięknych jezior i rzek – Wigierski Park Narodowy. Licząca 412 km trasa wiedzie z Białowieży, przez Narew, Suraż, Tykocin i Goniądz, aż po Stańczyki na Suwalszczyźnie.

Część podlaskiego krajobrazu

Część podlaskiego krajobrazu

Dlaczego w Polsce ubywa bocianów? W opinii specjalistów winna jest zmiana charakteru rolnictwa. Przewidywano to zresztą już 10 lat temu. Wiadomo było, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej nastąpią zmiany w infrastrukturze. W niektórych regionach kraju pola zostały zajęte przez wielkopowierzchniowe monokultury. Osuszono to i owo, uregulowano cieki wodne. Bociany lubią mokre łąki, niewielkie poletka i miedze. Lubią też pasące się na łąkach krowy (zwierzęta kopytami płoszą bocianie ofiary: gryzonie, owady i płazy). Ptaki znikają z obszarów, w których pojawiły się wielohektarowe uprawy kukurydzy i rzepaku, ponieważ bociany nie są w stanie tam żerować. W suche lato nie odchowają potomstwa tam, gdzie zlikwidowano mokradła, starorzecza i sadzawki.

Bocian jest szczególnym towarzyszem człowieka. Jego populacja rozwinęła się w wyniku przekształcenia części bezkresnych puszcz w łąki i pola. Na nich, a nie w lesie, mógł znaleźć pożywienie. Stworzyliśmy bocianom dobre warunki, zżyliśmy się z nimi, wpisaliśmy w naszą kulturę i krajobraz. I właśnie rozpoczęliśmy proces zmiany. Żegnamy się z tymi sympatycznymi ptakami. Rozwijamy wsie w kierunku, który bocianom się nie spodoba.

Oraz bocian biały

Jeszcze jeden niepokojący fakt. W wielu miejscach Polski nie ma już prawie jaskółek. Wychowałem się na podlaskiej wsi. W czasie mojego dzieciństwa te ptaki występowały powszechnie, były czymś oczywistym. Tuż przed deszczem latały nisko jedna obok drugiej. Wiejskie budynki, chlewy i chlewiki oblepione były ich gniazdami. A dziś? Rażąco ograniczono, niemal wyeliminowano tradycyjną hodowlę zwierząt. Wybudowano nowoczesne farmy, hermetyczne fabryki mięsa, jaj i mleka. Zniknęły więc i muchy. A z nimi również jaskółki. Grozi nam, że za kilka lat dzieci nie będą rozumiały przysłowia, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni.

Przełom maja i czerwca to dobry moment na bocianie święto. Akurat wykluwają się młode. Oby było ich jak najwięcej! Za kilka tygodni będziemy oglądać ich pierwsze loty.

Puńsk (Punskas). Litwini w Polsce

Jedną z wielu turystycznych atrakcji Suwalszczyzny jest jej wielokulturowość. Obszar niegdyś zamieszkiwany przez Jaćwingów, u schyłku średniowiecza zasiedlony został przez żywioły etniczne idące z kilku kierunków. Poza Polakami i Rusinami znaleźli się tu również Litwini. Później doszli jeszcze Tatarzy, Karaimi, Żydzi, Niemcy i rosyjscy staroobrzędowcy. A wszystko to na stosunkowo niewielkim obszarze. Mieszanka religii, tradycji i języków.

Dwujęzyczna tablica przy wjeździe do wsi

Dwujęzyczna tablica przy wjeździe do wsi

Jeśli przyjedziecie w okolice Suwałk, pofatygujcie się do Puńska. Mało jest tak oryginalnych gmin. Aż 80 proc. mieszkańców to Litwini. To szczególny przypadek, kiedy mniejszość jest większością.

Umówieni jesteśmy z wójtem, Witoldem Liszkowskim. Podjeżdżamy pod urząd gminy. Właśnie skończyła się sesja rady. Przed wejściem do urzędu grupa osób. Rozmawiają. Oczywiście po litewsku. Wójt przyjmuje nas poczęstunkiem (wschodnia gościnność). Pytamy o turystykę w regionie, ale też o specyfikę gminy. Co wyjątkowego? Szkoły, w których językiem nauczania jest litewski (rodzice wybierają czy dziecko będzie uczyło się matematyki i geografii po polsku czy po litewsku). Nazwy miejscowości w dwóch językach. Zespoły folklorystyczne, w których tańczą już czteroletnie dzieci. Kilka wydawnictw. Na pierwszy rzut oka widać, że poczucie przynależności narodowej bardzo tych ludzi łączy i motywuje. Są aktywni. Obserwujemy pracę urzędu, dzwonią telefony, przychodzą interesanci, dominuje język litewski.

Galeria Stara Plebania

Galeria Stara Plebania

Bliżej przyglądamy się turystyce. Miejscowość jest niewielka, położona z daleka od popularnych szlaków, więc i turystów niezbyt wielu. Infrastruktura wcale nie jest zła. Znajdziemy tu kilka naprawdę dobrych regionalnych restauracji (kuchnia litewska). Jest też co zobaczyć. A hotele? Baza noclegowa dla większych grup jest w pobliskich Suwałkach (zobacz: hotel Suwałki). W regionie są kwatery agroturystyczne. Nie ma więc problemu. Czego zatem Puńsk potrzebuje? Chyba promocji. I kilku pomysłów na komercjalizację tego, co ma. Dziś turyści szukają czegoś oryginalnego. Lubią egzotykę i zaskakujące, nieodkryte jeszcze atrakcje. W takim ujęciu Puńsk dysponuje mocnymi atutami! Podobnie zresztą jak spora część Suwalszczyzny i województwa Podlaskiego.

Motywem zdobniczym plakatu jest oczywiście litewska krajka

Plakat na drzwiach pracowni

Zwiedzić i obfotografować należy niewielki, ale uroczy skansen. Obowiązkowo wizyta w muzeum ulokowanym w starej plebanii. Sam budynek jest atrakcją. W środku ciekawe zbiory – świadectwa historii tych ziem. Turystom można organizować warsztaty rękodzieła. W budynku szkoły znalazły swoje miejsce niewielkie pracownie, tkacka i stolarska. Dzieci chętnie uczą się tradycyjnych technik. Najciekawsze wydają się krajki, czyli wzorzyste pasy, towarzyszące człowiekowi od narodzin do śmierci. Nimi dekorowane były kołyski, ubrania dzieci i weselne stroje. Na krajkach spuszczano trumnę do grobu. Wchodzimy do kościoła w Puńsku, ściany udekorowane tym samym wzorem. Jeśli ktoś szuka jednej, typowo litewskiej pamiątki, którą mógłby kupić na Suwalszczyźnie, to będzie to krajka.

Na jak długo trzeba tu przyjechać? To zależy. Jeśli to grupowa, intensywna wycieczka, to wystarczy kilka godzin zakończonych pysznym obiadem (kartacze, soczewiaki lub litewskie bliny, a na deser oczywiście mrowisko – kopiec cienkich faworków polany miodem). Ale jeśli ktoś szuka dłuższego wypoczynku w ciszy i spokoju, znajdzie tu wyśmienite warunki. Puńsk jest malowniczo położony nad niewielkim jeziorkiem. Dookoła pola, laski i pagórki. Sielsko. Na wakacje akurat.

Jak daleko jest do Puńska? Z Suwałk to niecałe 30 km, z Białegostoku 160, a z Warszawy 320. Do przejścia granicznego z Litwą (Budzisko) jest ledwie 8 km.

Litewskie, wielokulturowe tematy czekają na nas również w pobliskich Sejnach. Po drodze do tego ciekawego miasteczka zatrzymajmy się w Osadzie Jaćwiesko-Pruskiej. To mocno oryginalne miejsce. Gospodarz, Piotr Łukaszewicz, własnym sumptem stworzył coś, co ma przypominać o dawnych mieszkańcach tych ziem. Są tu miejsca mocy, ogrodzony palisadą gród obronny i przedchrześcijański święty krąg. Pan Piotr oprowadza po obiekcie, wiele opowiada i stara się zainteresować przybyszów historią przodków.

Skansen w Puńsku

Skansen w Puńsku

Więcej o atrakcjach regionu w artykułach Suwalszczyzna oraz Sejny. Miasteczko na kresach.

Dziękuję Pani Jolancie Łatwis z urzędu gminy w Puńsku za pomoc w organizacji naszej wycieczki!

More info about Suwałki Region (Suwalszczyzna) on our website in English: Poland Tour Operator, Suwalki Region.

Strona 10 z 38

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén