Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Kategoria: Bez kategorii (Strona 9 z 32)

Mikołaj Przewalski

Między innymi z jego powodu wybrałem się do Kirgistanu. Chciałem zobaczyć miejsce, gdzie został pochowany. Podróżnik i odkrywca, który w drugiej połowie XIX wieku zyskał wielką światową sławę. Bohater carskiej Rosji, honorowany również w czasach ZSRR.

Przewalski w latach 80. XIX wieku

Przewalski w latach 80. XIX wieku

Przewalski towarzyszy mi od kilku lat. Można powiedzieć, że prawie się z nim zaprzyjaźniłem. Najpierw przeczytałem co się dało, później stworzyłem własny obraz postaci. A wszystko przy okazji Gruzji.

Czytelnicy tego bloga wiedzą, że na Kaukaz jeżdżę od lat. Postać Przewalskiego powraca za każdym razem, kiedy zbliżamy się do Gori, rodzinnego miasta Józefa Stalina. Opowiadam wtedy turystom różne ciekawostki. Poruszamy rzecz jasna i temat ewentualnych polskich korzeni krwawego dyktatora. To stara teoria, narodziła się już w dzieciństwie Dżugaszwilego. Obecna była również w czasach rządów despoty, podtrzymywana później ochoczo przez Chruszczowa. Nowe życie zyskała po rozpadzie ZSRR i upadku cenzury. Księgarnie wypełniły się mniej lub bardziej sensacyjnymi biografiami zbrodniarza. W wielu z nich przewijała się postać Przewalskiego. Według części badaczy, to on mógł być biologicznym ojcem Stalina!

Nie wszyscy się z tym zgadzają. Wśród historyków trwa spór o to, czy Mikołaj Przewalski kiedykolwiek był w Gori. Część uważa, że mieszkańcy gruzińskiego miasteczka pomylili go z jego bratem lub innym oficerem o tym samym nazwisku. Ale skąd w ogóle ta teoria?

Stalina urodził się w domu szewca Wisariona Dżugaszwilego. Z czasem ojciec popadł w alkoholizm, katował żonę i dziecko, a w końcu opuścił rodzinę. Matka, żeby utrzymać siebie i syna najmowała się jako praczka i pomoc domowa. Z całą pewnością nie stać jej było na opłacenie edukacji, którą otrzymał późniejszy dyktator (m.in. prywatnego nauczyciela języka rosyjskiego). Ktoś w tajemnicy musiał pokrywać te koszty, z których najwyższym było czesne seminarium duchownego w Tbilisi. Stalin opuścił je na ostatnim roku. Kto był sponsorem? Biografowie zebrali plotki krążące po Gori. Matka Dżugaszwilego podobno miewała romanse. Wśród podejrzanych, poza Przewalskim, był miejscowy sklepikarz, oficer policji i prawosławny ksiądz.

Zwolennicy polskich korzeni powołują się na wizerunek obydwu postaci. Jeśli popatrzymy na zdjęcie Przewalskiego z lat 80. XIX wieku i portret Stalina, to istotnie mamy zaskakujące podobieństwo. Kilka lat temu rosyjscy historycy próbowali je wytłumaczyć dowodząc, że autor najbardziej znanego portretu dyktatora, sugerował się wizerunkiem Przewalskiego. Najzwyczajniej w świecie poddał korekcie twarz Stalina upodabniając go do słynnego podróżnika. Po co, dlaczego? Może Stalin wolał być synem odkrywcy i uczonego, niż szewca i pijaka. Wśród szaleństw dyktatora, to wcale nie byłoby największe.

Znaczek pocztowy z 1947 roku

Znaczek pocztowy z 1947 roku

Podobno zrobiono badania DNA w męskiej linii potomków Stalina i brata Mikołaja Przewalskiego (on sam oficjalnie nie miał dzieci). Podobno wyniki nie potwierdzają tej teorii. U potomka Stalina chromosom Y właściwy jest Osetyjczykom, a u Przewalskiego mieszkańcom środkowej i północnej Europy. I tak właśnie jest z tą teorią. Dużo tych „podobno”. Z marną szansą na ostateczną weryfikację. Zobacz też: Muzeum Stalina w Gori.

Niezależnie od tego jak było naprawdę, trzeba zadać pytanie czy Mikołaj Przewalski był Polakiem? Dlaczego uważamy go za rodaka? Był carskim oficerem, w chwili śmierci w stopniu generała – majora. Walczył w powstaniu styczniowym, ale po rosyjskiej stronie! Właśnie kończył szkołę oficerską i zaciągnął się na ochotnika, podobno, żeby uniknąć egzaminów i wcale nie brał udziału w bitwach. Po powstaniu został w Warszawie na dłużej. W warszawskiej szkole kadetów wykładał  geografię i historię. Tworzył też bibliotekę. Utrzymywał kontakty z polskimi naukowcami. Również później, po powrocie do Rosji. Zabierał ich na swoje wyprawy.

A nazwisko? Jego przodek, Korniło Perewalski, był kozakiem. Za zasługi wojenne dostał herb szlachecki od Batorego. Zmienił nazwisko i stał się Polakiem. Pewnie byłby to piękny początek  historii tego rodu w ramach Rzeczpospolitej, ale jego syn zbuntował się, uciekł z kolegium jezuickiego, wrócił do prawosławia i ruszył na wschód. W ten sposób przodkowie naszego bohatera trafili do armii carskiej.

Pomnik Przewalskiego nad jeziorem Issyk-kul

Pomnik Przewalskiego nad jeziorem Issyk-kul

Historycy znad Wisły twierdzą, że Mikołaj Przewalski miał świadomość polskich korzeni, ale zwyciężyło w nim poczucie rosyjskiej państwowości. W każdym bądź razie, do światowej historii przeszedł jako odkrywca, podróżnik i naukowiec rosyjski.

Ze stołecznego Biszkeku jadę na wschód Kirgistanu, w stronę chińskiej granicy, do miasta Karakoł. Piękne to miejsce. Olbrzymie jezioro Issyk-kul otoczone jest przez ośnieżone góry. Najwyższy szczy Tieńszanu, Pik Pabiedy ma 7439 m n.p.m. Bliżej wody wzrok cieszą malownicze zielone łąki przyozdobione niewielkimi skupiskami jurt.

W tej okolicy jesienią 1888 roku zmarł Przewalski. Był w trakcie kolejnej wyprawy.  Tu go pochowano, a na rozkaz cara miasto przemianowano na Przewalsk. Tę nazwę nosiło też w czasach Związku Radzieckiego. Dopiero w 1992 na powrót stało się Karakołem.

Muzeum Przewalskiego

Muzeum Przewalskiego

Kompleks poświęcony pamięci Przewalskiego to park o obszarze 10 ha. Znajduje się w nim muzeum, kaplica oraz pomnik i grób podróżnika. Ważne miejsce. W dniu ślubu młode pary przyjeżdżają tu złożyć kwiaty i zrobić fotografie. Pytam o źródła tego zwyczaju. Jakoś nie potrafili mi wyjaśnić. Po prostu – mówią – wszyscy tak robią, taka tradycja. Widać Przewalski przejął tu rolę Lenina, u stóp którego w niejednym postradzieckim mieści nowożeńcy składają kwiaty. Ciągle, mimo upływu lat, z przyzwyczajenia.

Jak wygląda muzeum? Budynek całkiem spory, ładny, w klasycystycznym stylu. Ekspozycja ma już swoje lata, daleko jej do atrakcji nowoczesnych multimedialnych muzeów. Ale przecież nie o to tu chodzi. Zainteresowani postacią Przewalskiego zobaczą mnóstwo dokumentów i fotografii z jego życia. Naprzeciw wejścia wielka mapa Azji. Na niej zaznaczone trasy kolejnych ekspedycji. Miała robić wrażenie. I robi. Nasz bohater przemierzył ponad 30 tys. km.

Muzeum zwiedza się w towarzystwie lokalnego przewodnika. Przysłuchiwałem się opowieści kilku z nich. Zaczynają standardowo, od tego, że Przewalski był olbrzymem. Miał 2 m wzrostu, a pod koniec życia ważył aż 140 kg.

Cieszył się dobrym zdrowiem. Dzięki temu był w stanie wytrzymać trudy ówczesnych wypraw. Docierał do najbardziej niedostępnych zakątków Azji Centralnej. Eksponaty, ryciny i prace naukowe, które stamtąd przywoził zyskiwały światowy rozgłos. Odkrywał i opisywał nieznane wcześniej gatunki roślin i zwierząt, w tym słynnego konika stepowego. W 1888 roku, nad jeziorem Issyk-kul napił się wody z zaczerpniętej z bagna. Zmarł najprawdopodobniej na dur brzuszny.  Miejsce, w którym go pochowano nazwano Przystań Przewalsk. Tę nazwę nosi do dziś.

Zobacz także:

Kirgistan – od Biszkeku po Issyk-kul

Gori. Muzeum Stalina.

Armenia i Gruzja we Wrocławiu

W piątek 27 lutego w ramach Festiwalu Podróżników będę miał przyjemność gościć na Targach Turystycznych we Wrocławiu. Wszystkich zainteresowanych Gruzją i Armenią serdecznie zapraszam! Moje wystąpienie rozpoczyna się o godz. 13.50. Miejsce: Sala Cesarska w Hali Stulecia.

Gruzja, Cminda Sameba

Gruzja, Cminda Sameba

Na spotkaniu opowiem m.in. o tym:

  • Czy Gruzja i Armenia to jeszcze Europa?
  • Dlaczego w gruzińskich hotelach nie dają śniadań przed ósmą rano?
  •  Jaka jest prawda o letnim wypoczynku w Batumi?
  • Skąd wiemy, że wino pochodzi z Kaukazu?

Zapraszamy miłośników wycieczek, dziennikarzy oraz przedstawicieli biur podróży, którzy chcieliby poznać turystyczne możliwości tych krajów.

Dopełnieniem opowieści będzie pokaz slajdów i prezentacja krótkiego filmu.

Na pewno warto pojawić się w Hali Stulecia. Wystąpi tam również Beata Pawlikowska i Aleksander Doba.

Do zobaczenia!

Zobacz też moje blogi poświęcone Gruzji i Armenii.

Turystyka w Albanii

Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej tam nie byłem. Bardziej atrakcyjne wydawały się dalekie lądy. Pędziło się za egzotyką, kusiły odległe kontynenty. Podejście zmieniłem kilka lat temu. Przyszedł czas na Gruzję, Armenię, Mołdawię… Blisko i też ciekawie. W końcu dotarłem do Albanii. (Polecam wycieczkę Albania i Kosowo).

Tirana. Plac Skandenberga

Tirana. Plac Skanderbega

Pojechałem latem. Żałuję, że na krótko, że nie zobaczyłem więcej. Wiem, że wrócę. Kilka miesięcy temu napisałem o Tiranie. Turystyczne centrum stolicy, to dawna dzielnica komunistycznych dygnitarzy. Kiedyś zamknięta i pilnie strzeżona, dziś przyciąga ludzi z całego świata. Tu króluje życie, rozrywka i pieniądze. Najdroższe piwo wypiłem w modnym klubie sąsiadującym z willą Hodży, dyktatora, który przez dziesięciolecia idiotycznej polityki doprowadził kraj do ruiny. Kiedyś straszne miejsce, dziś z nową energią i wesołymi barwami. Podoba mi się podejście Albańczyków. Na turystyczną atrakcję zamieniają nawet chore dzieło Hodży – bunkry, które wrosły w krajobraz miast i wsi. Planował wybudować ich milion. Zdążył wznieść 700 tysięcy, każdy o wartości kilkupokojowego mieszkania.

Są na świecie miejsca, w których odzyskuję wiarę w sens przemian. Jednym z nich jest Albania. Wystarczyło pozwolić ludziom działać, ukrócić przestępczość i korupcję. Efekty? Gospodarka rozwija się błyskawicznie, a firmy przenoszą tu chociażby Włosi, zmęczeni biurokracją w swoim kraju.

Jedna z plaż

Jedna z plaż

Jest bezpiecznie, śmiało można jechać. Wiem, że kontrastuje to z powszechną opinią na temat Albanii, ale bać się naprawdę nie ma czego. Reformy ostatnich lat przyniosły zdumiewający efekt. Podobnie jak kilka lat wcześniej w Gruzji.

Rozmawiałem z Albańczykiem. Zaprosił dwóch młodych Brytyjczyków. Przygotowali się niemal jak na wojnę. Myśleli, że po powrocie do domu pochwalą się wyprawą do jednego z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Jakież było ich zdumienie! Już pierwsze dwa dni w Tiranie całkowicie zmieniły opinię o Albanii. Więcej na ten temat w artykule Albania to nie Afganistan.

A turystyczne atrakcje? Jest ich trochę.

Najważniejsze jest morze. Albania ma długi pas wybrzeża, a na nim sporo pięknych, szerokich plaż. Część z nich jest już całkiem dobrze wykorzystana. To na południu kraju, w okolicach Sarandy – tu wypoczywają również Grecy (bo taniej niż na pobliskim Korfu). Na północy, bliżej Tirany, w okolicach Durrës jest mniej tłocznie. W czerwcu cieszyłem się pustymi plażami. Infrastruktura przygotowana, hotele, restauracje, leżaki i parasole. Tylko turystów mało. Ceny bardzo atrakcyjne. W hotelach o standardzie turystycznym, powiedzmy odpowiadającym 2 czy 3 gwiazdkom, pokój dwuosobowy ze śniadaniem kosztuje ok. 30-40 euro. Tłoczniej jest w lipcu i sierpniu. Więcej na ten temat: Plaże Albanii.

Kruja

Kruja

Góry. Tu zachowały się tradycje, kuchnia i klimat. Miejscowi mówią, że kto nie widział gór, ten nie zna Albanii. Najładniejsze są na północy, przy granicy z Czarnogórą, to Alpy Albańskie.

Zabytki. Albania to dawny teren świata antycznego. Z piękną i bogatą historią. Dla przykładu, Durrës, dziś drugie co do wielkości miasto Albanii, założone zostało już w 625 roku p.n.e. Nazwa pochodzi od greckiego Dyrrhachion. Świadectwem tego jest spory i dobrze zachowany amfiteatr.

Słabiej jest jeśli chodzi o okres średniowiecza. Wiele zabytków sakralnych zniszczyli komuniści w czasach Hodży. Równano z ziemią wszystko, co kojarzyło się z religią. W Tiranie pozostał tylko jeden obiekt, pochodzący z XVIII wieku meczet Ethem Beja. Niewiele też zachowało się z zamku w Kruji. Dla Albańczyków to niemal święte miejsce. Tu przez długie lata, Skanderbeg, ich bohater narodowy bronił Europy przed naporem Turków.

Mozaiki w amfiteatrze w Durres

Mozaiki w amfiteatrze w Durres

Specyficzne są muzea. Stare gmachy, budowane by kultywować w nich rewolucyjnych bohaterów. Ekspozycje oczywiście zmieniono, ale klimat pozostał. Zobacz artykuł Muzea Tirany. Mogą stanowić turystyczną atrakcję, ale musimy je odpowiednio potraktować. Nie szukajmy czegoś, co mogłoby się równać z najsłynniejszymi europejskimi obiektami.

Albania jest na początkowym etapie turystycznego biznesu. Niby coś się już zaczęło, ale klientów jeszcze niezbyt wielu. Dzięki temu jest ciekawie, oryginalnie i dość tanio. Możemy liczyć na autentyczną gościnność. Stan ten ma oczywiście i swoje gorsze strony. Dla mnie największym problemem były kwestie językowe. Albańczycy nie mówią po angielsku. Ani słowa po rosyjsku. Również w hotelach, restauracjach i taksówkach! Niektórzy znają włoski i trochę grecki. Stąd praktyczna rada. Warto mieć pod ręką kartkę i długopis. Często jedynym rozwiązaniem jest zapisywanie cen, godzin i kierunków jazdy. To pomoże w komunikacji. A porozumieć się warto, bo Albania to całkiem przyjemny kraj. Polecam nasz film o Albanii.

Zobacz także: Moja Armenia

Nasza wycieczka: Albania i Kosowo.

Podsumowanie roku

Taki czas. Warto spojrzeć za siebie. Uśmiechnąć się do tego, co udało się zrobić. Jaki był 2014 rok?

Na blogu sporo się działo. Ponad 30 artykułów i kilkaset tysięcy odsłon. Poza dotychczasowymi, regularnie odwiedzanymi krajami, pojawiły się nowe. Byłem w Albanii, Uzbekistanie i Kirgistanie. Oczywiście od razu pojawiły się relacje z tych wyjazdów. Albania ujęła mnie na tyle, że powstał osobny serwis, poświęcony temu krajowi. Zobacz blog.

Onet 5 sierpnia promuje artykuł o lekarzu z Chewsuretii

Onet 5 sierpnia promuje artykuł o lekarzu z Chewsuretii

Swojej strony doczekała się też Gruzja. Zacząłem pisać z myślą, że może przerodzi się to w większy projekt. A nich by i jakaś książka…

Kolejne cegiełki dołożone zostały do blogów o Armenii i Mołdawii.

Jak zwykle, swoje miejsce miały też artykuły dotyczące branży turystycznej i szkoleń w tym obszarze. Największą popularnością cieszył się materiał „Turystyka, alkohol i ubezpieczenie”. Wygenerował ponad 50 tys. odsłon.

Najlepszy wpis w tym roku? Nie potrafię ocenić. Wiem do czego przywiązuję szczególną uwagę, z którymi tekstami czuję się mocno związany. Są trzy.

„Czerkiesi. Krasnaja Polana i Soczi”. Artykuł zaczyna się tak i to już wiele tłumaczy:

W miejscu, w którym niedawno odbywały się igrzyska olimpijskie, 150 lat temu rozegrał się jeden z aktów tragedii. Na Krasnej Polanie w 1864 armia rosyjska zdławiła ostatni punkt oporu czerkieskich bojowników. Tak zakończyła się trwająca wiele lat wojna o niepodległość północnego Kaukazu.

„Bohater z Chewsuretii”. Tekst o lekarzu, który z wielkich miast wrócił w rodzinne góry. Pomaga ludziom. Leczy za darmo, bo uważa, że w górach za coś takiego nie wypada brać pieniędzy. Nie chce ich nawet od bogatych turystów. Wcześniej ratował czeczeńskich bojowników.

„Gruzini w polskiej armii”. Niemal zupełnie zapomniany fakt z naszej historii. W dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce służyło około stu gruzińskich oficerów. Bili się w kampanii wrześniowej, byli żołnierzami Armii Krajowej i walczyli w Powstaniu Warszawskim.

Są też teksty, które minęły bez echa, np. wpis pt. „Ile gwiazdek, tyle szczęścia”. Rzecz traktuje o pewnym wariactwie. O wybieraniu hotelu na letni wypoczynek. O przestrzeni między euforią i strachem. Krótki cytat:

Mamy oto cały segment turystyki, w którym wybieramy i kupujemy szczęście. A przynajmniej jego obietnicę. Trzy gwiazdki – małe szczęście, pięć gwiazdek – wielkie szczęście. W równaniu tym są jeszcze fazy przejściowe, niepewności, odcienie, większe lub mniejsze przechylenia w jedną lub drugą stronę. I duża porcja stresu. Bo przecież, jeśli płacimy za coś tak istotnego jak szczęście, to wybieramy bardzo starannie, z uwagą, żeby to było szczęście możliwie największe. Są klienci, którzy podchodzą do wyboru wakacji, jak do kupna domu czy innej inwestycji na całe życie. Śmiertelnie poważnie.

A rok w turystyce, jaki był? Nasze biuro specjalizuje się w kierunkach na Wschodzie, z dużym udziałem obszaru byłego ZSRR. W pierwszej połowie roku widoczne były obawy związane z wydarzeniami na Ukrainie. Wizerunkowo traciły wszystkie kraje regionu. Mimo tego, że u sąsiadów bezpiecznie, to atmosfera robiła swoje. Stąd tekst na blogu: „Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii”. Warto zwrócić uwagę, że wpis pochodzi z początku maja. Już wtedy informowaliśmy, że samoloty LOT-u omijają południową Ukrainą. Na szczęście zainteresowanie obydwoma krajami nie spadło. Polacy szybko zrozumieli, że rosyjska agresja nie popsuła niczego w Gruzji i Armenii. Straciła za to Mołdawia. Co zadecydowało? Chyba bliskie sąsiedztwo Odessy, w której działy się złe rzeczy. No i Naddniestrze, o którym w mediach pisano, że to „skansen komunizmu” i przyczółek Rosji. Tymczasem w Mołdawii było spokojnie i bezpiecznie, jak zwykle zresztą. A Naddniestrze? W rzeczywistości to miejsce jak każde inne, nie jest to skansen, a już na pewno nie komunizmu. Więcej o tym w artykule: „Naddniestrze. Lenin w Tyraspolu”. Wycieczki śmiało mogą jeździć. Polecam i mam nadzieję, że w 2015 roku Polacy ruszą do Mołdawii. Warto! Ładny kraj z kilkoma mocnymi atutami, m.in. największe na świecie piwnice winne. Zobacz nasz film: Mołdawia winem płynąca.

Po kilku latach przerwy wracamy do dawnych kierunków, np. do Libanu.

……………………………………

Rzecz w tym, żeby pędząc za odległymi lądami nie zapomnieć o tym, co jest znacznie bliżej. Stąd na blogu pojawiły się też posty m.in. o Podlasiu, Zamościu i mojej ulubionej Litwie.

Samych radości w nowym roku! Happy New Year!

Wesołych Świąt!

Wszystkim miłośnikom podróży składam jak najlepsze  życzenia z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia! A w 2015 roku samych rewelacyjnych wycieczek!

Zyczenia Swiateczne Krzysztof Matys Travel 2015

Jak co roku, w okolicach Sylwestra juliańskiego (tym razem jest to weekend 9-11 stycznia) organizujemy noworoczną zabawę w podlaskich klimatach. Program znajduje się na naszej stronie internetowej: Kulig 2015. Zapraszamy naszych przyjaciół i turystów. Będzie nam bardzo miło jeśli zechcecie się z nami spotkać! Przybywajcie do Białowieży! Poza kuligiem, ogniskiem i tego typu atrakcjami, będzie też czas, żeby powspominać wycieczki, które już za nami i zaplanujemy nowe, na 2015 rok.

Wycieczki do Libanu

Gdy wystukałem w Google nazwę kraju, to pojawiło się bardzo mało haseł związanych z turystyką. Więcej z polityką, islamem i toczonymi tu kiedyś wojnami. Miejsce tak bardzo nadające się na rewelacyjne wycieczki, jest tak mało z nimi kojarzone! Zobacz też: Liban i turystyka.

Flaga Libanu. Cedr jest symbolem kraju.

Flaga Libanu. Cedr jest symbolem kraju.

Myślę, że można by stworzyć ranking najbardziej niedocenianych destynacji. W podkategorii Europa i okolice (powiedzmy tak do 4 godzin lotu samolotem) znalazłoby się kilka perełek. Na podobieństwo Gruzji – długo powszechnie lekceważonej, ale jak już chwyciło, to połowa Polski tam pojechała. Kogo bym widział w tej grupie? Poza Libanem zapewne Albanię, Mołdawię i Armenię. I jeszcze jeden kraj, zaskakująco i niesłusznie pomijany – Białoruś! Łatwiej dziś wybrać się na wycieczkę do Egiptu niż do naszego sąsiada.

Liban ma olbrzymie atuty. Region jest ładny, górzysty i z pięknymi plażami. Jednego dnia można kąpać się w morzu i jeździć na nartach. Osoby zainteresowane zabytkami znajdą tam rewelacyjne obiekty, ze słynną świątynią Jowisza w Baalbek na czele. Miasta takie jak Tyr, Sydon i Byblos rozbudzają wyobraźnię każdego miłośnika historii. Czego tu nie sięgnąć od razu mowa o tysiącleciach.

Sydon – miasto założone przez wnuka Noego, wykopaliska archeologiczne odkrywają budynki z 4 tys. p.n.e. Tyr – tu urodziła się i mieszkała Europa, księżniczka porwana przez Zeusa. W starożytności był to najsłynniejszy fenicki ośrodek, a dziś całe stare miasto zostało wpisane na listę UNESCO. Byblos – 7 tys. lat historii, od nazwy miasta pochodzi słowo „biblia” oznaczające księgę. To tylko kilka przykładów…

A ileż tu wspaniałych pozostałości z czasów wypraw krzyżowych! Twierdze i kościoły, niektóre zamienione później w meczety. Wznoszący się w centrum Bejrutu piękny Meczet Omara, to dawna katedra św. Jana Chrzciciela. Karawanseraje, medresy i hammamy. Bogactwo architektury islamu.

Baalbek, świątynia Jowisza

Kompleks świątyń w Baalbek

Wielokulturowość. Przez tysiąclecia na obszarze tym rozwijały się rozmaite państwa i cywilizacje. W starożytności teren Libanu należał do Fenicjan, Asyrii, Babilonii, Persji, Ptolemeuszy, Seleucydów i Rzymu. Później przyszło Bizancjum, Arabowie, egipscy mamelucy, a nawet cylicyjscy Ormianie! W czasach nam bliższych rządzili tu Turcy, Brytyjczycy i Francuzi. Taka historia ukształtowała Liban. To państwo złożone, kraj kompromisu, który łączy różne religie i kultury. W parlamencie obowiązuje równy podział na chrześcijan i muzułmanów. Prezydentem jest  chrześcijanin maronita, premierem muzułmanin sunnita, a przewodniczącym parlamentu muzułmanin szyita.

Osoby zainteresowane religią, odwiedzając Liban pochylą się zapewne nad dziejami maronitów – chrześcijan zamieszkujących Bliski Wschód (nazwa pochodzi od św. Marona – pustelnika z gór Taurus).

A przyroda? Jedziemy w wyższe partie gór, żeby zobaczyć ostatnie cedry – symbol Libanu. Kiedyś porastały wzgórza całego kraju. Wycinano je już w starożytności. Były pożądanym towarem. Importował je pustynny Egipt. Budowano z nich statki. Docieramy do bardzo malowniczej Doliny Kadisza. W trudno dostępnym terenie schroniły się liczące steki lat chrześcijańskie klasztory. Widać stąd najwyższą górę Libanu – wznoszący się na wysokość 3088 m n.p.m. szczyt Kurnat as-Sauda.

Jedną z największych turystycznych atrakcji są rewelacyjne jaskinie, znane powszechnie jako Jeita Grotto. Mają 8 km długości i rozciągają się na dwóch poziomach. Dolną kondygnację ogląda się podczas przeprawy łodzią po podziemnym jeziorze!

Groty Jeita

Groty Jeita

Dla niejednego turysty zaskoczeniem może być Bejrut. Miasto słusznie zwane jest Paryżem Bliskiego Wschodu. Architektura bez kompleksów, dobre hotele, restauracje i drogie markowe sklepy. Widać duże pieniądze. Krążą między bogatymi krajami arabskimi, a Europą. Bejrut z tego korzysta.

Turystyce w regionie Bliskiego Wchodu nie pomaga polityka. Kiedyś organizowaliśmy świetne wycieczki do Syrii i Libanu. Lądowanie w Damaszku, tygodniowy objazd dwóch krajów i wylot z Bejrutu. Niestety tragiczne wydarzenia w Syrii wszystko zakończyły. Czekaliśmy aż się uspokoi, licząc na to, że znowu będziemy mogli zwiedzać Aleppo i Palmyrę. Ale nic z tego! Trzeba pogodzić się z faktem, że Syria pozostaje poza obszarem ruchu turystycznego.

Na szczęście z Libanem jest inaczej. Konflikt tu nie dotarł. Jest bezpiecznie. Ludzie normalnie żyją, pracują i bawią się. Można jechać.

Dawno nie byłem w Libanie. Chyba czas wrócić…

Wycieczka do Libanu

Enoturystyka. Podróże z winem w tle

Takie wycieczki zyskują na popularności. Rośnie kultura winiarska, a wraz z nią zapotrzebowanie na tego typu wyjazdy. Ci, którzy mają już za sobą Francję i Włochy, rozglądają się za nowymi kierunkami. W artykule tym chciałbym zwrócić uwagę na trzy bardzo interesujące kraje. Dla każdego winiarza wręcz obowiązkowe!

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Gruzja

Ojczyzna wina! Udomowienie winorośli i umiejętność wytwarzania szlachetnego trunku nastąpiły na Południowym Kaukazie. Gruzja szczyci się siedmioma tysiącami lat winiarskich tradycji! Nadal praktykowany jest tu najstarszy znany sposób wytwarzania wina. W zakopanych w ziemi glinianych kwewri trunek dojrzewa przez całą zimę nad osadem z pestek i skórek. W ten sposób powstaje klasyczne gruzińskie wino tetri, czyli „białe”. Odwiedzamy winnice, przyglądamy się procesowi produkcji i testujemy różne rodzaje trunków. Chętni mogą spróbować picia z rogów. Dopełnieniem degustacji jest czacza – mocny alkohol robiony z winogronowych wytłoczyn. Więcej o specyfice gruzińskiego wina.

Nie ma Gruzji bez supry, czyli uczty z toastami wygłaszanymi przez tamadę. Miejscowa kuchnia jest wyśmienita. Jeśli jedziemy do Gruzji, to również po to, by spróbować narodowych dań. W przerwie warto posłuchać gruzińskiej muzyki i obejrzeć pokaz narodowych tańców.

Przykładowy program wycieczki: Gruzja – szlakiem wina.

Armenia

Razem z Gruzją dzierży miano ojczyzny wina. W niewielkiej miejscowości Areni archeolodzy odnaleźli pozostałości najstarszej na świecie wytwórni (ma 6 tys. lat!). Ciekawostką jest to, że wino robi się tam do dziś. Odwiedzamy Areni i degustujemy tamtejsze trunki. Zwiedzamy również słynną fabrykę koniaków (brandy) Ararat w Erywaniu.

Przyjemność enoturystyki

Przyjemność enoturystyki

Będąc w Armenii warto też spróbować cieszących się olbrzymim szacunkiem domowych trunków, w tym przede wszystkim tutowki, czyli okowity wytwarzanej z owoców morwy. Na szczególną uwagę zasługuje Arcach – tutowaja wodka po 3 latach dojrzewania w dębowych beczkach. Najlepsza pochodzi z Górskiego Karabachu.

Specjalnością Ormian jest również wino z granatów.

W trakcie wizyty w Armenii nie powinno zabraknąć tradycyjnej muzyki i miejscowej kuchni.

W przypadku Południowego Kaukazu znaczenie ma również to, że podstawą produkcji są miejscowe, endemiczne szczepy. W Armenii i w Gruzji nie zadomowiły się europejskie odmiany. Jest to więc zupełnie inny winiarski świat. Oryginalny i bardzo interesujący.

Mołdawia

Miłośnicy wina powinni wybrać się do Mołdawii. Znajdują się tam dwie największe na świecie piwnice winne. Milesti Mici ma ponad 200 km podziemnych korytarzy, a druga w kolejności Cricova, to 120 km piwnic i tuneli. Zwiedzamy je jeżdżąc po nich samochodami! Ozdobą Cricovej jest również jej imponująca kolekcja, najstarsze wino pochodzi z 1902 roku!

Fontanna wina w Milesti Mici

Fontanna wina w Milesti Mici

Degustujemy królewskie wino Negru de Purcari. Od wielu lat trafia na stół Elżbiety II. Czerwone, wytrawne; swój wyrazisty i oryginalny smak zawdzięcza dodatkowi gruzińskiego szczepu saperawi. Odwiedzamy też małe, tradycyjne winiarnie. Próbujemy wina domowego – oczywiście w towarzystwie wyśmienitych potraw miejscowej kuchni. Więcej o mołdawskim winiarstwie.

Będąc w Mołdawii można wybrać się również do Naddniestrza, nie uznawanego przez świat para-państwa. W jego stolicy, Tyraspolu, znajduje się znana wytwórnia koniaków Kvint. Zwiedzamy zakład, degustujemy i kupujemy.

…………………………………….

Kolebką winiarstwa jest Południowy Kaukaz. Tam wszystko się zaczęło. Pierwszy był Noe. To on na stokach Araratu miał zasadzić pierwszą winnicę. Więcej na ten temat w artykule: Gruzja i Armenia – ojczyzna wina. Tradycje winiarskie trwają przynajmniej od 7 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie ma takiej historii. To tam zachowały się wyjątkowe endemiczne szczepy i unikatowe metody wytwarzania wina w glinianych kwewri (kvevri). Do tej dwójki dodałem Mołdawię. Dlaczego? Ponieważ zasługuje na uwagę, a w Polsce jest mało znana. Do tego ciężko u nas o dobre mołdawskie wina. Łatwiej znaleźć je tam, na miejscu, w niewielkich, a bardzo dobrych winnicach, takich jak Purcari. No i te olbrzymie piwnice. Kilometry wykutych w skale korytarzy, po których poruszamy się busami! Naprawdę warto to zobaczyć!

Święto wina w Kiszyniowie

Polecamy też wycieczkę: Chile – Argentyna. Winnice „Nowego Świata”.

Nasz kanał na YouTube

– filmy z Armenii, Gruzji, Mołdawii…

Zobacz też artykuł: Enoturystyka. Wino i podróże.

 

Kirgistan. Od Biszkeku po Issyk-kul

Wróciłem z Kirgistanu. Pojechałem zobaczyć góry, słynne jezioro i miejsce, gdzie zmarł Przewalski – podróżnik, odkrywca i naukowiec, podejrzewany o to, że był biologicznym ojcem Stalina. No, i oczywiście, chciałem zobaczyć Kirgiza na koniu. To obowiązkowo!

Podróżowałem sam, więc było dużo czasu na kontakt z miejscowymi. Kirgistan od ponad dwudziestu lat jest niepodległym krajem, z wszystkich państw Azji Centralnej najbardziej otwartym i demokratycznym. Ludzie mówią to, co myślą, bez obaw o konsekwencje. Nie ma wiz, co w porównaniu z pozostałymi krajami regionu jest czymś absolutnie wyjątkowym. Zobacz Krótki przewodnik po Kirgistanie.

Polowanie z sokołami należy do kirgiskiej tradycji

Polowanie z ptakami drapieżnymi należy do kirgiskiej tradycji

Gdziekolwiek pojadę, rozmawiam z taksówkarzami. Zagaduję o życie i politykę. Byłem przygotowany na prorosyjskie opowieści, ale to, co usłyszałem od taksówkarza w Biszkeku przerosło moje wyobrażenia. Jego zdaniem agresorami na Ukrainie są Polacy, którzy do spółki z Ukraińcami chcą wymordować mieszkających tam Rosjan. Jesteśmy faszystami i Putin da nam nauczkę! Zanim wysiadłem udało m się jeszcze dowiedzieć, że w Polsce jest bieda, a Rosja ma tak mocną gospodarkę, że Unia Europejska nie ma szans. Mówił to bez żadnej złości i emocji. Ot tak, po prostu, nawet z życzliwością w głosie, jakby mi współczuł. Ciepło się przy tym uśmiechał. Siła rosyjskiej telewizji jest wielka!

Po tym doświadczeniu przestałem rozmawiać o polityce. Kirgizi są mili i gościnni, w kraju bezpiecznie, widoki śliczne. Jest się czym cieszyć.

Issyk-kul

Szybko pożegnałem stołeczny Biszkek. Miasto nie ma zbyt wielu turystycznych atrakcji. W towarzystwie znajomego Kirgiza ruszyłem wokół jeziora Issyk-kul. Leży na wysokości 1 600 m n.p.m. Duże, 180 km długości! Otoczone ośnieżonymi górami.

Na targu w Biszkeku

Na targu w Biszkeku

Północny brzeg jeziora to piaszczyste, szerokie plaże i całkiem przyzwoite hotele. Odpoczynek jak nad morzem. Przyjeżdżają wakacjusze z Kazachstanu i Syberii. Są tu całkiem dobre warunki, hotele położone w pięknych sosnowych lasach, tuż nad brzegiem jeziora.

Południowy brzeg jest bardziej naturalny. Nie ma hoteli. Znajdziemy tylko pojedyncze wsie. Jeśli chcemy nocować, to w jurtach.

Podróżnicy i globtroterzy z całego świata ciągnął do miasteczka Karakoł (dawniej Przewalsk). Położone na wschodnim brzegu jeziora stanowi bazę wypadową dla wszystkich miłośników górskich wycieczek. Stąd do granicy z Chinami jest już zaledwie 150 km. Tu znajduje się grób i muzeum Przewalskiego. Słynny podróżnik zmarł w 1888 r. w trakcie jednej z wypraw na wschód.

Piknik po kirgisku

Kolega chce pokazać jurty. Prawdziwe, zrobione tak jak trzeba, z grubego wojłoku, tradycyjnymi metodami. Wszystko ma być naturalne, jak przed laty. Zjeżdżamy z drogi. Nad brzegiem jeziora stoi kilka jurt. Pięknie!

Plaża nad jeziorem Issyk-kul

Plaża nad jeziorem Issyk-kul

Wysiadam z samochodu i uszom nie wierzę. Z dwóch dużych kolumn ustawionych na trawie płynie przez step piosenka Modern Talking. To nauczyciele z tutejszej szkoły zrobili sobie piknik. Integracja przed rozpoczęciem roku szkolnego. Muzyka zachodnia, ale potrawy miejscowe.

Wielki kocioł. Ustawiony na kilku niedużych kamieniach. Ogień z suszonego łajna, drzew przecież prawie tu nie ma. Co w kotle? Wszystkie wnętrzności barana. Całkiem oryginalny widok.

Witają nas serdecznie. Okazało się, że jeden z nauczycieli dobrze zna mojego kirgiskiego towarzysza. W dzieciństwie chodzili do tej samej klasy. Dawno się nie widzieli. Przypadkowe spotkanie bardzo ich ucieszyło. Od poczęstunku nie da się wykręcić!

Dostaję miseczkę rosołu z kotła. Jest tłusty, pachnie baraniną i jelitami. Zapach znam z podlaskiej wsi. Kiedy byłem dzieckiem pomagałem babci myć świńskie wnętrzności. Później były z tego kiełbasy i nasz wschodni specjał: kiszka ziemniaczana. Tego zapachu nie zapomnę. Teraz wrócił. Intensywny, mocny, kręci w nosie. Ale okoliczności nie sprzyjają wybrzydzaniu. Próbuję więc. Pijemy z miseczek tak, jak się tu pije zieloną herbatę. Widzę, że mojemu koledze też jakoś nie idzie. Choć Kirgiz, to już inny, zmodernizowany, biznesmen ze stolicy. Smak łoju trochę mdli. Zastanawiam się co będzie, jak do tych miseczek włożą nam pływające w kotle jelito lub kawałek żołądka.

Piknikowe danie

Piknikowe danie

Wrażenia

Dobrze wspominam Kirgistan. Oczywiście nie ma tam zabytków takich jak w Uzbekistanie. Za to jest piękna przyroda! I folklor, niszczony w czasach ZSRR teraz się odradza. Z uznaniem odnoszę się do starań ludzi zaangażowanych w rozwój turystyki ekologicznej i przyjaznej miejscowym społecznościom. Odwiedziłem kilka rewelacyjnych miejsc, np. kameralny hotel ulokowany w środku wsi. Pyszne jedzenie. Co tylko można hotelowa kuchnia kupuje u sąsiadów! Warzywa, owoce, mięso, chleb, dżemy… Zarobionymi pieniędzmi wspiera miejscową szkołę. Polecam świadomym turystom! (Film: Uzbekistan – Kirgistan)

Kirgistan – informacje dla turysty.

PS. Kilka dni w Kirgistanie może być ciekawym dopełnieniem wycieczki po Uzbekistanie. A jeśli wybrać się na dłużej, to na trekking w góry. Można zrobić też ciekawą trasę konno. Z noclegami w jurtach oczywiście.

Zobacz też: Uzbekistan – tu zostaniesz milionerem!

Gruzini w polskiej armii

Wrzesień to dobry moment, by przywołać pamięć o tych szczególnych żołnierzach. Tym bardziej, że przez dziesięciolecia robiono wiele by o nich zapomniano. Nie wspominano o nich w szkole. Ani słowa na studiach (skończyłem historię). Za moich czasów wzmianek na ten temat nie było nawet w akademickich podręcznikach. W PRL-u była to historia zakazana. Do tej pory nie nadrobiliśmy zaległości.

Polska była ich drugą ojczyzną i tymczasową przystanią. W chwili próby pozostali jej wierni. Nie zeszli z placu boju, choć jako oficerowie kontraktowi mieli do tego prawo. Walczyli w kampanii wrześniowej, a następnie w Armii Krajowej. Brali udział w Powstaniu Warszawskim. Ich groby są na Monte Cassino i w Katyniu. Wiele lat później syn jednego z nich, urodzony w Warszawie Jan Szalikaszwili, uzyskał najwyższe stanowisko wojskowe w USA.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Pomnik oficerów gruzińskich na terenie Muzeum Powstania Warszawskiego

Pomnik oficerów gruzińskich na terenie Muzeum Powstania Warszawskiego

Krótka niepodległość

Przez trzy lata, między 1918 a 1921 rokiem istniała demokratyczna i niepodległą Gruzja. W Polsce rozumiano, że to ważny sojusznik. Głównym orędownikiem tej współpracy był Józef Piłsudski. Jednym z celów ofensywy kijowskiej z 1920 r. było osłonięcie broniącej się przed Armią Czerwoną Gruzji. Niestety, po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej, Lenin zajął Południowy Kaukaz i z młodego kraju uczynił radziecką republikę. Udający się na emigrację gruziński rząd szukał przydziału dla swoich najlepszych oficerów. Nikt nie myślał wtedy, że na odzyskanie niepodległości przyjdzie czekać aż 70 lat. Liczono na rychłą geopolityczną zmianę. Wysłani na Zachód młodzi oficerowie mieli stanowić zalążek odradzającej się gruzińskiej armii. W dwudziestoleciu międzywojennym na polskim żołdzie było około 100 oficerów, w tym 6 generałów! Pełnili ważne funkcje, byli też wykładowcami w szkołach wojskowych. Zbierali najlepsze noty. Cieszyli się uznaniem polskich kolegów. Łączyły ich te same pasje i cechy charakteru: honor, brawura, miłość do szabli i konia, umiejętność dobrej zabawy. Do legendy przeszły słynne gruzińskie bale w Warszawie. Dodatkowej sympatii ze strony Polaków przysporzyło antysowieckie powstanie, jakie wybuchło w Gruzji w  1924 roku, krwawo stłumione przez Moskwę.

Oficerowie kontraktowi

Byli oficerami na szczególnych zasadach. Cywilno-prawna umowa na czas określony przewidywała, że obowiązek służby wygasa w dniu rozpoczęcia wojny. Większość z nich miało status bezpaństwowca (posługiwali się paszportami kraju, którego zniknął z mapy świata). Zaledwie część z nich przyjęła polskie obywatelstwo. Mówiąc krótko, z założenia byli żołnierzami  tylko na czas pokoju. Nie zważając na to bili się w kampanii wrześniowej. W trakcie walk o Warszawę do historii przeszła ofiarna i skuteczna obrona Ochoty. Odcinkiem tym dowodził major Artemi Aroniszydze. Otrzymał za to Virtuti Militari.

Z ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego

Z ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego

Najtragiczniejszy los spotkał tych, którzy po 17 września wpadli w ręce Armii Czerwonej. NKWD traktowało ich, jak zdrajców. Wyszukiwano ich na podstawie przygotowanych wcześniej list proskrypcyjnych. Niestety, mamy tu swoją haniebną kartę. Po zakończeniu wojny UB na zlecenie radzieckich służb brało udział w eksterminacji gruzińskich oficerów. Ci, którzy przeżyli wojnę byli torturowani i mordowani w polskich katowniach. Doskonale wiedzieli co ich czeka. Próbowali się ukrywać. Kompletnie niesamowitą historią jest życiorys Waleriana Tewzadze. Ten gruziński oficer ukrywał się pod polskim nazwiskiem aż do swojej śmierci w 1985 roku! Wypłynął na statku z Batumi w 1921 r. Był wtedy zastępcą szefa wywiadu. Całe dwudziestolecie przesłużył w polskiej armii. Wykładał w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie. Walczył w kampanii wrześniowej dowodząc północnym odcinkiem obrony Warszawy (Virtuti Militari). Później w Armii Krajowej – szef sztabu 7 Dywizji Piechoty. Po wojnie zaszył się w Dzierżoniowie, został księgowym w miejscowych zakładach „Silesiana”. Wszyscy znali go jako Waleriana Krzyżanowskiego. Sensacja wybuchła, kiedy odczytano testament. Powszechnie szanowany starszy pan przedstawił w nim swoją prawdziwą historię. Napisał też:

Jako Gruzin chciałbym być pochowany w Gruzji, ale jestem szczęśliwy, że będę pochowany w ziemi szlachetnego i dzielnego Narodu Polskiego.

Zdanie to wykuto na jego grobie.

Powstanie Warszawskie

Symboliczną postacią jest Irka. Zginęła w powstaniu w wieku 16 lat. Była córką gruzińskiego oficera lotnictwa, który został zamordowany w Katyniu. Irena Schirtladze, łączniczka batalionu „Parasol”, odznaczona Krzyżem Walecznych. Jej grób znajduje się na Wojskowych Powązkach.

O udziale Gruzinów przypomina kilkuzdaniowy, niewielki napis w Muzeum Powstania Warszawskiego. To cytat z „Rzeczpospolitej Polskiej” z dnia 20 sierpnia 1944 r.

Pamięć

Lepsze czasy dla pamięci o tych niezwykłych ludziach przyszły w okresie prezydentury Micheila Saakaszwilego i Lecha Kaczyńskiego. Dwaj prezydenci, w maju 2007 r. na terenie Muzeum Powstania Warszawskiego odsłonili pomnik poświęcony gruzińskim oficerom służącym w wojsku polskim.

Wtedy, przez moment wydawało się, że wrócić mogą dawne koncepcje sojuszu z Gruzją. Można było odnieść wrażenie, iż w Polsce znowu zaczynamy rozumieć dużą rolę Kaukazu.

Święty

W dwudziestoleciu międzywojennym kapelanem Gruzinów mieszkających w Polsce był Grzegorz Peradze. Ksiądz i jednocześnie wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, wybitny znawca chrześcijaństwa wschodniego. Znajomość wielu języków, w tym koptyjskiego, hebrajskiego, syryjskiego, gruzińskiego i ormiańskiego umożliwiała mu studia porównawcze na poziomie niedostępnym nikomu innemu. Z propozycjami pracy zwracały się do niego najbardziej prestiżowe europejski uczelnie. Wybrał Warszawę i opiekę, jaką roztoczył nad nim zwierzchnik polskiej Cerkwi. Po zwycięstwie Niemców w kampanii wrześniowej odrzucił ofertę składaną przez uniwersytet w Berlinie. Aresztowany i odesłany do obozu w Auschwitz-Birkenau zginął w podobnych okolicznościach jak Maksymilian Kolbe. Dziś jest świętym Kościoła gruzińskiego.

Prawie wszystko o Gruzji

Zamiast zakończenia

Co wiemy o tych ludziach? Czy o nich pamiętamy? Myślę, że warto przywrócić ich pamięć. Lubimy szczycić  się zasługami w walce o „wolność naszą i waszą”. Tym bardziej powinniśmy docenić dzieło gruzińskich oficerów.

Zobacz też inne artykuły o Gruzji:

Supra – zabawa w gruzińskim stylu.

Człowiek gruziński. Najstarszy Europejczyk.

Muzeum Stalina.

Uzbekistan – tu zostaniesz milionerem!

Ciekawy i tajemniczy kraj. Kuszący aurą egzotyki i wspaniałymi zabytkami. Sława Samarkandy, Chiwy i Buchary przyciąga turystów z całego świata. Piękne miejsca. Tak olbrzymie i sprawiające niesamowite wrażenie budowle jak Registan i meczet Bibi Chanum w Samarkandzie porównać mogę tylko z architekturą dynastii indyjskich Mogołów. Chcecie zobaczyć coś, co rozmachem dorównuje Tadź Mahal, to wybierzcie się do Uzbekistanu!

Samarkanda, Registan

Samarkanda, Registan

Znajdziemy też ciekawą lokalną kuchnię. Szczęśliwi będą miłośnicy baraniny i zielonej herbaty. Uzbeckie manty, czyli gotowane na parze pierożki mogą stanąć w szranki ze słynnymi gruzińskimi chinkali.

Buchara, Czor Minor

Buchara, Czor Minor

Długo można by o tym wszystkim pisać. Ale teraz będzie o czymś zupełnie innym. Jedną z pierwszych turystycznych atrakcji na jaką natrafiają przyjeżdżający do Uzbekistanu cudzoziemcy są tutejsze pieniądze. Ich nominały i sposób wymiany.

Są dwa kursy. Oficjalny i czarnorynkowy. Ten państwowy jest oczywiście dużo niższy. Dlatego wszyscy, również turyści, wymieniają na ulicy, najczęściej w okolicach bazarów. I choć formalnie jest to zabronione i wysoko karane (kilkuletnia zsyłka do obozu pracy) to powszechna praktyka wskazywałaby, że dzieje się to za cichym przyzwoleniem władzy.

Wygląda to tak: samochód zatrzymuje się w pobliżu jednego ze stołecznych bazarów. Komunikacja na migi. Widać, że wszyscy uczestnicy procederu doskonale wiedzą co i jak. Kierowca pokazuje dwa palce. Znaczy to, że wymienić chce dwie setki. Do auto podchodzi starsza pani. Typowa „babuszka” z postradzieckich republik, ubrana ciepło mimo szalejącego dookoła upału. Na stopach obowiązkowe grube skarpety i klapki. Przed otwartą szybę wrzuca do samochodu sześć pokaźnych paczek. W zamian dostaje 200 dolarów. Kierowca wyłącza awaryjne i rusza.

Jeden dolar to 3 tys. uzbeckich sumów. Tak więc, żeby zostać milionerem wystarczy 340 dolarów.

Samarkanda, Gur i Mir

Samarkanda, Gur i Mir

Atrakcją są również nominały. Największy banknot (pojawił się niedawno) to 5 000 sumów. Jest ich jeszcze niewiele, najczęściej spotykane są tysiące. Dlatego po wymianie 200 USD otrzymujemy całą kupę pieniędzy. I to dosłownie, 600 banknotów! Żeby je schować potrzebna torba. Portfel nie nada się tu na nic. Przy wymianie nikt ich nie liczy, całkowite zaufanie. Popakowane są w paczki. Wszyscy wiedzą, że w jednej jest 100 banknotów. Rozmawiam ze znajomym Uzbekiem, konsultujemy ceny na różne rzeczy. Ustaliliśmy, że nie podajemy ich w setkach tysięcy czy milionach. Mówimy o paczkach. Za to trzeba zapłacić jedną paczkę, a za to trzy, itd.

Równowartość 100 dolarów

Równowartość 100 dolarów

A ceny wcale nie są niskie. Tylko odrobinę taniej niż w Polsce.  Skromny obiad w restauracji dla turystów to coś ok. 10 USD. Tak więc istotnie operować trzeba całymi paczkami.

Chyba nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie dlaczego nie przeprowadzono denominacji. To przecież nic szczególnego, pamiętamy ją z naszej historii. Różne teorie, różne opowieści. Pytałem o to kilku Uzbeków, każdy wzruszał ramionami powtarzając , że od lat o tym mówią i nie wiadomo dlaczego nie robią.

Mnie to oczywiście nie przeszkadza. Niech będzie. Dzięki temu jest dodatkowa atrakcja. Coś szczególnego, coś co zapada w pamięć. Rozmawiałem z przyjaciółmi z różnych krajów. Po powrocie z  Uzbekistanu każdy z nich opowiadał o tych pieniądzach i pokazywał zdjęcia na swoim smartfonie. Ja też się nie oparłem i zrobiłem zdjęcie. Trzy pokaźne paczki banknotów. Efekt wymiany 100 dolarów.

Buchara

Buchara

Zjeździłem Uzbekistan, byłem w różnych miejscach, również w Kotlinie Fergańskiej. Jest bezpiecznie. Także nocą. Spokojnie można cieszyć się długimi i ciepłymi wieczorami, np. w przepięknej Bucharze. Z hotelu wchodzę wprost w plątaninę średniowiecznych budowli. Meczety, tradycyjne targowiska i medresy. Pomiędzy nimi restauracyjki i herbaciarnie. Dużo w nich ludzi mimo późnej pory. Rodziny z dziećmi. Muzyka. Przyjazny i gościnny Orient. Polecam!                                                   Wycieczka do Uzbekistanu


Więcej w artykule:
Uzbekistan. Samarkanda, Buchara…

Zobacz film: Uzbekistan – Kirgistan.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén