Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Kategoria: Bez kategorii (Strona 31 z 32)

O podróżach bez fotografii

Wczoraj bardzo udane spotkanie ze studentami Akademickiego Klubu Turystyczno-Krajoznawczego na Uniwersytecie w Białymstoku. Pawłowi Kamińskiemu dziękuję za zaproszenie! Było nie tylko miło, ale i kształcąco. Pojawił się nawet wątek eksperymentalny: brak zdjęć ilustrujących rozmowę. Spotkanie poświęcone podróżom bez fotografii! Kto dziś robi takie rzeczy? Jeśli są takie osoby czy instytucje, to proszę o kontakt. Chętnie wymienię się przemyśleniami.

 

Organizatorzy jak najbardziej się przygotowali, ładna sala, rzutnik, ekran. To ja sprawiłem niespodziankę przychodząc bez materiału do prezentacji. Zamiast pokazu slajdów wyszła dyskusja. Ciekawa, momentami emocjonująca. O świecie, trochę o filozofii podróżowania, o zderzeniu Europejczyka z Innym.

 

Najłatwiej pokazać zdjęcia. Jakieś półnagie panie z Etiopii, kremacyjne stosy z Nepalu… Szok, zdziwienie, śmiechy na sali. Krótki komentarz i załatwione. Przepis na sukces. Trochę przesadzam, ale coś w tym jest. Cywilizacja obrazkowa. Często po prostu płytka.

 

Nie znaczy to, że nie ma dobrych spotkań z prezentacją fotografii. Oczywiście są. Ale mnie  coraz bardziej ciągnie w inną stronę. Stąd wczorajsza próba. Według mnie ciekawa i warta kontynuacji.

 

PS. Zdjęcia oczywiście lubię i robię. Oto jedno z nich. Ulica w Luksorze (Egipt), widok inny od tych, które na co dzień oglądają turyści.

  

 

Po lekturze biografii Kapuścińskiego

Przeczytałem „Kapuściński non-fiction”. Czytałem długo, niektóre fragmenty po kilka razy. Wrażenie ogromne, takie, że muszę odczekać zanim pozbieram myśli. Zobaczę co zapamiętam, co niejako automatycznie, trochę poza mną, umysł uzna za istotne. Jeśli nic, to znaczy, że nie ma o czym pisać.

 

Za dużo szumu. Wszyscy piszą, dyskutują; w radiu, w telewizji. Najmniej o – moim zdaniem – najistotniejszych kwestiach z tej książki. Metodologia reportażu, historia PRL-u, teczki, małżeńskie problemy… To króluje. A ja bym chciał o Etiopii, o Indiach, o Egipcie, o Bliskim Wschodzie… A najbardziej o tej szczególnej, mistycznej więzi Kapuścińskiego z Herodotem. Chyba, że i to autor po prostu wymyślił, genialnie tworząc własną legendę. Nie wiem. Domosławski sprawił mi kłopot. Dlatego potrzebuję czasu.

 

Żeby odreagować sięgnąłem po przeczytane już książki Kapuścińskiego. Czytam „Autoportret reportera” złożony z prasowych wypowiedzi mistrza reportażu i „Podróże z Herodotem”. Sama lektura literackiego języka Kapuścińskiego przynosi ulgę, daje zadowolenie, przyjemność. Cieszą się tym pamiętając oczywiście o wszystkich merytorycznych zastrzeżeniach, które miałem od kiedy zacząłem jeździć po świecie.

 

Weźmy fragment z „Podróży z Herodotem”. Rozdział o wizycie autora w Kairze („Widok z minaretu”). Jest tak nieprawdopodobny, tak nierealny, że tylko jakimś cudem może być prawdziwy. Reporter specjalizujący się w krajach Trzeciego Świata, radzący sobie w trudnych warunkach, mógł być aż tak  naiwny? Tak strachliwy? Spanikowany? I tak pozbawiony elementarnego zrozumienia dla miejsca, w którym się znalazł? Możliwe? Raczej nie. Ale tekst wyszedł z tego piękny! O to chodziło? Tekst ponad wszystko?!

 

Bywało różnie. Z pół roku temu, przygotowując się do kolejnej wyprawy na Bliski Wschód sięgnąłem po książkę do której nie zaglądałem od czasu studiów. To „Chrystus z karabinem na ramieniu”. Niektóre fragmenty (rozdział „Fedaini”) czyta się z trudnością. Za bardzo razi prosta peerelowska propaganda. Dobrzy Arabowie, źli Izraelczycy. Brakuje wyważonych sądów, rzeczywistych prób zrozumienia problemu. Gdzie się podziała wielkość autora? W książce Domosławskiego nie znajduję na to odpowiedzi! Póki co. Może przyjdzie z czasem.

Zobacz też: Biografia Kapuścińskiego.

Skarby Troi w Hrubieszowie!

Jedyne w Polsce miejsce wystawienia słynnej kolekcji to niewielkie powiatowe muzeum! Coś wspaniałego! Jak promocja miasta! Białystok żeby to przebić musiałby ściągnąć z Kairu skarby Tutenchamona. Panie prezydencie, do dzieła!

Od 1 marca do końca maja w Muzeum im. ks. St. Staszica w Hrubieszowie możemy zobaczyć wystawę prezentującą skarby Troi, wykopane przez Henryka Schliemanna.

Na wystawie „Troja – Sen Henryka Schliemanna” znajdzie się ponad 400 eksponatów z muzeum w Berlinie, pochodzących z okresu ok. 1300 do 1600 r. p.n.e.

Wystawa, w skromniejszej wersji, gościła już w Polsce (w latach 2006-2007) w największych archeologicznych muzeach kraju (odwiedziło ją 70 tys. osób). Tym razem będzie pokazana tylko w Hrubieszowie; stąd pojedzie do Sztokholmu, a następnie na kilka lat do Ameryki Południowej.

Wystawa została przygotowana w wersji polsko-ukraińskiej. Katalog i wszystkie opisy są sporządzone po polsku i po ukraińsku. Znowu brawo! Podziwiamy, zazdrościmy. Weźmiemy przykład?

Miliony Polaków w Egipcie i Tunezji

Choć to niedziela, czas odpoczynku, to nie ma wyjścia, trzeba usiąść i napisać. Nieczęsto bowiem trafia się tak ważny powód. Wczoraj dostarczył go prezes Kaczyński. W paru słowach wyniósł turystykę na czołówki serwisów informacyjnych i programów publicystycznych, telewizyjnych i radiowych. Brawo! My, robiący w podróżach, czujemy się dowartościowani. Nasza ciężka praca została politycznie doceniona!

Zacytujmy wypowiedź prezesa:

Plaże Egiptu, Tunezji są dzisiaj zaludnione przez Niemców, Francuzów, Anglików, po części też Rosjan czy Czechów, Polaków tam niezbyt wielu. W 2020 roku muszą być tam miliony Polaków.

Nie mam nic przeciwko milionom Polaków w tych krajach. Lubię Egipt, spędziłem tam masę czasu, tam zaczynałem swoją przygodę z podróżami. (Zobacz: Egipt po raz pierwszy). Dziś żyję, między innymi, ze sprzedaż wycieczek do Egiptu, to nasza specjalność. Warto wszakże zauważyć, że już, i to od ładnych kilku lat, są tam setki tysięcy Polaków. Egipt jest w czołówce destynacji. Trudno o drugi tak atrakcyjny kierunek. Bo całoroczny, bo stosunkowo blisko, i tani! Z tego ostatniego powodu wcale nie królują tam Anglicy, Niemcy czy Francuzi. Ci wybierają droższe wycieczki: Tajlandię, Indie, Sri Lankę, Meksyk i Kubę, a bliżej głównie Wyspy Kanaryjskie i Maroko – to zimą. Natomiast latem południową Europę: Hiszpanię, Włochy, Portugalię.

A my już, a nie dopiero w 2020 r., rządzimy w Egipcie, Tunezji i Turcji. Podobnie jak Rosjanie (ci również z powodu braku wiz), Czesi, Słowacy, Węgrzy i Rumuni.

Ambitny cel na 2020 r.? Żeby było nas stać na droższe wakacje w dalekiej Azji, w Ameryce Południowej, na wyspach Polinezji Francuskiej… To z jednej strony. A z drugiej, politycy powinni raczej myśleć o tym, jak zrobić z Polski atrakcyjną i masową destynację turystyczną. Jak przyciągną turystów, żeby w naszym kraju zostawili duże pieniądze. Oto wyzwanie!

Kaziuki w Wilnie i w… Grodnie

Wczoraj w Wilnie rozpoczął się Kaziuk, najbarwniejsze święto miasta. To duży jarmark uliczny (w tym roku około tysiąca wystawców!). Zawsze w weekend na początku marca. Trochę jeszcze w zimowej atmosferze, ale już kolorowo, na wesoło, w oczekiwaniu wiosny.

Byłem tam w zeszłym roku. Straganów masa, ludzi jeszcze więcej. Dobra wszelkiego zatrzęsienie, ale najważniejsze są palmy wielkanocne i pierniki – takie na prezenty, z napisami, dedykowane. Można by je chyba uznać za „pierwowzór” walentynek. Zobacz też artykuł o turystycznych atrakcjach Litwy.

Kaziuki

To nic, że jeszcze odrobinę zimno. Na ulicy, z wielkich kotłów serwowane jest grzane wino i piwo. A i coś mocniejszego się znajdzie. Do tego kiełbasy, bigosy, kiszki, placki, babki… Litwa kulinarnie dobrze stoi. Lubię tam jeździć. Zjeść dobrze można.

Oczywiście szukamy głównie tradycyjnego rękodzieła, sztuki ludowej, zapomnianego już prawie rzemiosła. Znajdujemy. Tak to, nie po raz pierwszy z resztą, turystyka ratuje tradycyjną kulturę.

Wilno, Ostra Brama

Kaziukowe pochody i jarmarki urządzano w Wilnie od 1636 roku. Święto powstało dla uczczenia królewicza Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Wnuk Władysława Jagiełły i syn Kazimierza Jagiellończyka przygotowywany był przez ojca do objęcia tronu. Zmarł jednak przedwcześnie w Grodnie, w trakcie podróży do Lublina. Pochowany został w Katedrze Wileńskiej. Kanonizowany w 1604 roku. Najprawdopodobniej uroczystości kanonizacyjne stały się pierwowzorem późniejszych pochodów, które z czasem przerodziły się w barwne święto wzbogacone o jarmark.

Kaziuk przypomina nam lata wielkości dynastii Jagiellonów. Jakiż to był kraj! Kazimierz Jagiellończyk uważany był za najsilniejszego władcę Europy. Korona i Księstwo Litewskie, to obszar wielu kultur, religii. Tak zróżnicowany i tak wspaniały. Potencjalne trudności, kłopoty, zamieniono umiejętnie na państwowotwórcze, pozytywne wartości. Jaka mądrość ówczesnych elit. Ale kto teraz o tym pamięta? A warto! Chociażby z tego powodu trzeba pojechać do Wilna. By usiąść w Katedrze i podumać. Wycieczka na Kaziuki w Wilnie.

Troki zimą

Dzięki turystom, być może, odrodzi się kaziukowy jarmark w Grodnie. Powoli, od kilku lat, do mediów przebijają się informacje, że Grodno też ma takie tradycje. Wyplenione w czasach ZSRR, próbują wrócić. W sensie użytkowym, jako atrakcja turystyczna. Daj Boże! Grodno, to piękne miasto. I bardzo blisko mojego Białegostoku. Gdyby jeszcze nie te wizy.

Wycieczki na Litwę.

Skanery na lotniskach i nagi biust kobiety

Wczoraj jeden z portali donosił o dwóch (podobno pierwszych) przypadkach, kiedy to pasażerowie odmówili kontroli skanerem na lotnisku. Rzecz miała miejsce w Manchesterze. Dwie kobiety nie poddały się prześwietleniu i nie zostały wpuszczone do samolotu. Jedna odmówiła z powodów zdrowotnych, druga, muzułmanka, ze względów religijnych.

Informacji towarzyszyło przykładowe zdjęcie kobiety ze skanera. Chyba mocno przesadzone, podrasowane. Pewnie dlatego informacja ukazała się na plotkarsko-sensacyjnym deser.pl. Na zamieszczonym zdjęciu widać, na przykład, bardzo dokładnie piersi kobiety. To chyba typowa dziennikarska sensacja. Widziałem taki skaner niedawno na lotnisku w Amsterdamie. Miałem do wyboru, nowoczesne urządzenie lub tradycyjne prześwietlanie. Oczywiście zdecydowałem się na skaner. Ciekawość zawodowa. Oglądałem swoje zdjęcie. Można na nim dostrzec tylko niewyraźny zarys postaci, bez szczegółów. Nie pokaże nam ani piersi u kobiet, ani czegoś innego u mężczyzn. Kropkami zaznacza natomiast miejsca, w których znajdują się dodatkowe przedmioty, chusteczka czy plik banknotów w kieszeniach spodni, albo materiał wybuchowy ukryty w bieliźnie. Na podstawie tego kontrolujący wiedzą, co trzeba sprawdzić.

Zupełnie już żartobliwie, można by powiedzieć, że blady strach padnie na panie chirurgicznie modelujące sylwetkę. Podobno skanery pokazują silikon. Biedne gwiazdy, gwiazdki i gwiazdeczki. Taki wstyd! A jak demaskatorskie zdjęcie przedostanie się do mediów, to dopiero.

I pomyśleć, że informację, o niepoddaniu się kontroli przez dwie osoby, podjęły kolejne media. Dziś słyszałem o tym w radiu, wczoraj – jak mówią mi znajomi – były informacje w telewizji. Po co, dlaczego? To ważne? Naprawdę, dwóch pasażerów? Na miliony latających? Coraz częściej wydaje mi się, że dziennikarz informacyjny jest automatem, maszyną do przekazywania newsów dalej. Chociażby najgłupszych, bezrefleksyjnych; byle zwracały (raczej: zawracały) uwagę odbiorcy.

Czemu służyć ma ta atmosfera strachu? Po co zdjęcie z nagim biustem kobiety? Żeby wystraszyć inne panie (panów może z resztą też, wezmą i zakażą żonom i córkom latania samolotami). Po to żeby ludzie zaczęli narzekać, na to, co akurat ma sens? W przeciwieństwie do rygorystycznego zakazu wnoszenia na pokład samolotu płynów, skanery służą dobrej sprawie. Można ustawić je tak, że zdjęcie będzie niewyraźne, a obsłudze da wyłącznie te informacje, od których zależy nasze bezpieczeństwo.

Jarosław Kret „Moje Indie”

Nie ma cudów, spodziewałem się tego, ale nie sądziłem, że będzie aż tak. Jeżdżę jako pilot ponad dziesięć lat, „zaliczyłem” więc też sporo głośnych książek. Bywa, że trzeba się z tym zmierzyć. Skomentować, wytłumaczyć, czasami pokazać inny punkt widzenia, przedstawić alternatywne teorie. Czasem, niezasłużenie,  popularną staje się byle jaka publikacja.

Wyjazd do Indii na poczatku tego roku zbiegł się z promocją książki Jarosława Kreta „Moje Indie”. Znana z telewizji twarz, kusząca okładka. W efekcie pewnie całkiem spora sprzedaż. W naszej grupie ma ją kilka osób. Czytają w autokarze, pożyczają sobie. Pada też oczywiście pytanie – co sądzę o książce. Mam z tym kłopot natury grzecznościowej. Widzę, że turystom się podoba, trochę mi głupio powiedzieć wprost,  że to słaba książka. Bo i język niezbyt literacki, i wiedza autora na temat Indii pobieżna, przypadkowa, złapana gdzieś na ulicy czy w rozmowie ze znajomymi Hindusami. Bez sprawdzenia i dokładniejszego przestudiowania tematu. Autor bierze Indie „na żywca”, jedzie tam zupełnie zielony. W efekcie tematy znane, szeroko już wcześniej opisane, są dla niego całkowitym zaskoczeniem. Tu muszę docenić oryginalność Kreta – nie znam innego takiego przypadku! Dziennikarze, reportażyści, piszący podróżnicy, wszyscy przygotowują się przed wyjazdem, jadą z walizką wiedzy. A po powrocie studiują znowu, uzupełniają, sprawdzają, dociekają…Ryszard Kapuściński był zdania, że na jedną napisaną stronę trzeba przeczytać przynajmniej sto. Kret tego nie robi. I może to właśnie, paradoksalnie, przez niektórych, uznane będzie za atut tej książki. Jeśli czyta ją ktoś, kto dużo wie o Indiach, nie znajdzie tam nic ciekawego, będzie raczej poirytowany brakami wiedzy autora. Ale ktoś, wchodzący dopiero w temat, może widzieć tu atrakcyjną, zaskakującą i dowcipną opowieść. Mnie to nie było dane.

Chętnie więc oddam swój egzemplarz książki. Zwycięzcę wybiorę (lub wylosuję) spośród osób, które napiszą najciekawszy komentarz do powyższego wpisu. Rozstrzygnięcie „konkursu” 15 marca 🙂 Pomysł na takie rozwiązanie zaczerpnąłem z ajaczytam.blox.pl, za co dziekuję!

  

Edukacja i praca w turystyce

Dziś z kolejną grupą zaczynam zajęcia na kursie rezydentów biur podróży. Kilka lat temu, bombardowany przez biura ofertami pracy, wymyśliłem takie szkolenie. Okazało się strzałem w dziesiątkę. Każdego roku kilkudziesięciu naszych absolwentów podejmuje pracę rezydenta w różnych krajach, najczęściej są to Turcja, Bułgaria, Egipt, Grecja, Hiszpania i Tunezja.

Idea kursu jest prosta: żadnych nieprzydatnych teorii, czysta praktyka, zajęcia w formie ćwiczeń, praca na autentycznych materiałach. W efekcie osoba kończy kurs w środę, a w czwartek może jechać do pracy i bez żadnego dodatkowego przygotowania, z marszu, może stanąć do pracy!

Dlaczego o tym piszę? Żeby podać pozytywny aspekt edukacji w turystyce, żeby pokazać, że można przygotować do pracy. Co więcej, można pomóc tę pracę znaleźć.

Do naszego biura podróży, na praktyki, zgłaszają się studenci kierunków turystycznych. Po kilku latach studiów nie umieją niemal niczego, co można by wykorzystać w pracy! Po co studiują, kto i czego ich uczy, kto zatwierdza programy? Duża państwowa uczelnia w naszym mieście, wliczając zaocznych i wieczorowych, to setki studentów. Ale żeby mieć dobrego, wykwalifikowanego pracownika w biurze podróży trzeba go sobie samemu wykształcić! Absurd? Oczywiście. Ale absurdy, które na dużą skalę, dzieją się na naszych oczach, powszednieją, przyzwyczajamy się do nich, zaczynamy traktować jak coś najzupełniej normalnego.

Więcej o pracy rezydenta: edusfera.pl 

Kapuściński non-fiction

Już mam! Kupiłem. Od razu po pracy pobiegłem do księgarni. Kupiłbym oczywiście i bez tej całej medialnej wrzawy. Czekałem na tę książkę.

Pokaźne dzieło, 600 stron. Zdążyłem przejrzeć pobieżnie. Zamieszczony na początku książki cytat z G. G. Marqueza wydaje się idealnie oddawać atmosferę sporów wokół pracy Artura Domosławskiego:

Każdy człowiek ma trzy życia: publiczne, prywatne i sekretne.

Jeśli dobrze rozumiem, to właśnie o to trzecie życie Kapuścińskiego trwa spór. Nie wiem, może autor biografii popełnił jednak błąd zamieszczając w książce sekrety z prywatnego, małżeńskiego życia. Może bez tego książka byłaby równie atrakcyjna.

Dzisiejsza „Rzeczpospolita” zamieszcza informację, że wdowa po pisarzu próbuje zablokować publikacje biografii w innych krajach. Wydawcy książek Kapuścińskiego z Francji, Włoch i Hiszpanii podobno zrezygnowali z publikacji pracy Artura Domosławskiego. Nie dlatego, że jest słaba. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, Alicja Kapuścińska zagroziła, że cofnie wydawcom zgodę na wznawianie książek męża.

Dobrze, że nie udało się zrobić tego w Polsce.

Cieszę się i idę czytać. Ale wyłączni rozdziały o reporterskiej pracy cesarza reportażu. Tych o rodzinnych sekretach jakoś mi się nie chce.

Biografia Kapuścińskiego

No i zaczęło się! W radiu, w telewizji, w gazetach. Wszędzie o biografii Kapuścińskiego. Domosławski nie spodziewał się chyba aż takiej promocji. Komentarze od pochlebnych po gromy z jasnego nieba. Ja, w każdym bądź razie, nie mogę doczekać się już tej książki. I chyba raczej pominę rozdziały napisane w oparciu o materiały IPN, wątek agenturalny mało mnie interesuje. Z kilku powodów, o które można się spierać i dyskutować niemal bez końca, ponieważ często jest to kwestia raczej emocji niż faktów. Wspomnę więc o nich tylko dla formalności, właściwy powód zostawiając na sam koniec.

Po pierwsze wiadomo, że Kapuściński uważał PRL za swój kraj, a socjalizm za ustrój lepszy od kapitalizmu; jeśli więc pracował dla jego sukcesów, był w tym uczciwy. Po drugie rzecz dotyczy wywiadu i działalności za granicą. Nie ma cudów, wszystkie wywiady próbują wykorzystywać swoich dziennikarzy zagranicznych, a w wydaje się, że w czasach zimnej wojny było to coś niemal standardowego. Można wymieniać dalej: podobno nikomu nie zaszkodził (skąd to wiadomo?), podobno współpraca była incydentalna, itd.

To nie wątek agenturalny w biografii Kapuścińskiego jest najciekawszy! Sprowadzić dyskusję o takim autorze do zawartości teczek IPN, byłoby pauperyzacją intelektualną! Chcemy rozmawiać o wyjątkach z życia, czy o twórczości, która już od lat jest samoistnym, niezależnym bytem?

Pytanie właściwe brzmi: Ile prawdy jest w dziełach cesarza reportażu, a ile własnej kreacji?  I jakiej natury jest ta kreacja? Dowolna i swobodna, na podstawie odczuć, niejasnych zapachów, nieuchwytnej mgiełki wrażeń? Poznając dokładniej kraje, o których Kapuściński pisał, często takie właśnie wyciągałem wnioski. Tak było w Egipcie, podobnie w Etiopii. Nie miałem tego za złe autorowi! Traktowałem kolejne książki jak wyśmienitą literaturę (wspaniały język, prostota przekazu, klimat). Nie szukałem tam informacji. daleki byłem od budowania na tej literaturze swoich opinii.

Czekam więc na książkę Domosławskiego w nadziei na intelektualną przygodę. Czekam na próbę wyjaśnienia fenomenu Kapuścińskiego. Oby to była pasjonująca lektura. Przede wszystkim poświęcona warsztatowi mistrza reportażu. Również jego umiejętności budowania własnej legendy.

Na zdjęciu tron cesarza Etiopii. To właśnie historii o Hajle Selasje Kapuściński zawdzięcza początek wielkiej światowej kariery.

Zobacz więcej na temat Etiopii.

Strona 31 z 32

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén