Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Strona 36 z 38

Pocztówka z Etiopii

W „Podróżach z Herodotem” Ryszard Kapuściński wspomina wizytę na południu Etiopii. Zachęcany przez miejscowych jedzie do Arba Minch. Po latach napisze:

 

Tak, miejsce okazuje się rzeczywiście niezwykłe. Na płaskiej i pustej równinie, w niskim przesmyku między dwoma jeziorami, Abaya i Chamo, stoi drewniany, na biało pomalowany barak – Bekele Mole Hotel. Każdy pokój wychodzi na długą otwartą werandę, której próg dosięga brzegu jeziora – z tego progu można skakać wprost do szmaragdowej wody…

 

Dziś hotel nie leży tak blisko jeziora. Czy kiedyś leżał? Ktoś wie?

 

Tak czy inaczej Arba Minch jest głównym turystycznym przystankiem południowej Etiopii. Stąd prowadzą szlaki do najbardziej odizolowanych rejonów Afryki; do wsi plemienia Mursi (to ci z glinianymi krążkami w ustach) czy do Hamerów słynących ze skoków przez byki. Tuż obok Arba Minch zwiedzamy Gesergio zwany Glinianym Nowym Jorkiem oraz domostwa Dorze – ludu znanego z uprawy fałszywego bananowca.

 

W bezpośrednim sąsiedztwie miasta znajduje się też Park Narodowy Nechisar. Nazwa rezerwatu pochodzi od białej trawy porastającej okoliczne wzgórza. Jedziemy tu żeby zobaczyć antylopy i zebry. Na jezioro Chamo wypływamy łodzią. Ogromne wrażenie robią przesiadające w wodzie hipopotamy oraz wylegujące się na plaży krokodyle; stąd nazwa tego miejsca – Crocodile Marcet. Więcej o Etiopii

 

Tak, dla żądnego wrażeń turysty, Arba Minch to wymarzone miejsce. Kapuściński, jak sam pisze, poza pięknymi widokami, nie znalazł tu niczego interesującego.

Zebry w parku narodowym obok Arba Minch

Wycieczka do Etiopii

Na zakończenie pytanie: Dlaczego w Arba Minch psom obcinają ogony? Odpowiedź: Ze względu na wszędobylskie pawiany. Pawian, kiedy walczy z psem o jedzenie, chwyta go za ogon, kręci młynka nad głową i rzuca z dużą siłą. Z czegoś takiego pies rzadko wychodzi bez szwanku. Jest więc to profilaktyka chroniąca czworonożnych przyjaciół człowieka przed niebezpiecznymi utarczkami z małpami.

PS. Dziś wszyscy o wizycie Karola w Kruszynianach (Tatarski Szlak) i w Białowieży. Piękna reklama. Czy potrafimy ją wykorzystać? Pisałem o tym kilka dni temu, udało mi się nawet przewidzieć, że książę przyjedzie sam, bez żony. Zobacz

Podlaskie Targi Turystyczne

Wielkimi krokami zbliżają się targi. Obawiam się, że podobnie jak w latach ubiegłych będzie to po prostu niewypał. Wolałbym napisać, że wielki czy spektakularny, ale nic z tego. Po prostu klapa. Zwykła klapa.

 

Powody? Mizerna frekwencja wśród odwiedzających nie przyciąga wystawców. Mało biur podróży. W tym roku, z ogólnopolskich touroperatorów zajmujących się turystyką wyjazdową tylko Logostour! Czy to więc w ogóle można nazwać targami?

 

Jest też kilka regionalnych biur z Białegostoku, ale to standard, występują co roku w ramach podlaskiego PIT-u. Nihil novi. Stąd targi mają formę raczej towarzyskiego spotkania zwieńczonego nocnymi Hołubcami. Kto chce wiedzieć o co chodzi, niech zajrzy na stronę targów. Warto zapoznać się też z listą wystawców, pasjonująca lektura. Polecam!

 

Długo można by wymieniać organizacyjne mankamenty, zaczynając od nieszczególnej lokalizacji, braku oznaczeń dojazdu, kłopotów z parkowaniem, słabej reklamy, itd., ale nie bardzo ma to sens. I tak decyduje oferta. Dominują stoiska gmin, instytucji, szkół, organizacji. I oczywiście kulinaria, tym Podlasie stoi! Więc zawsze kapusta, ogórki, chleb i kiszka ziemniaczana. Zresztą mam przeświadczenie, że tylko ci wystawcy na tych targach wyjdą na swoje. Bo zawsze ktoś coś zje, a i do domu kupi.

 

Pamiętam jak w zeszłym roku jedno biuro podróży zostawiło na zakończenie targów całe stosy katalogów. Nie chciało im się nosić tego z powrotem. Przy tak niskiej frekwencji nie rozdali nawet części tego co przygotowali.

 

Kto przychodzi na mało atrakcyjne targi? Branża – z obowiązku. Studenci i uczniowie szkół turystycznych – również z obowiązku. Poza tym zbieracze wszelkich gadżetów i katalogów – ci odwiedzają wszystkie imprezy, na których można cos dostać. Potencjalnych klientów jest mało. Dużo za mało!

 

Dlatego kochani białostoczanie mam apel. Wszyscy na targi! Pomożecie?

 

Podlaskie Targi Turystyczne, 19-21 marca 2010 r.

Hala Sportowa Uniwersytetu w Białymstoku, ul. Świerkowa 20A

Więcej

PS. Niewątpliwy plusem jest pomysł na workshop promujący atrakcje Podlasia wśród polskich i zagranicznych biur podróży. Powodzenia.

……..
More info about Podlasie in English: Poland Podlachia.

Hotel Bristol

Spędziliśmy z żoną miły weekend w hotelu Bristol w Warszawie. Hotel pięknie położony, przy Krakowskim Przedmieściu, obok Pałacu Prezydenckiego. Może nie wszystko odpowiada jego pięciu gwiazdkom, ale za to jaki klimat, architektura, wystrój i, przede wszystkim, niezwykła historia. Oddany do użytku na początku XX wieku (współwłaścicielem przedsięwzięcia był Ignacy Jan Paderewski) gościł wiele znanych postaci. Bywali tu m.in. Maria Skłodowska-Curie, Jan Kiepura, Edward Grieg, Richard Strauss i Enrico Caruso. Tu Józef Piłsudski zainaugurował pierwszy parlament w porozbiorowej Polsce. Budynek hotelu cudem ocalał z hekatomby Powstania Warszawskiego. Po wojnie znacjonalizowany i przejęty przez Orbis, był zarezerwowany wyłącznie dla obcokrajowców. Dziś należy do sieci Le Meridien.  Zachodni inwestor uratował hotel; odrestaurowano go po zniszczeniach jakich doznał… w schyłkowym okresie PRL-u. Oto znamienny fragment z hotelowej broszury:

 

W listopadzie 1981 roku, dokładnie 80 lat po otwarciu, ten wspaniały, stary gmach został zamknięty. Wielki Bristol dumnie przetrwał I wojnę światową, wojnę polsko-bolszewicką 1920 roku, kryzys gospodarczy, II wojnę światową – w tym obronę Warszawy w 1939 roku i Powstanie Warszawskie 1944 roku – by ostatecznie ulec centralnie sterowanej gospodarce władzy ludowej.

 

W 1993 roku uroczyście hotel otworzyła Margaret Thatcher.

Zażywając hotelowych luksusów myślałem o historii. Wybudować dziś hotel, to żaden problem. Sheraton, Hilton, Marriott…, sieci wznoszą kolejne gmachy (a czasami gmaszyska). Ale mieć hotel z duszą, z tak wspaniałą tradycją, to bezcenne.

Egipcjanin na dworcu w Łapach

Kilka lat temu, pociągiem z Warszawy do Białegostoku, jechał mój znajomy. Egipcjanin, człowiek wielkiej postury i charakteru, z niejednego pieca chleb jadał. Ale kiedy przez pomyłkę wysiadł na stacji w Łapach, przeżył szok. Był przerażony. Przyjechałem i zabrałem go stamtąd. Nie sądziłem, że aż tak ucieszy się na mój widok. Czułem się jakbym uratował kogoś z wielkiej opresji. Taki właśnie jest dworzec w Łapach.

 

Na całe szczęście, jak donosi poranny.pl, już niebawem, ma ruszyć remont. Nowe wcielenie budynku ma prezentować się rewelacyjnie, a na piętrze podobno będzie nawet hostel na 45 osób. Więcej na ten temat tutaj.

 

A może by tak zostawić kilka takich „perełek” jako atrakcję turystyczną. I robić wycieczki szlakiem „klimatycznych” dworców kolejowych. Dla obcokrajowców to będzie spora „atrakcja”.

Książe Karol w Białowieży i na Tatarskim Szlaku?

Już za kilka dni, w poniedziałek 15 marca, książę Karol rozpoczyna oficjalną wizytę w Polsce. Spotka się m.in. z prezydentem Lechem Kaczyńskim i premierem Donaldem Tuskiem oraz z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim, a to podobno dlatego, że ma zamiar kupić zabytkowy pałac w Bożkowie na Dolnym Śląsku.

Drewniany, zabytkowy meczet w Kruszynianach

Nas najbardziej interesują plany związane z Podlasiem. Ciągle nieoficjalnie, ale wiadomo, że w grę wchodzą tatarskie meczety w Bohonikach i Kruszynianach, czyli wspaniały polski orient oraz Białowieża. Książę Karol jest wielkim propagatorem ekologii. Stąd zapewne chęć odwiedzenia ostatniego już, jedynego w Europie pierwotnego lasu. Kochani turyści! Ruszajcie śladem Karola! To mądry człowiek. Wie co dobre.

 

Wątek osobisty. Księcia Walii darzę sporym szacunkiem. Ze względu na jego charytatywną, mądrą, przemyślaną (a nie tylko medialną, jak to często bywa) działalność. Zwolennik zdrowego jedzenia i rolnictwa ekologicznego. A poza tym, z wykształcenia to archeolog, a to bliska mi dziedzina.

 

Zapraszamy na Podlasie! Warto tu przyjechać. Moi znajomi, bywali w świecie podróżnicy, wracają stąd zachwyceni. Wystarczy przejechać 200 km z Warszawy by mieć poczucie, że było się w innym kraju. Egzotyka a tak blisko. Biuro podróży organizujące wycieczki na Podlasie, kontakt.

O podróżach bez fotografii

Wczoraj bardzo udane spotkanie ze studentami Akademickiego Klubu Turystyczno-Krajoznawczego na Uniwersytecie w Białymstoku. Pawłowi Kamińskiemu dziękuję za zaproszenie! Było nie tylko miło, ale i kształcąco. Pojawił się nawet wątek eksperymentalny: brak zdjęć ilustrujących rozmowę. Spotkanie poświęcone podróżom bez fotografii! Kto dziś robi takie rzeczy? Jeśli są takie osoby czy instytucje, to proszę o kontakt. Chętnie wymienię się przemyśleniami.

 

Organizatorzy jak najbardziej się przygotowali, ładna sala, rzutnik, ekran. To ja sprawiłem niespodziankę przychodząc bez materiału do prezentacji. Zamiast pokazu slajdów wyszła dyskusja. Ciekawa, momentami emocjonująca. O świecie, trochę o filozofii podróżowania, o zderzeniu Europejczyka z Innym.

 

Najłatwiej pokazać zdjęcia. Jakieś półnagie panie z Etiopii, kremacyjne stosy z Nepalu… Szok, zdziwienie, śmiechy na sali. Krótki komentarz i załatwione. Przepis na sukces. Trochę przesadzam, ale coś w tym jest. Cywilizacja obrazkowa. Często po prostu płytka.

 

Nie znaczy to, że nie ma dobrych spotkań z prezentacją fotografii. Oczywiście są. Ale mnie  coraz bardziej ciągnie w inną stronę. Stąd wczorajsza próba. Według mnie ciekawa i warta kontynuacji.

 

PS. Zdjęcia oczywiście lubię i robię. Oto jedno z nich. Ulica w Luksorze (Egipt), widok inny od tych, które na co dzień oglądają turyści.

  

 

Po lekturze biografii Kapuścińskiego

Przeczytałem „Kapuściński non-fiction”. Czytałem długo, niektóre fragmenty po kilka razy. Wrażenie ogromne, takie, że muszę odczekać zanim pozbieram myśli. Zobaczę co zapamiętam, co niejako automatycznie, trochę poza mną, umysł uzna za istotne. Jeśli nic, to znaczy, że nie ma o czym pisać.

 

Za dużo szumu. Wszyscy piszą, dyskutują; w radiu, w telewizji. Najmniej o – moim zdaniem – najistotniejszych kwestiach z tej książki. Metodologia reportażu, historia PRL-u, teczki, małżeńskie problemy… To króluje. A ja bym chciał o Etiopii, o Indiach, o Egipcie, o Bliskim Wschodzie… A najbardziej o tej szczególnej, mistycznej więzi Kapuścińskiego z Herodotem. Chyba, że i to autor po prostu wymyślił, genialnie tworząc własną legendę. Nie wiem. Domosławski sprawił mi kłopot. Dlatego potrzebuję czasu.

 

Żeby odreagować sięgnąłem po przeczytane już książki Kapuścińskiego. Czytam „Autoportret reportera” złożony z prasowych wypowiedzi mistrza reportażu i „Podróże z Herodotem”. Sama lektura literackiego języka Kapuścińskiego przynosi ulgę, daje zadowolenie, przyjemność. Cieszą się tym pamiętając oczywiście o wszystkich merytorycznych zastrzeżeniach, które miałem od kiedy zacząłem jeździć po świecie.

 

Weźmy fragment z „Podróży z Herodotem”. Rozdział o wizycie autora w Kairze („Widok z minaretu”). Jest tak nieprawdopodobny, tak nierealny, że tylko jakimś cudem może być prawdziwy. Reporter specjalizujący się w krajach Trzeciego Świata, radzący sobie w trudnych warunkach, mógł być aż tak  naiwny? Tak strachliwy? Spanikowany? I tak pozbawiony elementarnego zrozumienia dla miejsca, w którym się znalazł? Możliwe? Raczej nie. Ale tekst wyszedł z tego piękny! O to chodziło? Tekst ponad wszystko?!

 

Bywało różnie. Z pół roku temu, przygotowując się do kolejnej wyprawy na Bliski Wschód sięgnąłem po książkę do której nie zaglądałem od czasu studiów. To „Chrystus z karabinem na ramieniu”. Niektóre fragmenty (rozdział „Fedaini”) czyta się z trudnością. Za bardzo razi prosta peerelowska propaganda. Dobrzy Arabowie, źli Izraelczycy. Brakuje wyważonych sądów, rzeczywistych prób zrozumienia problemu. Gdzie się podziała wielkość autora? W książce Domosławskiego nie znajduję na to odpowiedzi! Póki co. Może przyjdzie z czasem.

Zobacz też: Biografia Kapuścińskiego.

Skarby Troi w Hrubieszowie!

Jedyne w Polsce miejsce wystawienia słynnej kolekcji to niewielkie powiatowe muzeum! Coś wspaniałego! Jak promocja miasta! Białystok żeby to przebić musiałby ściągnąć z Kairu skarby Tutenchamona. Panie prezydencie, do dzieła!

Od 1 marca do końca maja w Muzeum im. ks. St. Staszica w Hrubieszowie możemy zobaczyć wystawę prezentującą skarby Troi, wykopane przez Henryka Schliemanna.

Na wystawie „Troja – Sen Henryka Schliemanna” znajdzie się ponad 400 eksponatów z muzeum w Berlinie, pochodzących z okresu ok. 1300 do 1600 r. p.n.e.

Wystawa, w skromniejszej wersji, gościła już w Polsce (w latach 2006-2007) w największych archeologicznych muzeach kraju (odwiedziło ją 70 tys. osób). Tym razem będzie pokazana tylko w Hrubieszowie; stąd pojedzie do Sztokholmu, a następnie na kilka lat do Ameryki Południowej.

Wystawa została przygotowana w wersji polsko-ukraińskiej. Katalog i wszystkie opisy są sporządzone po polsku i po ukraińsku. Znowu brawo! Podziwiamy, zazdrościmy. Weźmiemy przykład?

Miliony Polaków w Egipcie i Tunezji

Choć to niedziela, czas odpoczynku, to nie ma wyjścia, trzeba usiąść i napisać. Nieczęsto bowiem trafia się tak ważny powód. Wczoraj dostarczył go prezes Kaczyński. W paru słowach wyniósł turystykę na czołówki serwisów informacyjnych i programów publicystycznych, telewizyjnych i radiowych. Brawo! My, robiący w podróżach, czujemy się dowartościowani. Nasza ciężka praca została politycznie doceniona!

Zacytujmy wypowiedź prezesa:

Plaże Egiptu, Tunezji są dzisiaj zaludnione przez Niemców, Francuzów, Anglików, po części też Rosjan czy Czechów, Polaków tam niezbyt wielu. W 2020 roku muszą być tam miliony Polaków.

Nie mam nic przeciwko milionom Polaków w tych krajach. Lubię Egipt, spędziłem tam masę czasu, tam zaczynałem swoją przygodę z podróżami. (Zobacz: Egipt po raz pierwszy). Dziś żyję, między innymi, ze sprzedaż wycieczek do Egiptu, to nasza specjalność. Warto wszakże zauważyć, że już, i to od ładnych kilku lat, są tam setki tysięcy Polaków. Egipt jest w czołówce destynacji. Trudno o drugi tak atrakcyjny kierunek. Bo całoroczny, bo stosunkowo blisko, i tani! Z tego ostatniego powodu wcale nie królują tam Anglicy, Niemcy czy Francuzi. Ci wybierają droższe wycieczki: Tajlandię, Indie, Sri Lankę, Meksyk i Kubę, a bliżej głównie Wyspy Kanaryjskie i Maroko – to zimą. Natomiast latem południową Europę: Hiszpanię, Włochy, Portugalię.

A my już, a nie dopiero w 2020 r., rządzimy w Egipcie, Tunezji i Turcji. Podobnie jak Rosjanie (ci również z powodu braku wiz), Czesi, Słowacy, Węgrzy i Rumuni.

Ambitny cel na 2020 r.? Żeby było nas stać na droższe wakacje w dalekiej Azji, w Ameryce Południowej, na wyspach Polinezji Francuskiej… To z jednej strony. A z drugiej, politycy powinni raczej myśleć o tym, jak zrobić z Polski atrakcyjną i masową destynację turystyczną. Jak przyciągną turystów, żeby w naszym kraju zostawili duże pieniądze. Oto wyzwanie!

Kaziuki w Wilnie i w… Grodnie

Wczoraj w Wilnie rozpoczął się Kaziuk, najbarwniejsze święto miasta. To duży jarmark uliczny (w tym roku około tysiąca wystawców!). Zawsze w weekend na początku marca. Trochę jeszcze w zimowej atmosferze, ale już kolorowo, na wesoło, w oczekiwaniu wiosny.

Byłem tam w zeszłym roku. Straganów masa, ludzi jeszcze więcej. Dobra wszelkiego zatrzęsienie, ale najważniejsze są palmy wielkanocne i pierniki – takie na prezenty, z napisami, dedykowane. Można by je chyba uznać za „pierwowzór” walentynek. Zobacz też artykuł o turystycznych atrakcjach Litwy.

Kaziuki

To nic, że jeszcze odrobinę zimno. Na ulicy, z wielkich kotłów serwowane jest grzane wino i piwo. A i coś mocniejszego się znajdzie. Do tego kiełbasy, bigosy, kiszki, placki, babki… Litwa kulinarnie dobrze stoi. Lubię tam jeździć. Zjeść dobrze można.

Oczywiście szukamy głównie tradycyjnego rękodzieła, sztuki ludowej, zapomnianego już prawie rzemiosła. Znajdujemy. Tak to, nie po raz pierwszy z resztą, turystyka ratuje tradycyjną kulturę.

Wilno, Ostra Brama

Kaziukowe pochody i jarmarki urządzano w Wilnie od 1636 roku. Święto powstało dla uczczenia królewicza Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Wnuk Władysława Jagiełły i syn Kazimierza Jagiellończyka przygotowywany był przez ojca do objęcia tronu. Zmarł jednak przedwcześnie w Grodnie, w trakcie podróży do Lublina. Pochowany został w Katedrze Wileńskiej. Kanonizowany w 1604 roku. Najprawdopodobniej uroczystości kanonizacyjne stały się pierwowzorem późniejszych pochodów, które z czasem przerodziły się w barwne święto wzbogacone o jarmark.

Kaziuk przypomina nam lata wielkości dynastii Jagiellonów. Jakiż to był kraj! Kazimierz Jagiellończyk uważany był za najsilniejszego władcę Europy. Korona i Księstwo Litewskie, to obszar wielu kultur, religii. Tak zróżnicowany i tak wspaniały. Potencjalne trudności, kłopoty, zamieniono umiejętnie na państwowotwórcze, pozytywne wartości. Jaka mądrość ówczesnych elit. Ale kto teraz o tym pamięta? A warto! Chociażby z tego powodu trzeba pojechać do Wilna. By usiąść w Katedrze i podumać. Wycieczka na Kaziuki w Wilnie.

Troki zimą

Dzięki turystom, być może, odrodzi się kaziukowy jarmark w Grodnie. Powoli, od kilku lat, do mediów przebijają się informacje, że Grodno też ma takie tradycje. Wyplenione w czasach ZSRR, próbują wrócić. W sensie użytkowym, jako atrakcja turystyczna. Daj Boże! Grodno, to piękne miasto. I bardzo blisko mojego Białegostoku. Gdyby jeszcze nie te wizy.

Wycieczki na Litwę.

Strona 36 z 38

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén