Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Autor: Krzysztof Matys (Strona 8 z 38)

Kraina Otwartych Okiennic

Jest czymś takim, jak katowicki Nikiszowiec. Żyjącym zabytkiem i atrakcją w europejskiej skali.

Koniec maja, słoneczne popołudnie, zaraz będzie dobre światło, ciepłe, takie, które pomaga robić zdjęcia. Jadę więc. Z Białegostoku to ledwie 30 kilometrów. Na rondzie w Zabłudowie drogą w kierunku Białowieży (nie pomylić z trasą na Bielsk Podlaski!). Wąska, kręta szosa prowadzi przez las. Młody, sosnowy, wygląda jak zalesione grunty porolne. Pola tu biedne, piaski. Ludzi wyciągnął stąd Białystok. Dziś te wsie, to raczej domy na weekend, mieszkania i ogródki dziadków, którzy za nic nie chcą ich opuścić.

Cerkiew w Trześciance

Cerkiew w Trześciance

Jeżdżę tam od lat. Sam i w towarzystwie podróżników, co to wiele już widzieli. Trzymam tę krainę jak asa w rękawie. Słabo rozpropagowana, więc mało kto o niej wie. I kiedy z gośćmi mamy już zaliczoną Białowieżę, Szlak Tatarski i Tykocin, to mówię, że jest też taka niedoceniana perełka. Jedziemy i to zawsze robi wrażenie. Miejsce jest trochę jak z innego świata. Jakbyśmy po drodze przekroczyli granicę. Może to już Białoruś, a może Rosja?

Jeszcze  z piętnaście lat temu było tu trochę wstydu. Bo biednie, bo małe domki, bo drewniane. Stąd się wyjeżdżało. A kto wyjechał, chciał zapomnieć, oderwać się. W tamtych czasach poznałem kilka osób z tych wsi. Byli młodzi, mieszkali w mieście, dobrze zarabiali. Nie rozumieli co może zachwycać. Na początku nie dowierzali. Trzeba było przekonywać, że mówię serio. Zresztą ten schemat widzę w wielu innych miejscach. Dopiero gdy ktoś z zewnątrz dowartościuje, to miejscowi uwierzą. Najlepiej jakby to był ktoś z dużego miasta, super jeśli z Warszawy. A gdyby tak z zagranicy, to już w ogóle rewelacja. Zobacz np. Chińczycy na Podlasiu.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Gdzieś zniknęła, już jej nie widzę.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Ale gdzieś zniknęła, już jej nie widzę. Szkoda, była ładną wizytówką tego miejsca.

W tamtych czasach nie było tu żadnej turystyki. Kwater, pensjonatów, pokoi do wynajęcia. Nic. A dziś? Jest już lepiej. Jeżdżąc wczoraj zauważyłem, że pojawiły się miejsca, w których można się przespać. Spotkałem dwójkę rowerzystów. Przyjechali z daleka, odpoczywają, odkrywają nieznany kawałek Polski.

Sięgam po przewodniki sprzed kilkunastu lat. „Polska na weekend” wydawnictwa Pascal, z 1999 roku. O Krainie Otwartych Okiennic nie ma ani słowa. Nie pojawiają się też nazwy wsi, które ją tworzą. Nie ma ich na mapie. Choć autorzy przewodnika są całkiem blisko, omawiają obszar pomiędzy Białymstokiem a Białowieżą. Po prostu, wtedy nie było jeszcze tego tematu. Biała plama.

W dokładnym i szczegółowym przewodniku Tomasza Darmochwała „Północne Podlasie, Wschodnie Mazowsze”, wydanym w 2003 roku, nazwy wsi są już wymienione, ale omówione są skrótowo, po dwa zdania na każdą. Nie pojawia się jeszcze termin Kraina Otwartych Okiennic.

Początki turystyki wiążą się z działalnością Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Kraina jest projektem zainicjowanym przez PTOP. Zaczęło się w 2001 roku, od odnowienia kilku domów. Obecnie przedsięwzięciu patronuje Stowarzyszenie Dziedzictwo Podlasia. Zrealizowano już wiele przedsięwzięć, konkursów i zamierzeń promujących Krainę. Działania te wywołały  dumę  mieszkańców. Stare domy, tradycja i lokalna gwara nabrały wartości.

Największa w okolicy jest Narew. Dziś to wieś, ale od 1514 do 1934 roku miała prawa miejskie. Zawdzięczała je królowi Zygmuntowi Staremu. W I Rzeczpospolitej Narew była ważnym ośrodkiem żeglugi rzecznej, na szlaku z Wilna i Grodna do Lublina i Krakowa. Każdy, kto choćby tylko przejechał przez Narew, musiał widzieć dwie piękne i zabytkowe świątynie. Obie drewniane, wpisują się w specyfikę architektoniczną regionu. To kościół katolicki z 1775 roku oraz prawosławna cerkiew z XIX wieku. Malownicze, zwracają uwagę tych, którzy robią zdjęcia.

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

W odległości kilku kilometrów od Narwi leżą trzy wsie tworzące Krainę Otwartych Okiennic. To Soce, Puchły i Trześcianka. Najbardziej znana jest ta ostatnia. Prowadzi przez nią asfaltowa trasa łącząca Białystok z Białowieżą. Klasyczna ulicówka z drewnianymi domkami ustawionymi szczytami do drogi. Piękna. Zachowało się sporo budynków. Ozdobiona dodatkowo śliczną cerkwią pw. św. Michała Archanioła (1867 r.). Tyle, że ruch tu spory, ciągną samochody.

Inny świat zaczyna się tuż obok. Soce i Puchły. Wsie bez asfaltu, na uboczu. Cicho tu i spokojnie. Na ławkach przed domami starsi ludzie. Kontemplują, czekają na przyjazd dzieci, wnuków i sąsiadów. Można podejść, zagadać. Miejscowi posługują się lokalną gwarą, będącą wypadkową kilku słowiańskich języków, zaliczaną do grupy północnoukraińskiej. Ale mówią oczywiście też po polsku. Kulturowo blisko im do tradycji białoruskiej.

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Soce to wieś założona w XVI wieku, zasiedlona przez Rusinów wyznania prawosławnego. Nazwa pochodzi najprawdopodobniej od socenia czyli sączenia wody, w pobliskim strumyku. W 2012 r. decyzją podlaskiego konserwatora zabytków została wpisana do rejestru zabytków.

Jedną z wizytówek Krainy jest drewniana cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej w Puchłach. Takich perełek w okolicy jest więcej. Przebiega tędy Szlak Świątyń Prawosławnych. Jak czytamy na stronie internetowej gminy Narew: Turysta przemierzający szlak może podziwiać zabytkowe, drewniane, różnorodne w stylu i wieku cerkwie i inne obiekty kultu religijnego Prawosławia, takie jak kapliczki oraz przydrożne krzyże wotywne.

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Krainę przecina Podlaski Szlak Bociani (ciekawa przyrodniczo trasa z Białowieży przez Tykocin aż do Goniądza, zobacz więcej w artykule: Dzień bociana). W Socach gniazda na słupach jedno obok drugiego. Poletka tu niewielkie, podzielone miedzami i laskami. Sporo łąk. Nie ma jeszcze wielkopowierzchniowych monokultur, które nie sprzyjają bocianom. Dlatego na Podlasiu ptaków nie ubywa, w przeciwieństwie do innych regionów kraju.

Urok miejsca tworzy szczególna architektura. Drewniane domy i cerkwie. Bogate zdobienia snycerskie. Kolory. Niespotykana w innych regionach Polski ornamentyka nawiązuje do rosyjskiego budownictwa ludowego. Drugą wartością jest przyroda. Zielono tu i pięknie. Akurat na rower. Jeździ się nie wybetonowanym ścieżkami, a zwykłymi polnymi drogami. Warto pojechać dalej, wzdłuż doliny Narwi przez kolejne malownicze wsie: Ciełuszki, Kaniuki, Dawidowicze, Pawły i Ryboły. Lokalny  folklor i gwara stanowią kolejną atrakcję. Cieszę się gdy spotykam turystów. Do tej pory było to miejsce zupełnie nieskomercjalizowane. Dziś jest już agroturystyka. Od lipca w Puchłach będzie można kupić lokalne pamiątki. Niech się rozwija!

Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

PS

W okolicy z powodzeniem organizuje się też spływy kajakowe. Z Narwi do Puchł jest około 3 godzin wiosłowania, z Puchł do Plosek około 5 godzin. Krainę Otwartych Okiennic można włączyć też w dłuższą trasę kajakową, rozpoczynając spływ w Narewce, na terenie Puszczy Białowieskiej. Trwa 3 lub 4 dni.

In English: Wooden architecture in Podlasie.

Zapisz

Sezon w pełni

Kiedy prowadzi się biuro podróży, tak właśnie wypada zacząć tekst. Szczególnie o tej porze roku. Maj, więc wycieczki ruszyły pełną parą. Pędzi jedna za drugą. Jeżdżą po Polsce i po krajach sąsiednich. Robimy sporo wyjazdów firmowych, integracji, etc. Stąd też w naszej ofercie są również takie miejsca jak Białowieża, Suwałki, Zakopane, Kraków czy Praga. Tradycyjnie, dużo grup wysyłamy na Litwę. Niektórzy decydują się pojechać nieco dalej i wtedy mamy bardzo fajne programy Litwa – Łotwa – Estonia.

Plany na najbliższy czas

Plany na najbliższy czas

Z racji na położenie Białegostoku specjalizujemy się w wycieczkach na Białoruś. Gorąco polecam ten kierunek! Jest bezpiecznie. Absolutnie nie ma się czego obawiać. Szkoda, że niewielu Polaków zna Grodno i okolice. Przecież to nasza historia. I to jaka! Od Batorego po Mickiewicza. Nowogródek, Zaosie, jezioro Świteź, Mir, Nieśwież i Bohatyrowicze. No i rzecz jasna Wasiliszki Stare, w których dorastał Czesław Niemen. Koniecznie do odwiedzenia!

Najbardziej znani jesteśmy z kierunków egzotycznych. Właśnie ktoś wrócił z Iranu, jesienią będzie kolejna wycieczka. Zainteresowanie Iranem rośnie. W czasie weekendu majowego grupy zwiedzały m.in. Chiny i Gruzję. Dzieje się sporo. Trwają przygotowania do wyjazdów na Wyspy Sołowieckie i do Mołdawii. Tradycyjnie, jak od lat, szukamy kierunków niszowych, ciekawych, bywa, że niedocenianych. Odkrywamy miejsca i wyszukujemy atrakcje. Wcale nie trzeba podróżować bardzo daleko. Egzotyka może być tuż obok. W pewnym sensie za takie właśnie można uznać nasze piękne Podlasie. A to ze względu na liczne ślady Orientu, ze Szlakiem Tatarskim na czele.

Perełek szukamy głównie na Wschodzie. Od wspomnianej już Białorusi po Japonię. Jest jeszcze trochę do odkrycia. Bo, na przykład, kto wie, gdzie leży Gagauzja? Albo, kto był w Naddniestrzu? (a naprawdę warto się tam wybrać!). Oczywiście, trzeba realizować też bardziej typowe kierunki. Stąd też w ofercie jest bardzo popularna Gruzja, Moskwa czy Etiopia. Ale zawsze staramy się, żeby były to wycieczki wyjątkowe. Wyróżniające się atrakcjami i standardem. Innych robić nie warto!

Wszystkim turystom oraz pracownikom biur podróży, pilotom i przewodnikom życzę udanego sezonu! Wielu pięknych wycieczek!

Wielkanoc w Gruzji i na Podlasiu

Poniedziałek wielkanocny. W tym roku późno, drugiego maja. Miesiąc po świętach katolickich. W Kachetii wiosna w pełni. Jak na warunki Gruzji to teren nizinny, ledwie sześćset metrów nad poziomem morza, dlatego ciepło. Nie to co w górach, gdzie jeszcze leży śnieg. W Kachetii trawa już wysoka, na drzewach kwiaty. Słońce opala twarze.

Cmentarz w Gruzji

Cmentarz w Gruzji

Cmentarze. Widzieliśmy ich kilka. Zlokalizowane przy drodze, więc wszystko widać z samochodu, nawet nie trzeba wysiadać z auta. Pikniki. Drugiego dnia Świąt Wielkanocnych Gruzini odwiedzają zmarłych. Idą na cmentarze. Zabierają ze sobą jedzenie i wino. Wspominają i ucztują. Jakiś czas temu niecierpliwi kaukascy górale szli na groby dzień wcześniej, ale zaprotestował patriarcha tutejszej Cerkwi. Ogłosił, że nie wolno, bo niedziela poświęcona jest żywym. A, że Gruzini słuchają Eliasza (cieszy się tu on wielkim autorytetem) to wstrzymali się. Pokornie czekają do poniedziałku. I wtedy masowo ruszają na cmentarze. Odchodząc zostawiają malowane jajka. Położone na grobach od razu rzucają się w oczy. Szczególnie nam, katolikom, u których nie ma takiego obyczaju. Razem z pisankami leżą babki wielkanocne.

Cmentarz w Białymstoku

Cmentarz na Podlasiu. Malowane jajka obok zniczy

Kilka lat temu obserwowałem podobny obyczaj w Mołdawii. Tyle, że tam, podobnie jak na sporym obszarze prawosławia, cmentarze odwiedza się w niedzielę przypadającą tydzień po Wielkanocy. Na groby bliskich schodzą się całe rodziny. Ucztują, piją alkohol. To bardzo ważny moment w roku. W Kiszyniowie miałem wrażenie, że ludzie żyją tylko tym. Trzeba było przekładać spotkania, bo wszyscy powyjeżdżali na wieś, na groby przodków.

We wtorek, trzeciego dnia Świąt, byliśmy już w zachodniej Gruzji. Tuż obok Kutaisi znajduje się monaster Gelati. Wzniesiony w XII wieku, słynie z pięknych średniowiecznych fresków. Tu pochowano też jednego z największych władców kraju – Dawida IV Wielkiego. Ładny poranek, jesteśmy sami. Ciszę przerywają tylko wiosenne śpiewy ptaków. Idziemy na pobliski cmentarz. Chcemy z bliska zobaczyć świadectwa wielkanocnego obyczaju. Na grobach leżą malowane jajka. Zostawiono je tu wczoraj, razem ze świątecznymi babkami. Na części mogił stoją też butelki z winem. Zobacz też: Wielkanoc w Jerozolimie.

Z Gruzji wróciłem do Białegostoku. Tydzień po prawosławnej Wielkanocy, w poniedziałek, poszedłem na duży prawosławny cmentarz. Chciałem sprawdzić na ile obyczaj ten utrzymuje się również u nas. Są pisanki! Na części grobów. Tradycyjne, bordowe, farbowane w wywarze z łupin cebuli. Ale widziałem też nowoczesne, wielokolorowe, oklejone wzorzystymi nalepkami. Są też znicze. Dużo zniczy, część pali się jeszcze. Niektóre od wczoraj, inne zapalone zostały dziś rano. Robię zdjęcia. Tak, żeby w jednym kadrze było malowane jajko i znicz. Kwiaty. Sporo sztucznych, ale z racji na to, że prawosławna Wielkanoc w tym roku wypadła późno, to widać też kwiatki naturalne. Wszystko razem komponuje się w ujmujący obraz. Jest coś szczególnego w takim zestawieniu. Nieodwracalność grobu, status zmarłego i ciała pogrzebanego na wieki wywołuje smutek. Ale w tym przypadku wrażenie to złamane zostaje symbolem jajka, które kryje w sobie życie. Zmartwychwstanie. Przedchrześcijański motyw pisanki w przypadku Wschodu nie ogranicza się tylko do żywych spotykających się przy świątecznym stole. Wychodzi dalej. Na cmentarze. By przypominać o odrodzeniu. A wiosna temu sprzyja. Przyroda budzi się do życia. Stąd wydaje się to bardzo naturalne, logiczne i wpisane w rytm świata.

W Białymstoku, 9 maja

W Białymstoku, 9 maja

A gdyby ktoś chciał zobaczyć coś tak szczególnego, to szansa będzie jeszcze w najbliższą niedzielę. Część osób, ze względów praktycznych, rozkłada wizyty na grobach na dwa tygodnie. Zapewne najbardziej ujmujące obrazy powstaną na wiejskich cmentarzach. Zapraszamy na Podlasie!

Polecamy artykuł o prawosławnych obyczajach wielkanocnych: Orthodox Easter.

Mój blog o Gruzji.

Zobacz też: Sylwester 13 stycznia!

Wielka majówka

Temat to pewny. Tak samo jak fakt, że w kalendarzu jest dzień pierwszego i trzeciego maja. Zatem długi weekend. Jak go spędzić i dokąd pojechać? Każdego roku, w drugiej połowie kwietnia pojawiają się artykuły w gazetach i na portalach internetowych. Trochę zdjęć i krótkich opisów. Plus garść pobieżnych rad.

Albania. Berat zwany miastem tysiąca okien

Wysyp pomysłów. Najciekawsze, najdalsze lub najbliższe kierunki. Najtańsze albo najbardziej luksusowe. Coś jak konkurs, w którym wygrywa autor szczególnie oryginalnej propozycji. Z dużym wyprzedzeniem można prognozować tytuły artykułów. Obowiązkowo pojawi się coś w stylu: „Dziesięć pomysłów na weekend majowy”. Będą też bardziej szczegółowe, np. „Europejskie stolice na majówkę”. A dla patriotów: „Długi weekend w Polsce”. Ważne jest jeszcze to, żeby przez przypadek nie sięgnąć po motyw zgrany w zeszłym roku. Jednym słowem, robi się coraz trudniej. A weekend majowy jest i tą swoją obecnością domaga się reakcji. Takiego tematu nie można pominąć. Coś trzeba napisać.

Gruzja, Swanetia

Gruzja, Swanetia

Presji poddane są nie tylko redakcje, dziennikarze i blogerzy. Ciężar kilku dni wolnych od pracy czuć muszą również wszyscy czytający. Trzeba być mocno asertywnym, żeby postawić na swoim i zostać w domu.

Podróżnicy zapewne już dawno zaplanowali swoje wyprawy, kupili bilety i zarezerwowali noclegi. Z ich punktu widzenia publikowanie takich artykułów tuż przed weekendem nie ma sensu. Za późno. Szczególnie te dalsze wyjazdy projektuje się z dużym wyprzedzeniem. W dużym stopniu ze względu na bilety lotnicze, które, co do zasady, im wcześniej kupujemy, tym są tańsze.

Uzbekistan, świetny kierunek na majówkę

Mój weekend majowy też już jest od dawna ustalony. W tym przypadku to oczywiście praca. Lecę z grupą do Gruzji. W zeszłym roku o tej porze byłem w Armenii. Sezon na Kaukazie zaczynamy właśnie z końcem kwietnia. Potrwa przynajmniej do połowy października.

Majówki cieszą się dużym powodzeniem turystów. Grupy szybko się zapełniają. Korzysta z tego kto może. Przewoźnicy i hotele. Organizując wycieczkę w tym terminie nie możemy liczyć na zniżki. Bilety lotnicze są drogie, a co więcej, trzeba rezerwować je z naprawdę dużym wyprzedzeniem.

Jeśli chodzi o pogodę, to na majówkę dobra będzie również Jordania

Bywa, że kalendarz nie jest zbyt przychylny, dni wolnych wypada mało i początek maja niewiele różni się od przeciętnego weekendu. Nic to. Magia daty i tak zadziała. Tak, jakby wszyscy umówili się na ten właśnie termin. Może realizuje się tu sezonowość wdrukowana w geny człowieka naszej szerokości geograficznej? Zima jest bardziej do spania niż do działania. Zaleganie na zapiecku, to jest czynność właściwa tej porze roku. Czekamy na dłuższy dzień, na gęsi i żurawie, które dadzą znak, że można ruszać w drogę. Zazielenienie trawy jest sygnałem dla koczownika. Powinien pakować sakwy. Tak było od zawsze. Tak zostaliśmy zaprogramowani. Ale świat się nagle zmienił i nasza życiowa aktywność wypadła z rytmu pór roku. Wiosną nie wychodzimy już w pole, żeby orać, siać i walczyć o byt. Zimowy letarg, w który zapadliśmy w okolicach grudnia przerywamy więc w inny sposób – ruszając na wycieczkę.

Liban, Bejrut

PS. W historii tego bloga największą popularnością cieszył się artykuł o majówce na Litwie.

Na głównym zdjęciu u góry: świątynia Artemidy w Dżarasz, Jordania.

Górski Karabach. Między Armenią i Azerbejdżanem

Jeżdżę tam od lat. Za pierwszym razem z wypiekami na twarzy. Chciałem zobaczyć jeden z tych szczególnych regionów. Nazywamy je parapaństwami, czyli krajami, które niby są, ale tak do końca to nie wiadomo czy aby na pewno. Bo oficjalnie Karabach nie istnieje. Mimo, że ma demokratycznie wybrane władze, policję, armię, flagę, urzędy i granice. Brakuje mu międzynarodowego uznania, więc nigdzie na świecie nie honoruje się wystawionych tam dokumentów (w tym paszportów), nie przyjmuje się prezydenta i ministrów. Nawet nazwać ich w ten sposób nie można, bo od razu protestowałby Azerbejdżan, który posiada oficjalne prawa do tego terytorium. Tak więc nie ma rządu, nie ma granic i paszportów. Nie ma kraju.

Wznoszący się na przedmieściach pomnik "My i nasze góry" stał się symbolem Karabachu

Wznoszący się na przedmieściach Stepanakertu pomnik „My i nasze góry” stał się symbolem regionu

Karabach to po ormiańsku Arcach. Zamieszkuje go ok. 150 tys. ludzi. Stolicą jest Stepanakert (60 tys. mieszkańców). Formalnie jest ormiańską enklawą na terenie Azerbejdżanu. W rzeczywistości Baku nie sprawuje tam żadnej kontroli. Karabach funkcjonuje dzięki pomocy Armenii. Obowiązującą walutą są armeńskie dramy. Mieszkańcy regionu, którzy chcą podróżować za granicę starają się o armeńskie paszporty.

Wciśnięty między Armenię i Azerbejdżan, Górski Karabach na początku kwietnia znalazł się na czołówkach gazet. Wojna! O co ta wojna? Sięgamy pamięcią do lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku. Tyle, że wtedy był to Górny Karabach. Błędna nazwa, powstała przez pomyłkę w tłumaczeniu, ale wtedy stosowano ją powszechnie. Używał jej również Ryszard Kapuściński. Cesarz reportażu był w Stepanakercie w czasie konfliktu. Opis tych wydarzeń znajdujemy w „Imperium”, głośniej książce o Związku Radzieckim. Kapuściński pisze tam o Karabachu, że to jeden z najpiękniejszych zakątków świata.

Swoje interesy mają tam światowe potęgi. I to od nich zależy rozwój sytuacji. Głównym rozgrywającym jest Rosja. Armenia jest od niej uzależniona, gospodarczo i politycznie. Moskwa jest gwarantem armeńskich granic. Mały kraj graniczy z dwoma wrogimi krajami: Azerbejdżanem i Turcją. Roczny budżet woskowy Azerbejdżanu równy jest budżetowi całej Armenii. W tej sytuacji Ormianie rozumieją, że zdani są na Rosjan, a Kreml bezwzględnie to wykorzystuje.

Klasztor Gandzasar (XIII wiek) jest jednym z ważniejszych zabytków Karabachu

Klasztor Gandzasar (XIII wiek) jest jednym z ważniejszych zabytków Karabachu

Od pierwszego dnia strzelaniny trwają spekulacje. Kto sprowokował konflikt? Kto za tym stoi? Rosja czy Turcja? Wygląda na to, że pierwsi zaczęli Azerowie. Ale kto im na to pozwolił, kto podpuścił? Rząd w Baku nie jest na tyle szalony by sam z siebie miał ryzykować wojnę z Rosją, a otwarty atak na Karabach tym właśnie grozi. Więc kto?!

Dziś wiemy już trochę więcej. Najbardziej skorzystała na tym Moskwa. Potwierdziła swoją pozycję na Kaukazie. Zachód raz jeszcze przekonał się o jej sile. Premier Miedwiediew odwiedził dwie stolice, był w Erywaniu oraz w Baku. I oznajmił, że Rosja dalej będzie dostarczać broń dwóm zwaśnionym stronom. Z tą zmianą, że teraz zapewne więcej, bo podgrzany konflikt napędza zbrojenia.

Ostatni raz byłem w Karabachu w zeszłym roku. Miejsce całkowicie bezpiecznie. Ludzie przyjaźni, mili, z właściwą Wschodowi gościnnością zapraszający do domów. Stepanakert, stolica nieuznawanego kraju, to ładne miasto. Wysprzątane i eleganckie. W centrum, tuż obok budynków lokalnych władz, dobrej jakości, czterogwiazdkowy hotel Armenia. Mieszkamy w nim lub w jednym z kilku mniejszych pensjonatów. Ruch turystyczny niewielki, ale przez kilka ostatnich lat było widać, że wzrasta, że dzieje się coś pozytywnego.

Oczywiście nie pchaliśmy się w pobliże granicy z Azerbejdżanem. Tam co jakiś czas dochodziło do wymiany ognia. Wiedzieliśmy o tym. Znaliśmy też przyczynę. Konflikt o Karabach jest potrzebny rządzącym w Erywaniu i w Baku. Demokracja w Armenii zostawia wiele do życzenia, a w Azerbejdżanie w ogóle nie ma o niej mowy – łamane są prawa człowieka, system rządów to autorytarny reżim. W jednej i w drugiej stolicy doskonale zdają sobie sprawę, że wokół takiego konfliktu łatwo ludzi jednoczyć i odwracać uwagę od wewnętrznej polityki. W ten sposób przykrywa się korupcję, nepotyzm i biedę sporej części społeczeństwa. Raz na jakiś czas, na wewnętrzny użytek, podgrzewano więc atmosferę. Przywykliśmy do tego, zdając sobie sprawę, że tak już chyba po prostu będzie. Na granicy wojsko, a wewnątrz regionu normalne życie.

Płot zrobiony z samochodowych rejestracji z czasów

Płot z samochodowych tablic rejestracyjnych z czasów, kiedy Karabach był częścią Azerbejdżańskiej SRR

U źródeł konfliktu leżą wydarzenia sprzed lat. Na większa skalę problemy rozpoczęły się w XX wieku. W 1923 r. komuniści radzieccy sprezentowali region Karabachu Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. W ten sposób obszar zamieszkały w przeważającej większości przez Ormian (chrześcijan) znalazł się w rękach Azerów (muzułmanów). Politykę w stylu dziel i rządź twórczo rozwinął Stalin. Przez cały okres ZSRR osiedlano Azerów w Karabachu. W efekcie tych działań zmieniono strukturę demograficzną regionu. Jeśli na początku XX wieku Ormianie stanowili 90 proc. mieszkańców, to w latach osiemdziesiątych już „tylko” około 70. Rozpadający się Związek Radziecki wywołał burzę. Powaśnione narody chwyciły za broń. Wygrali Ormianie przejmując pełną kontrolę nad Karabachem. Z regionu uciekli wszyscy Azerowie.

Wjechać tu można tylko od strony Armenii. Wymagany jest paszport i wiza, którą można otrzymać w przedstawicielstwie Karabachu w Erywaniu lub odebrać na miejscu, w Stepanakercie. Kosztuje ok. 10 USD i wystawiana jest na luźnej kartce, ponieważ nieuznawane przez świat władze Karabachu nie mają prawa wbijać jej do paszportów. A poza tym taka wiza przekreślałaby szanse na wjazd do Azerbejdżanu.

Czy będziemy tam jeszcze jeździć? Myślę, że tak. Wydaje się, że teraz, po załatwieniu zbrojeniowych interesów przez Miedwiediewa, sytuacja się uspokoi. Będzie jak było.

Więcej informacji o Górskim Karabachu.

Zobacz też: Dziesięć powodów by pojechać do Armenii.

Kuba. Relacja osobista

Wróciłem kilka dni temu. Zazwyczaj łatwiej mi się pisze. Pod koniec wycieczki mam poukładane wszystko to, co chcę powiedzieć. Bywa, że relacja z wyjazdu jest gotowa już na lotnisku, często piszę w samolocie. Tym razem jest inaczej. Z Kubą mam kłopot. Dlaczego? Jakoś nie potrafię skupić się na turystycznych atrakcjach. Kraj rzuca wyzwanie w innym obszarze. Nie sposób przejść do porządku dziennego nad zastanymi tam warunkami. Skalę trudności porównać mogę z tym, z czym mamy do czynienia w Etiopii i Indiach. W interpretacji nawet Iran jest prostszy.

Pani z cygarem, pocztówkowe zdjęcie z Kuby. Koszt: 1 euro.

Pani z cygarem, pocztówkowe zdjęcie z Kuby. Koszt: 1 euro.

Można oczywiście napisać, że krajobrazy są śliczne, królewskie palmy majestatyczne, plaże piękne, a rum słodki. Ale to nie wystarczy. Byłby to powierzchowny wizerunek, taki, który zadowolić może co najwyżej turystę zamkniętego w jednym z hoteli all inclusive w Varadero lub Cayo Coco.

Kolorowy i wesoły kraj ma swoją drugą stronę, szarą i smutną. Kto poznał Kubę, wie, że ta wielobarwna jest obrazem wykreowanym na potrzeby turystyki. Dla zagranicznych gości wszystko jest inne: specjalna waluta, restauracje i potrawy. W komunistycznym kraju komercjalizacja sięgnęła zenitu. Wszystko co spotkasz na swojej drodze jest produktem stworzonym specjalnie dla ciebie. Miejscowi nie jedzą tego co ty, nie piją tych samych drinków i nie bawią się w tych samych klubach, bo na wejście tam zwyczajnie ich nie stać.

Katedra w Hawanie, XVIII wiek. Chyba najładniejszy zabytek na Kubie

Katedra w Hawanie, XVIII wiek. Chyba najładniejszy zabytek na Kubie

Widziałem wiele kubańskich miast, na całej szerokości wyspy, od Hawany po Santiago de Cuba. Wyglądają podobnie. Jako tako ogarnięte centrum starówki, kilka ulic i placów odmalowano, wybrane budynki naprawiono. Ale wystarczy przejść kilkaset metrów dalej, żeby zobaczyć coś zupełnie innego. Zabytkowe kamienice ledwie trzymają się kupy. Są tak zniszczone, że grożą zawaleniem. Zbudowano je jeszcze przed rewolucją, niektóre pamiętają czasy kolonialne. W samej Hawanie jest aż 150 budynków z XVI i XVII wieku. Przez okres rządów Fidela Castro zabytki te popadły w ruinę. Brakowało pieniędzy, ale zdaje się, że również woli politycznej na ich utrzymywanie. W najlepszym okresie kubańskiego komunizmu budowano po nowemu, w miastach znajdziemy dzielnice brzydkich bloków przypominających radzieckie budownictwo z epoki Breżniewa.

Kuba jest jak ta zabytkowa kamienica sprzed rewolucji. Kiedyś piękna i bogata, szykiem nie odstająca od Madrytu czy Lizbony. A dziś? Zrujnowana i w opłakanym stanie. Grozi jej zawalenie, a mimo to mieszkają w niej ludzie. Dlaczego? Ponieważ nie mają wyjścia, są na to skazani. Nie wiemy czy kamienica przetrwa i czy doczeka kapitalnego remontu. Może stanie się znowu piękna, kolorowa i bogata. A może runie pociągając za sobą ofiary.

Stare samochody są takim samym wizerunkiem kraju jak cygara i rum

Stare samochody są takim samym wizerunkiem kraju jak cygara i rum. Plac Rewolucji w Hawanie

Kraj znajduje się w takim momencie, że wszystko może się zdarzyć. Reżim próbuje reform. Wygląda na to, że przygotowuje się na łagodne przejście. Może pomogą w tym Stany Zjednoczone. Zobaczymy jakie będą efekty zbliżającej się wizyty Obamy (z tej okazji w Hawanie trwa wielki remont głównego placu wokół El Capitolio). Zobacz: Obama na Kubie.

Otwarcie na turystów zostało wymuszone sytuacją. Bankrutujący kraj potrzebuje dewiz. Rocznie wyspę odwiedza 3 mln turystów. Jak na Karaiby, to nie jest imponująca liczba, ale dzięki temu w gospodarce pojawiają się dolary podtrzymujące byt. Przy okazji, przedstawiciele władz mają okazję się uwłaszczyć. Zgromadzone wokół Raula Castro elity obstawiły zarządzany centralnie turystyczny sektor.

Największą cenę płacą miejscowi. W sklepach dla Kubańczyków nie ma ryb i owoców morza, bo te zarezerwowane są dla turystów. Kubańczycy prawie nie jedzą mięsa, bo to również trafia na nasze stoły. Płacimy w euro, więc mamy. Obiad w państwowej restauracji dla turystów kosztuje od 15 do 18 CUC, czyli coś ok. 15 euro. W kraju, gdzie miesięczna pensja wynosi 20 euro. Obok siebie dwa równoległe światy. Jeden biedny i szary, drugi kolorowy i bogaty. Ten drugi należy do turystów i polityczno-gospodarczych elit. (Polecam artykuł: Kubańska waluta, ceny i opłaty).

Trinidad de Cuba, najlepiej zachowane kolonialne miasto

Trinidad de Cuba, najlepiej zachowane kolonialne miasto

Obraz oczywiście nie jest czarno-biały. Dziesięć lat temu było gorzej i biedniej. Dziś korzystając z pieniędzy napływających wraz z turystami rząd choć odrobinę poprawia byt ludzi. Pamiętajmy, że cała gospodarka jest tu nadal centralnie sterowana i, że nawet podstawowe produkty są reglamentowane, czyli na kartki. Zaglądałem do takich sklepów. Ciemno w nich i pusto. No chyba, że Kubańczyk ma drugą walutę, czyli peso wymienialne (CUC). Za tę walutę może kupić znacznie więcej, w zupełnie innych sklepach. Ilu Kubańczyków może sobie na to pozwolić? Niewielu. Poza politycznymi elitami głównie pracownicy turystyki. Dlatego praca w tym sektorze jest najbardziej pożądana. Pracuje się na państwowym, więc pensja jest urzędowa, jakieś 20-30 euro na miesiąc. Ale pensja się nie liczy, liczą się napiwki! To dla nich się pracuje! No i prezenty od turystów. Na jakim poziomie gospodarczym jest Kuba najlepiej świadczy fakt, że miejscowi cieszą się z drobiazgów, chętnie przyjmują długopisy oraz zupełnie podstawowe kosmetyki.

Szkoda ludzi i przykro na to patrzeć. Z drugiej strony, podobno nie ma tu głodu, dzieci chodzą do szkoły, a każdy ma szanse na dobrą i bezpłatną edukację na jednym z licznych uniwersytetów. Pod tym względem jest więc lepiej niż w Etiopii czy nawet w Egipcie. Jak zatem ocenić sytuację na Kubie? Nie jest łatwo.

Rolnik pozujący turystom przy drodze do Pinar del Rio

Rolnik pozujący turystom przy drodze do Pinar del Rio

Części Kubańczyków żyje się lepiej dzięki pomocy rodzin mieszkających w USA. Floryda oddalona jest ledwie o 150 km i mieszka tam około 1,5 mln Kubańczyków. Krewni przysyłają nie tylko pieniądze, ale też ubrania, co widać na ulicach. W komunistycznym społeczeństwie wizerunek Ameryki ma się jak najlepiej. Taki paradoks, ale Kuba jest właśnie krajem paradoksów.

Pewnie każdy kto wybiera się na Kubę ma wobec niej jakieś oczekiwania. Droga jest długa, cena wycieczki całkiem spora. Co nas zatem motywuje? Po co jedziemy? Zapewne duże znaczenie ma chęć zobaczenia kraju przed zmianami, zanim zostanie zdominowany przez amerykański przemysł turystyczny. Co prawda, to ostatnie wcale nie jest jeszcze takie pewne. Obama bez zgody Kongresu nie może znieść embarga, a zdominowany przez Republikanów Kongres jest temu przeciwny.

Dolina Viniales

Dolina Vinales

Nowa, duża grupa turystów skomplikowałaby i tak już trudną sytuację.  Kuba ma spore braki w infrastrukturze i ledwie jest w stanie obsłużyć obecny ruch. Centralnie zarządzany system nie radzi sobie z dystrybucją turystów i organizacją świadczeń. Normą są takie rzeczy jak brak miejsc w hotelach i samolotach, mimo dużo wcześniejszej rezerwacji. Każdy kto organizuje wycieczkę na Kubę powinien być przygotowany na niespodzianki. Taki rodzaj atrakcji turystycznej.

Jeśli podejdzie się do tego na spokojnie, z uśmiechem i odpowiednim dystansem Kuba sprosta stawianym jej oczekiwaniom. Plaże rzeczywiście są piękne. Olbrzymią wartością są ludzie, uśmiechnięci i życzliwi. Ważne też, że jest bezpiecznie, to walor państwa policyjnego, z którego jako turyści skwapliwie korzystamy.

Co jest największym atutem Kuby? Jej oryginalność! Przez dziesięciolecia rządów braci Castro wyspa stała się światowym fenomenem. Rzesze turystów ruszyły na wieść, że za moment komunizm może się skończyć. Chcą zobaczyć „tę Kubę”, tak jak ogląda się skansen lub muzeum.

Kuba jak malowana. Graffiti na jednym z domów w Baracoa

Graffiti na jednym z domów w Baracoa

A abstrahując od sytuacji polityczno-gospodarczej, co warto zobaczyć? Na pewno trzeba odwiedzić najważniejsze miasta. Poza Hawaną i Santiago de Cuba oczywiście główne ośrodki takie, jak Trinidad i Santa Clara – tu znajduje się mauzoleum Che Guevary. Na uwagę zasługuje Baracoa – najstarsza osada na wyspie, w tym miejscu do brzegu przybił Krzysztof Kolumb. Najweselej jest wieczorem, kiedy w kilku klubach w obrębie niewielkiej starówki rozbrzmiewa muzyka. Następnie Comagüey  z labiryntem uliczek, które wygodnie ogląda się z siedzenia rowerowej rikszy.  Warto wybrać się też do najważniejszego na Kubie kościoła Matki Bożej El Cobre. Najładniejszym regionem wydała mi się Dolina Viñales w prowincji Pinar del Río. W miejsce to każdego ranka ciągnie sznur autokarów ze stolicy, wszyscy chcą zobaczyć charakterystyczne wapienne wzgórza. Żadna wycieczka na Kubę nie obejdzie się bez wizyty w tzw. muzeum rumu, wytwórni cygar oraz w jednym z kilku hawańskich klubów, w których tutejsze gwiazdy wyśpiewują turystom przeboje Buena Vista Social Club. Aha, no i nie zapomnijcie wpaść choć na chwilę do hotelu Nacional. Miejsce to przypomina o dawnej świetności Hawany, która przed rewolucją słynęła jako najbardziej rozrywkowe miejsce obu Ameryk, przemysłem kasyn i domów uciech wszelakich wyprzedzając Las Vegas.

Zobacz przykładowe programy wycieczek na Kubę.

W tym miejscu znajdą Państwo dużo praktycznych informacji o Kubie, m.in.: ceny, waluta, internet: Kuba – przewodnik.

Białowieża według Lonely Planet

W rankingu Best in Travel opiniotwórcze wydawnictwo Lonely Planet opisało 10 państw, które warto odwiedzić w 2016 roku. W tej dziesiątce są tylko dwa państwa europejskie: Polska i Łotwa. Poza tym m.in. tak egzotyczne miejsce jak Republika Paulu. Ale są też Japonia, USA i Australia. Więcej informacji o tym rankingu znajduje się tu: Best in Travel 2016.

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Znaleźliśmy się zatem w bardzo ciekawym gronie. I dobrze! Czas na polską turystykę przyjazdową. Ranking ten na pewno zainspiruje wielu turystów.

Na Podlasiu mamy szczególny powód do radości. Wśród miejsc wartych odwiedzenia wymieniona została Białowieża. Ze względu na pierwotną puszczę i żubry. Wspomniane są też rysie i wilki oraz… „słynna polska wódka Żubrówka”.

Lonely Planet zachęca także do odwiedzenia Wrocławia (Europejska Stolica Kultury), Wieliczki i Krakowa (wspomniane są Światowe Dni Młodzieży), Łodzi oraz Szczecina.

Dobrze, że ranking choć trochę wychodzi poza utarte schematy. Oczywiście jest też klasyka, czyli Kraków, bo trudno go pominąć, szczególnie kiedy zdobywa kolejne tytuły najlepszego turystycznego miasta Europy. Więcej na ten temat: Kraków best European city trip.

Najstarszy budynek w Białowieży, dawny dworek myśliwski (1845 r.)

Najstarszy budynek w Białowieży, dawny dworek myśliwski (1845 r.)

Ale wydawnictwo postawiło też na mniej popularne miejsca. Zauważona została m.in. Łódź, ze względu na zabytkową dziewiętnastowieczną architekturę. Z nazwy pojawia się też ulica Piotrkowska. Zaskoczeniem może być fakt, iż Lonely Planet wymienia pola golfowe nieopodal Szczecina (Binowo Park). Bo to, że pojawił się sam Szczecin jest już mniejszą niespodzianką. W ciągu ostatniego roku miasto zyskało piękną promocję dzięki nowemu budynkowi Filharmonii Szczecińskiej. Śmiała forma architektoniczna zachwyciła wielu znawców i zaowocowała nagrodą dla najpiękniejszego budynku Europy 2015 roku! Swoją drogą, to dobry przykład dla władz lokalnych z innych regionów Polski. W Białymstoku wydano duże pieniądze na budowę opery, a budynek architektonicznie jest zupełnie przeciętny. Z tego punktu widzenia miasto zmarnowało nadarzającą się okazję.

A wracając do Białowieży. Po raz kolejny przypomina o swoim znaczeniu. W zestawieniu Lonely Planet cała Polska Wschodnia, wielki region na wschód od Wisły reprezentowany jest tylko przez Białowieżę! Można powiedzieć, że dobre i to, ale z drugiej strony, chyba za mało robimy, żeby pokazać światu pozostałe atrakcje ściany wschodniej. A przecież jest ich sporo. I to na europejską skalę. Więcej o tym w artykule: Polska Wschodnia.

Białowieża Towarowa

Białowieża Towarowa

U nas w kraju chyba wszyscy kojarzymy Białowieżę. Od razu przychodzą na myśl żubry i jedyny w Europie pierwotny  las nizinny. Znamy ją z wycieczek szkolnych, weekendowych wypadów oraz często organizowanych tam konferencji i szkoleń. Piękne miejsce! W czerwcu zeszłego roku pojawiła się nowa atrakcja: możliwość bezwizowego przekroczenia granicy z Białorusią. Więcej o tym tu: Na Białoruś bez wiz.

Zobacz też: Chińczycy na Podlasiu.

Iran – turystyczny hit

Polityka i media, to dwa powiązane ze sobą czynniki, które w dużym stopniu decydują o popularności takiego lub innego kraju. Najlepszym przykładem jest właśnie Iran. Jeszcze kilka lat temu w mediach dominowały nieprzychylne Teheranowi komentarze. Na ich podstawie łatwo było wyrobić pogląd jakoby Persja miała być strasznym miejscem, w które lepiej w ogóle się nie zapuszczać. Od kiedy Zachód radykalnie zmienił politykę względem Iranu, zmieniły się też wygłaszane w TV opinie.

Jeden ze słynnych mostów w Isfahanie

Jeden ze słynnych mostów w Isfahanie

Tak na marginesie, temat ten pokazuje, jak bardzo masowe media są „niezależne”. Jeżdżę po świecie od lat i jeśli czegoś się dzięki temu nauczyłem, to tego, żeby z przymrużeniem oka patrzeć na dziennikarskie doniesienia. Straszą Białorusią? Nie przejmujcie się tymi i jedźcie śmiało! Zainteresowanych odsyłam do moich artykułów o Białorusi. Takich napiętnowanych niesłusznie obszarów jest całkiem sporo. Dobrym przykładem są parapaństwa: Naddniestrze i Górski Karabach. Bezpieczne i przyjazne.

Tak więc mamy wyraźny wzrost zainteresowania wycieczkami do Persji. W tym roku mówić można wręcz o modzie na Iran. Przyjrzyjmy się najważniejszym zagadnieniom. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak się dzieje.

Herbaciarnia na teherańskim bazarze

Herbaciarnia na teherańskim bazarze

Po pierwsze bezpieczeństwo. To kwestia kluczowa dla każdego turysty. Iran jest państwem stabilnym, a w dzisiejszym świecie, szczególnie na Bliskim i Środkowym Wschodzie, ma to duże znaczenie. Dzięki silnej władzy, trzymającej zdecydowana kontrolę nad całym terytorium, kraj jest regionalną wyspą spokoju. Nie bez znaczenia jest też oczywiście nastawienie miejscowych. To życzliwi, sympatyczni i dumni ludzie. Ciekawi tego, co dzieje się w świecie, otwarci na nowe znajomości. W Iranie przemieszczałem się różnymi środkami transportu: metrem, autobusami, taksówkami i samolotami. Wędrowałem ulicami i uliczkami miast, również nocą. Nie spotkałem się z przejawami agresji. Wszędzie czułem się bezpiecznie.

Głód nowości. W turystyce to bardzo ważny czynnik. Miłośnicy egzotycznych podróży zwiedzili już prawie cały świat i coraz trudniej jest im znaleźć nowe kierunki. Jeśli więc jakiś kraj, do tej pory omijany z powodów politycznych, nagle otworzy granice i ociepli wizerunek, to turyści ruszą szeroką ławą. Tak było np. z Gruzją. Dziś podobnie jest z Kubą.

W metrze są osobne wagony i perony dla samotnych kobiet

W metrze są osobne wagony i perony dla samotnych kobiet

Współgra z tym aura tajemnicy. To otoczka, która dodaje smaku. W przypadku podróżników, im bardziej coś jest niedostępne, tym mocniej przyciąga. Iran – tajemniczy Orientu, to brzmi jak hasło z reklamy. Umiejętna gra marketingowa w tym obszarze może przynieść niezłe rezultaty. I nie ma zbyt dużego znaczenia, że Persja przynajmniej od kilku lat jest już krajem otwartym, wizę dostać łatwo i bez problemu można tam wjechać. Magia tajemnicy działa i zapewne jeszcze przez jakiś czas turystyczny Iran będzie z niej korzystać.

Mnóstwo atrakcji. To temat rzeka. Dzięki swej bogatej, liczące tysiące lat historii, Iran może poszczycić się wyjątkowymi zabytkami. Kto nie słyszał o Persepolis?! Albo o zaratusztrianizmie i świątyniach ognia? Kto nie widział zdjęć pięknych perskich meczetów i ogrodów? Odbijające się szerokim echem wydarzenia drugiej połowy XX wieku, również pozostawiły swój ślad. Jak pamiętam pierwszym miejscem, które chciałem zobaczyć w Teheranie, był mur otaczający dawną ambasadę USA. Koniecznie chciałem zrobić zdjęcia tamtejszym malunkom. To miejsca oczywiste, poza Teheranem należą do nich również bogate w zabytki miasta: Sziraz, Isfahan, Jazd i Kaszan. Ale są też mniej znane atrakcje, także godne uwagi. W Iranie znajdziemy wysokie góry (zimą kwitnie tu narciarstwo) i piękne plaże, z wyspą Kisz na czele. Katalog mniej znanych, a zasługujących na uwagę atrakcji, przedstawiła Dominika w artykule: Persja inaczej, czyli nieznane oblicza Iranu.

Ormiańska katedra w Isfahanie

Ormiańska katedra w Isfahanie

Trzeba wspomnieć o obecnych tu od setek lat chrześcijanach. Ze względu na moje zainteresowania kościołami orientalnymi, jadąc pierwszy raz do Iranu, wiedziałem, że muszę odwiedzić ormiańskie świątynie. Sporo znajdziemy ich z dala od popularnych tras, przy granicy z Armenią, ale są też w dużych miastach, często odwiedzanych przez wycieczki, np. w Isfahanie. Imponująca jest ormiańska katedra w tym mieście, wewnątrz podziwiamy piękne freski. W budynku obok ulokowano muzeum ukazujące ormiańską historię na terenie Persji. Wśród wielu eksponatów znajdziemy obiekt określony jako „najmniejsza książka na świecie” (waży ledwie 0,7 grama). Ormiańskie księgi to zjawisko zasługujące na szczególną uwagę, więcej na ten temat w artykule: Matenadaran. Instytut rękopisów.

W Isfahanie znajduje się polski cmentarz! Właściwie jest to kwatera w obrębie nekropolii ormiańskiej. Najstarszy pomnik ustawiono na grobie Teodora Miranowicza, królewskiego posła, zmarłego tu w 1686 roku. W XVII wieku, Rzeczpospolita zagrożona przez Imperium Osmańskie, próbowała stworzyć sojusz z Persją, stąd w tym okresie nasi władcy i kresowi magnaci wysyłali liczne poselstwa. Większość pochowanych tu Polaków to dzieci i młodzież, ofiary sowieckich zsyłek w głąb ZSRR. Razem z armią Andersa wprowadzono do Persji (będącej wtedy pod kontrolą Brytyjczyków) dziesiątki tysięcy cywilów. Pierwsze grupy dotarły do Iranu w marcu 1942 roku. W samym Isfahanie przebywało ponad 2,5 tys. polskich dzieci, w dużej mierze sierot. Były pod opieką polonijnych organizacji i chodziły do polskich szkół. Wielu Polaków spoczywa też na cmentarzu w Teheranie.

W jednym z meczetów

W jednym z meczetów

Iran jest przebojem tego roku. W przyszłym zainteresowanie zapewne jeszcze wzrośnie. Oczywiście, nie będzie to turystyka masowa. Iran nie zamieni się w Grecję, Hiszpanię czy Egipt. Można zaryzykować stwierdzenie, że na szczęście! Mam nadzieję, że pozostanie miejscem choć z odrobiną tajemnicy. Program wycieczki do Iranu.

Na razie Iran ma braki w infrastrukturze. Lata sankcji gospodarczych zrobiły swoje. Niektóre zapóźnienia Teheran szybko nadrobi. Już jest decyzja o odblokowaniu 32 mld dolarów amerykańskich, zamrożonych do tej pory w zachodnich bankach. Dzięki temu kraj rozpoczyna wielkie zakupy, na liście jest m.in. ponad sto samolotów Airbus (kontrakt na 22 mld USD!).

Irańskie turystyki oglądają Persepolis

Irańskie turystyki oglądają Persepolis

Trochę gorzej rzecz wygląda z hotelami. Tu braki doskwierają najbardziej. Obiekty oczywiście są (polecam 4*, bo 3 są często poniżej naszych oczekiwań), ale jest ich za mało. I to właśnie stanowi główną trudność. Co z tego, że zgłaszają się do nas kolejne grupy zainteresowane wycieczkami do Iranu, jeśli nie ma już miejsc w hotelach?! O wyprawie do tego kraju najlepiej myśleć z dużym wyprzedzeniem. Kolejne ograniczenie stanowią międzynarodowe loty. Bilety w samolotach do Iranu szybką się sprzedają. Nadzieja w tym, że kolejne linie uruchomią połączenia z Teheranem i z Szirazem. Byłoby kapitalnie, gdyby LOT zrealizował swoje plany i wprowadził do oferty bezpośrednie przeloty z Warszawy. Czekamy na to!

Zobacz też na tym blogu: Iran. Relacja z wycieczki.

Więcej informacji na temat Persji, atrakcji turystycznych kraju, kuchni, obyczajów i roli kobiet znajduje się tu: Iran.

Turystyczna Polska Wschodnia

Piękne miejsce, polska egzotyka. Główne atuty regionu, to wielokulturowość, bogactwo tradycji i wspaniała przyroda. Nie bez znaczenia jest także położenie, za miedzą mamy Litwę oraz Białoruś. Ta ostatnia ma opinię kraju mniej dostępnego, ale od nas, z Białegostoku, bez żadnego problemu organizujemy tam piękne wycieczki. Zobacz: Wycieczka na Białoruś.

Takie widoki tylko u nas! Żubr na ulicy w Białowieży. Fot. I. Smerczyński

Takie widoki tylko u nas! Żubr na ulicy w Białowieży. Fot. I. Smerczyński

Na blogu jest już trochę materiału na ten temat. Przez lata zamieściłem sporo wpisów o poszczególnych miejscowościach, od Sejn po Zamość. Pisałem też o interesujących faktach i zjawiskach z naszego regionu, m.in. o coraz słynniejszym duchu puszczy i prawosławnym sylwestrze, obchodzonym 13 stycznia.

Niestety, jest to też region niewykorzystanych możliwości turystycznych. Są oczywiście perełki, takie jak chociażby Białowieża, tyle, że to pojedyncze punkty, niczym wyspy na oceanie. Dlaczego tak jest? Brakuje promocji. W części wynika to z podejścia władz w Warszawie, które nasz region od lat traktują jako klasyczną Polskę B. Pamiętam jak dwa lata temu przekonywałem Polską Organizację Turystyczną do idei promocji naszego regionu wśród chińskiej branży turystycznej. Łatwo nie było. Sporo czasu zajęło zanim zdołałem wytłumaczyć centrali POT w Warszawie, że Polska Wschodnia jest atrakcyjna. Więcej o tym w artykule: Chińczycy na Podlasiu.

Na Białorusi, tuż za granicą. Siedziba Dziadka Mroza

Na Białorusi, tuż za granicą. Siedziba Dziadka Mroza

Próbuję jakoś temu zaradzić. Korzystam ze znajomości powstałych przez lata podróżowania i własnym sumptem przekonuję kogo mogę, że warto do nas przyjeżdżać. W tym celu stworzyłem anglojęzyczną stronę internetową: Eastern-Poland. Jest tam sporo zdjęć, informacji i krótkich filmów. Mam nadzieję, że z czasem przyniesie to efekt. Jeśli ktoś chciałby mi w tym pomóc, to zapraszam do współpracy. Udostępniajcie, polecajcie, niech cały świat się dowie jak u nas pięknie!

Mam też nadzieję, że już tej wiosny, wielu polskich turystów ruszy na wschód od Wisły. Oto kilka powodów:

Wielokulturowość

Tu spotyka się Wschód z Zachodem. Obok siebie wznoszą się neogotyckie kościoły i drewniane cerkwie. Krajobraz jest świadectwem dawnych czasów, kiedy na porośniętych lasami terenach osiedlali się Rusini ze wschodu (zobacz: Kraina Otwartych Okiennic) i Polacy z Mazowsza. Trochę później pojawili się również Tatarzy, wzbogacając krajobraz o orientalne akcenty.

Szlak Tatarski, meczet w Kruszynianach

Szlak Tatarski, meczet w Kruszynianach

W ciągu krótkiej wycieczki trafiamy na świadectwa funkcjonowania kilku wyznań i religii. Najpierw mocne spotkanie z prawosławiem. Zaczynamy od bardzo ciekawego Muzeum Ikon w Supraślu. Następnie położona tuż obok cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny (wzniesiona na początku XVI wieku). To absolutny unikat, jedyna na terenie Polski świątynia łącząca cechy gotyku i architektury bizantyjskiej.

Z Supraśla wjeżdżamy na Szlak Tatarski, odwiedzamy Bohoniki i Kruszyniany, wsie znane z zabytkowych meczetów. Na obiad obowiązkowo oryginalna kuchnia tatarska.

W położonych tuż obok Krynkach wspomnimy dawnych mieszkańców miasteczka. Do II wojny światowej Żydzi stanowili 60 proc. mieszkańców. Zachowały się pozostałości synagog oraz kirkut. Miłośnicy judaiców konieczne odwiedzić powinni Tykocin, jedną z podlaskich perełek, w którym jakimś cudem straszne czasy II wojny światowej przetrwała Wielka Synagoga. Obiekt wzniesiony w 1642 roku jest atrakcją w skali Polski i Europy. Zajrzeć trzeba do jednej z tutejszych restauracji, serwujących kuchnię żydowską.

W północnej części regionu, na Suwalszczyźnie zobaczymy molennę Staroobrzędowców, bazylikę i synagogę w Sejnach oraz odwiedzimy Puńsk, wyjątkową gminę, w której litewska mniejszość jest większością (zobacz artykuł: Puńsk, Litwini w Polsce).

Po drodze z Białowieży do Białegostoku zatrzymamy się w kilku wsiach, żeby zrobić zdjęcia pięknym drewnianym cerkwiom na Szlaku Otwartych Okiennic. A w samej Białowieży zajrzymy do zbudowanej dla cara Aleksandra III, wyjątkowej bo murowanej cerkwi, skrywającej absolutny unikat – ikonostas z porcelany!

Przyroda

Wszystkie wspomniane wyżej miejsca otacza pełna uroku natura. Supraśl leży na terenie olbrzymiego kompleksu leśnego Puszczy Knyszyńskiej. Kruszyniany, Bohoniki i Krynki znajdują się na jej obrzeżach, dlatego właśnie w tamtych okolicach często można zobaczyć żubry, wychodzące z puszczy na okoliczne łąki i pola.

Takie o to znaki ostrzegawcze spotykamy w Puszczy Knyszyńskiej

Takie o to znaki ostrzegawcze spotykamy w Puszczy Knyszyńskiej

O Białowieży nie ma co się rozwodzić. Wszyscy przecież pamiętamy, że to jedyny w Europie nizinny las naturalny. Skarb absolutny, przyciągający przyrodników z całego świata. Od czerwca zeszłego roku dodatkowym atutem Białowieży jest bezwizowy ruch na Białoruś. Z udogodnienia tego skorzystać może każdy turysta. Więcej informacji znajdziecie tu: Na Białoruś bez wiz.

Koniecznie za to wspomnieć należy o Biebrzy i Narwi. Obszar ten sukcesywnie zyskuje na znaczeniu i cieszy się coraz większa popularnością wśród miłośników przyrody. To m.in. tu można odbywać pasjonujące widokowe loty balonem. Pozostając dalej w klimatach związanych z wodą przenosimy się nieco na północ i trafimy do Wigierskiego Parku Narodowego, który udanie łączy ochronę przyrody z rozwojem turystyki. Na południu warto zwrócić uwagę na dolinę Bugu oraz Roztoczański Park Narodowy. A dalej, to już oczywiście Bieszczady, wartość których dobrze znamy.

Wigry. W tle klasztor pokamedulski

Wigry. W tle klasztor pokamedulski

Turystyka aktywna

Mam takie wrażenie, że gusta polskich turystów zmieniają się i idą w dobrym kierunku. Po latach pogoni za hotelami all inclusive w Egipcie i Turcji, świadomie wybieramy coś ciekawszego. Rajdy piesze i konne, turystyka rowerowa, kajaki i żagle. Plus poszukiwania oryginalnych smaków, zdrowej i ciekawej kuchni regionalnej. Wschodnia Polska jest wymarzonym miejscem na tego typu wakacje. Sama tylko Suwalszczyzna wystarczy na dwutygodniowy, piękny urlop. A przy okazji można w łatwy sposób urządzić jedno lub dwudniową wycieczkę do Wilna.

Warto wspomnieć o Green Velo. Co prawda wielki projekt, który miał rozruszać tę część Polski, w praktyce na razie wygląda tak sobie, ale mam nadzieję, że zakrojona na szeroką skalę reklama szlaku przyniesie efekt w postaci większego zainteresowania turystów Wschodnią Polską.

Sioło Budy

Sioło Budy

Jesteśmy po drodze

Przed zaborami przez Podlasie przebiegała granica między Koroną a Litwą, czyli tu był środek Rzeczpospolitej! Dlaczego o tym piszę? Żeby pokazać, że za Białymstokiem i za Suwałkami świat się nie kończy. Wręcz przeciwnie, zaczyna się coś nowego i ciekawego. Jeśli zawitacie na Podlasie, na Szlak Tatarski, do Tykocina czy Białowieży, pomyślcie o chociażby krótkim wypadzie na Białoruś. Takie miejsca jak Grodno, Zaosie czy Nowogródek powinien odwiedzić każdy Polak. Jadąc do Augustowa lub Suwałk rozejrzyjcie się za możliwością zorganizowania wycieczki na Litwę. Da się to łatwo zrobić. Stąd to już i do Rygi jest blisko. I to jest kolejny atut naszego regionu.

Serdecznie zapraszamy!

Zdjęcie żubra w Białowieży: Irek Smerczyński. Pozostałe fotografie: Krzysztof Matys.

Przewodnik po woj. białostockim z 1937 r.

More information in English: Eastern-Poland.eu

Krynica i Tylicz

O tej porze roku temat to zupełnie oczywisty. Śnieg i narty. Z racji na zawodowe obowiązki częściej bywam w górach gdzieś w świecie, rzadziej w Polsce. Tak jakoś dziwnie się porobiło, że bliżej na Kaukaz niż w Tatry. Więcej na ten temat w artykule: Narty w Armenii, Iranie i Gruzji. Brakuje czasu, ale jednak każdego roku staram się, choć na kilka dni, ruszyć w nasze góry.

Jeden ze stoków w Tyliczu. Jak widać, śniegu nie brakowało

Jeden ze stoków w Tyliczu. Jak widać, śniegu nie brakowało

Najczęściej wybieram Bieszczady i okolice Krynicy. Tak też wyszło i tym razem. Udało się wygospodarować trochę wolnego czasu, więc pędem do Krynicy-Zdroju.

Ruszyliśmy z pewnymi obawami o śnieg, ale na miejscu okazało się, że całkiem dobrze trafiliśmy. Od poniedziałku do piątku, przez wszystkie dni naszego pobytu były dobre warunki narciarskie. Dużo śniegu i temperatura w okolicach zera. Pięknie się zjeżdżało. Krynica i jej okolice ma chyba jakiś specyficzny mikroklimat, bo jak wiadomo, w innych regionach polskich gór ze śniegiem było krucho.

Pięć dni bawiliśmy się na stokach w Tyliczu. Warunki dobre, ceny umiarkowane (w odróżnieniu od drogiej Jaworzyny) i niezbyt wielu ludzi. Szczególnie polecam tanie poranki (do godz. 11.00) i nocną jazdę (od 16.00 do 20.00).

Zabytkowa Witoldówka w Krynicy-Zdroju

Zabytkowa Witoldówka w Krynicy-Zdroju

Lubię Tylicz. Latem i zimą. Zawsze zahaczam o kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Obiekt wzniesiony w 1612 roku zachwyca piękną architekturą, więc mimo tego, że widziałem go wielokrotnie, jakoś nie mogę się oprzeć, zatrzymuję się i robię zdjęcia.

To reguła generalna, interesują mnie miejsca z historią. Takie, gdzie są zabytki i muzea. Nawet jeśli jest to wyjazd typowo narciarski, to w przerwie chcę coś zobaczyć i choć trochę pozwiedzać. Region ma niezaprzeczalny atut w postaci Szlaku Architektury Drewnianej, do którego należy również wspomniany wyżej kościół w Tyliczu. Zabytków jest jednak znacznie więcej. W całym województwie małopolskim szlak liczy aż 252 obiekty.

Tuż obok Krynicy znajduje się Powroźnik. To wieś z bogatą historią, pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIV wieku! Znajduje się tu cerkiew greckokatolicka św. Jakuba Młodszego (obecnie kościół rzymskokatolicki). Zbudowana została w 1600 r. i jest najstarszą cerkwią w polskich Karpatach. W 2013 r., wraz z grupą innych obiektów po polskiej i ukraińskiej stronie, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO.

Kościół w Tyliczu

Kościół w Tyliczu, 1612 rok

Mieszkamy w Krynicy. Od lat korzystamy z tego samego pensjonatu i ulubionej restauracji. Dużą zaletą miasta jest rozbudowana baza noclegowa. Każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tu szeroki wachlarz miejsc noclegowych, od hoteli o wysokim standardzie, po kwatery prywatne w cenie 25 zł za osobę w pokoju z łazienką! W restauracjach też atrakcyjnie, dobra golonka za 15 zł, a obok w Jadłodajni, obiad za kilkanaście złotych.

Nie ma Krynicy bez Nikifora! Do muzeum genialnego malarza-prymitywisty wstępuję niemal jak do świątyni. Który to już raz tu jestem? Nie pamiętam. Zawsze z przyjemnością. (Mam słabość do tego typu artystów, więcej o tym np. w artykule: Niko Pirosmani, malarz Gruzji). Choć obrazów tu niezbyt dużo (większa kolekcja jest w Nowym Sączu), to wrażenie potęgują przedmioty osobiste artysty, w tym jego farby, kredki i charakterystyczne okulary. Dobrze prezentuje się też siedziba Muzeum, czyli zabytkowa willa „Romanówka”. Wszystko pasuje i współgra ze sobą, również wyświetlany tu kilkuminutowy film o Nikiforze.

Jeden z obrazów Nikifora. Charakterystyczny styl rozpoznamy na pierwszy rzut oka

Jeden z obrazów Nikifora. Charakterystyczny styl rozpoznamy na pierwszy rzut oka

Wyjeżdżamy zadowoleni z pobytu. Było sporo nart, trochę zwiedzania i całkiem przyjemna kuchnia (tym razem najbardziej zapamiętałem pierogi po łemkowsku). Na pewno będziemy tu wracać. A w drogę powrotną ruszyła z nami Śliwowica Łącka, która jak żaden inny trunek, kojarzy mi się z Beskidami. (Zobacz też: Duch puszczy, samogon z Podlasia).

PS. Polecany pensjonat i restauracja: krynica-gorska.pl

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén