Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Autor: Krzysztof Matys (Strona 9 z 38)

Dziesięć powodów, dla których warto pojechać do Armenii

Bywam tam często, przynajmniej kilka razy w roku. Armenia jest jednym z moich ulubionych kierunków. Artykuły na ten temat pojawiały się już na blogu (więcej pod tagiem Armenia). Niniejszym tekstem chciałbym zwrócić uwagę turystów na ten piękny kraj. W tym roku LOT wznowił bezpośrednie połączenia do Erywania. Jeśli szukacie pomysłu na wycieczkę, weźcie pod uwagę Armenię!

Średniowieczny klasztor Norawank, jeden z wielu zabytków Armenii

Bliska egzotyka

Lot z Warszawy trwa tylko 3,5 godziny. Polacy nie potrzebują wiz i nie muszą spełniać żadnych formalności, wystarczy paszport. A kraj jest piękny i wyjątkowy. Niezbyt często zdarza się takie połączenie. Zazwyczaj miejsca egzotyczne i interesujące są bardziej oddalone i trudniej dostępne. W tym przypadku jest inaczej i już chociażby z tego powodu warto wybrać się do Armenii.

Góry

Aż 40 proc. powierzchni kraju znajduje się na wysokości powyżej 2 tys. m n.p.m.! Armenia to piękne górskie krajobrazy. I do tego bardzo zróżnicowane. Na przykład, w okolicach miejscowości Dilidżan, zwanej armeńską Szwajcarią, oglądamy stoki porośnięte pięknymi lasami, a po 10 minutach, kiedy przejedziemy tunelem na drugą stronę góry, otwiera się przed nami widok na łąki wokół jeziora Sawen. To typowe dla Armenii, gdzie towarzyszą nam szybko zmieniające się krajobrazy. Co jeden to ładniejszy.

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Wystarczyłyby już same widoki z okien autokaru, bo przecież przekraczamy przełęcze leżące na wysokości większej niż szczyty naszych Tatr! Ale przecież to dopiero początek. Zatrzymujemy się w najbardziej malowniczych miejscach. Arcydzieła zabytkowej architektury położone są wśród wyjątkowych krajobrazów. Wystarczy wymienić klasztor Chor Wirap z widokiem na górę Ararat, Norawank wznoszący się wśród cudownie czerwieniejących skał oraz Tatew, do którego dostajemy się kolejką linową frunąc ponad 300 metrów nad dnem kanionu.

Góry stwarzają możliwość uprawiania turystyki aktywnej. Piesze wędrówki, rajdy konne, a zimą narty. Jest infrastruktura, są możliwości. Zobacz artykuł: Narty w Armenii.

LOT na szczęście znowu lata do Erywania

Rząd w Erywaniu nie promuje w Polsce swojego kraju tak, jak to robi chociażby sąsiednie Tbilisi. W efekcie tego Armenia wśród naszych turystów nie jest tak popularna, jak Gruzja. Trzeba jednak zaznaczyć, że wcale nie jest mniej atrakcyjna!

Zabytki

W Armenii byłem wiele razy, ale do dziś pamiętam swoją pierwszą wizytę. Z wykształcenia jestem historykiem, niby byłem przygotowany, ale i tak to, co zobaczyłem, zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Kamienne budowle sakralne z pierwszego tysiąclecia. Do dziś, niemal bez żadnych zmian, istnieją kościoły wzniesione w VII wieku! A zabytków z okresu średniowiecza jest wręcz zatrzęsienie. Trzeba dokonać mądrej selekcji, żeby wybrać te najciekawsze. Inaczej musielibyśmy krążyć po Armenii dobre trzy tygodnie.

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Co warto zobaczyć? Część wyśmienitych zabytków znajduje się blisko stołecznego Erywania i da się je odwiedzić w ciągu 2-3 dni. Są to: Eczmiadzyn z kościołami z VII wieku, skalny klasztor Geghard, pochodząca z I wieku rzymska świątynia w Garni i Chor Wirap, położony rewelacyjnie u stóp góry Ararat. Pozostałe obiekty znajdują się dalej i żeby do nich dotrzeć potrzeba więcej czasu. Koniecznie trzeba zobaczyć średniowieczny klasztor Norawank, przy okazji zatrzymując się w sąsiedniej wsi Areni, która słynie z wina (w jednej ze skalnych grot znaleziono tu pozostałości winiarni sprzed 6 tys. lat!). Kolejnym obowiązkowym punktem jest Tatew, monumentalny klasztor-twierdza, do którego docieramy najdłuższą na świecie jednosekcyjną kolejką linową (zobacz). Czymś absolutnie niezwykłym są takie obiekty jak Karahundż (Zorac Karer) zwane armeńskim Stonehunge oraz Zwartnoc – największe skupisko chaczkarów. Do miejsc obowiązkowych należy włączyć też zespół architektoniczny Sewanawank, pięknie ulokowany na skarpie nad jeziorem Sewan. Wycieczka obejmująca wszystkie te obiekty zajmie około 7 dni.

Świątynia w Garni, I wiek n.e.

Historia

Wystarczą dwa dobre muzea i kilka zabytków, żeby nabrać dużego szacunku do historycznego dziedzictwa regionu. Szybko zdajemy sobie sprawę z faktu, że Południowy Kaukaz jest jedną z kolebek cywilizacji. Tu człowiek opanowywał sztukę wytapiania metali, udomowił zboża i niektóre gatunki zwierząt. Stąd pochodzi umiejętność wytwarzania wina. Tradycje winiarskie sięgające 8 tys. lat i żaden region świata pod tym względem nie może konkurować z obszarem dzisiejszej Gruzji i Armenii.

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

To obszar o niezwykle bogatej historii, licząc od czasów głębokiej starożytności, po epokę współczesną. Przewodnik wycieczki ma duże pole do popisu. Musi opanować rozległą wiedzę, ale w zamian będzie mógł zaskakiwać turystów coraz to ciekawszymi opowieściami.

Najstarszy chrześcijański kraj

Król Armenii, Tiridates III, na samym początku IV wieku uczynił chrześcijaństwo religią państwową. W ten sposób Armenia stała się pierwszym tego typu krajem na świecie. Fakt ten jest powodem wielkiej dumy Ormian. Chrześcijaństwo mimo niesprzyjających okoliczności i powtarzających się przez stulecia krwawych najazdów perskich, arabskich, mongolskich i tureckich, przetrwało tam do dziś i jest jednym z podstawowych składników świadomości narodowej Ormian.

Widok na jezioro Sewan z okna hotelowego pokoju

Bogactwem kraju są zabytkowe budowle sakralne, kościoły i klasztory. Kamienne, o specyficznej architekturze, zaświadczają o przebogatej historii tych ziem. Najstarsze, które do dziś przetrwały w niezmienionej postaci, pochodzą z VII wieku. Stoją jak gdyby czas dla nich nie istniał. Są czynne, odprawia się w nich msze. To trzeba zobaczyć!

Ze względu na ten fakt Armenia cieszy się powodzeniem również wśród polskich grup pielgrzymkowych oraz wszystkich osób zainteresowanych historią chrześcijaństwa. Zobacz artykuł: Pielgrzymki do Gruzji i Armenii.

Turyści fotografujący Ararat

Turyści fotografujący górę Ararat

Znajomość świata

Wartością dodaną wycieczki na Południowy Kaukaz jest otwarcie nowej perspektywy. Porównać to można do odkrycia nowego lądu. Bo Armenia nie jest czymś tak turystycznie oczywistym, jak Grecja, Egipt, Meksyk albo Indie. Przez dziesięciolecia znajdowała się poza ofertą biur podróży. Kraj funkcjonował sobie gdzieś tam, bardzo daleko, poza naszą percepcją. Tak patrzymy na Armenię zanim tam nie pojedziemy. Wycieczka wszystko zmienia. Jak po dopłynięciu do nowego kontynentu, z istnieniu którego do tej pory nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę.

Południowy Kaukaz jest jak kontynent. Tak bardzo bogaty w znaczenia, historię i opowieści. I tak bardzo ważny! Również dziś, w polityce światowej. Rozszyfrowywanie zawiłości, które determinują stosunki w regionie jest zajęciem pasjonującym. Znajomość relacji w gronie takich państw jak Armenia, Rosja, Iran, Turcja, Azerbejdżan i Gruzja, poszerzone o wiedzę na temat interesów USA, Izraela, a nawet Polski, może pomóc w zrozumieniu niejednego procesu politycznego ostatnich lat.

Przyroda

W tym niewielkim kraju (dziewięć razy mniejszym od Polski) występuje aż pięć stref klimatyczno-roślinnych i olbrzymia różnorodność świata roślin. Mamy przekrój od terenów półpustynnych po obszary subalpejskie.

Nad jeziorem Sewan

Nad jeziorem Sewan

Jeden z najwyższych wskaźników bioróżnorodności na świecie. Na 1 km kwadratowy przypada aż 100 gatunków! Na tak niewielkim obszarze występuje aż sto gatunków roślin endemicznych. Niektóre z nich są naprawdę rzadkie, jak chociażby odkryty i opisany przez polskiego botanika, dzwonek Massalskiego.

Armenia składa się obszarów leżących na różnych wysokościach. Kiedy na terenach położonych niżej wiosna już dawno minęła, to w wyższych partiach łąki dopiero zaczynają kwitnąć. Przyjedźcie do Armenii o dowolnej porze, od kwietnia do października, a zawsze zobaczycie coś pięknego.

Bogactwo ormiańskich smaków

Kuchnia

W ciągu ostatnich lat wśród turystów z Polski furorę zrobiła kuchnia gruzińska. To o niej pisze się artykuły i opowiada w telewizji. Ormiańska nie jest tak popularna nie dlatego, że w czymś ustępuje gruzińskiej. Raczej ze względu na to, że nie wybuchła jeszcze moda na Armenię. Jeszcze nasi celebryci tam nie pojechali, nie napisali książek i nie nagrali piosenek. Wszystko przed nami.

Podobnie jak w Gruzji zaletą tutejszej kuchni jest ekologia. Nie dotarły tu jeszcze sztuczne owoce i warzywa. Naturalne jest mięso, sery i mąka na tradycyjny ormiański chleb lawasz. Kolejną zaletą jest fakt, że wszystko przygotowywane jest na bieżąco. Nie ma tu półproduktów, potraw w proszku i mrożonek.

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

A czego warto spróbować? Specjalnością Ormian są wszelkiego rodzaju marynaty i kiszonki. Zima jest tu długa i surowa, dlatego ludzie nauczyli się zabezpieczać płody ziemi na cały jej okres. Marynuje się tu niemal wszystko, nawet grzebienie kogutów (do kupienia na targu w Erywaniu)!

Pyszne mają tu sery, w wielu odmianach, również owcze i słone.  Dużo je się warzyw ze szczególnym upodobaniem do zieleniny, ale są też szaszłyki i kebaby. Jeśli ktoś nie jadł ormiańskiego kebaba, nie wie jak ten powinien smakować.

Region Areni, centrum ormiańskiego winiarstwa

Wino i inne trunki

W Armenii, podobnie jak w Gruzji, wytwarza się wina. Na pewno warto odwiedzić miejscowość Areni, w której sztuka ta kwitnie od 6 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie może pochwalić się takimi tradycjami. Co prawda najstarsze ślady tego trunku w postaci soli kwasu winowego znaleziono na terenie dzisiejszej Gruzji (7 tys. lat!), ale to Armenii przypada pierwszeństwo jeśli chodzi infrastrukturę do wytwarzania wina. Co ciekawe, we wsi trunek robi się do dziś, i to w dodatku, z tego samego szczepu!

Największą dumą Armenii są mocniejsze alkohole. W pierwszej kolejności chodzi o koniak, z powodów formalnych zwany „brandy”. Wielkim jego miłośnikiem był Winston Churchill. Stalin wysyłam do Londynu całe skrzynki przedniego trunku. Będąc w Erywaniu warto odwiedzić słynną wytwórnię Ararat.

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Tradycja

Ormianie są dumnym narodem. Mają świadomość kilku tysięcy lat historii. Tworzą kulturę mocno ukorzenioną. Nie zatracili jej mimo tego, że aż przez sześć stuleci nie posiadali państwa! Przechowali ją przez trudne lata Związku Radzieckiego. Dziś, odwiedzając Armenię, ze zdumieniem możemy stwierdzić, że mimo nowoczesności i szybko zmieniającego się świata, tradycja jest tu czymś żywym i powszechnie obecnym. Przekona się o tym każdy turysta, a wystarczy zaledwie tygodniowy pobyt. Co najciekawszego? Wymieńmy rzeczy oczywiste.

Lawasz, czyli chleb w formie cienkiego jak papier placka. Wyrabiany jest z mąki pszennej, wody i soli. Wypieka się go tak, jak przed setkami lat, przylepiając do wewnętrznych ścian pieca zwanego tondirem. Stanowi dodatek do każdego posiłku. Nie ma ormiańskiego domu bez lawaszu. W 2014 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Duduk, prosty flet, pasterska fujarka, która dzięki Ormianom weszła na salony. Jego ciepłe, nosowe brzmienie jest podstawą tutejszej muzyki. Tym, kim dla Polaków jest Chopin, dla Ormian jest Komitas, muzykolog i kompozytor, twórca klasycznych dzieł na duduka. Najsłynniejszy współczesny artysta to Dżiwan Gasparian, którego muzykę usłyszymy w takich filmach, jak „Gladiator” i „Ostatnie kuszeniu Chrystusa”.

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zakończenie

Kto zwiedzi Armenię, nie będzie żałował. Przy okazji wzbogaci się o wiedzę na temat fascynującego regionu. Warto zaznaczyć, że Armenia mocno różni się od Gruzji! To zupełnie inny kraj, z odmienną kuchnią, muzyką, trunkami i obyczajami. Nawet góry są tu inne. Gorąco polecam!

Program wycieczki do Armenii.

Kilka inspiracji na 2016 rok

Na początku roku pojawiają się rankingi miejsc, które warto odwiedzić w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Najczęściej są to tłumaczenia materiałów opublikowanych w zagranicznych mediach i z tego powodu słabo pasują do polskich realiów. Na ten temat pisałem już trochę wcześniej w artykule: Ranking najmniej popularnych krajów.

Egzotyka

Egzotyka

Nie pokuszę się o prognozowanie, które kierunki zdominują rynek polskiej turystyki masowej. W tym przypadku mamy tak wiele niewiadomych, jak chyba jeszcze nigdy. Sytuacja jest wyjątkowa. Najpierw, ze względów bezpieczeństwa na popularności straciły mocno Tunezja i Egipt, teraz to samo dzieje się z Turcją. Strata tej ostatniej może być bardzo dotkliwa dla dużych biur podróży. W okresie letnich wakacji Turcja była lokomotywą ciągnącą turystykę czarterową. Czym ją zastąpić? Grecja nie pomieści wszystkich turystów, a Hiszpania w porównaniu z Turcją jest droga. Dlatego też touroperatorzy szukają kierunków, które mogłyby przejąć choć część klientów z Tunezji, Egiptu i Turcji. Zbyt wielu możliwości nie ma. W naturalny sposób uwaga wędruje w stronę takich krajów jak Albania, Czarnogóra i Rumunia. Więcej o tym w poście: Biura podróży stawiają na Bałkany.

Po pierwsze Polska

Od jakiegoś czasu widać, że wzrasta zainteresowanie turystyką krajową. To oczywisty trend w sytuacji, z jaką borykają się kraje północnej Afryki. Spadek zainteresowania wycieczkami do ciepłych krajów nakręca koniunkturę w Polsce. W ten sposób, z potrzeby chwili, odkrywamy turystyczne możliwości kraju.

Chciałbym, żeby więcej osób zwróciło uwagę na mniej popularne regiony. Można oczywiście przepłacać na pełnych ludzi plażach nad Bałtykiem i tłoczyć się  w drodze do Morskiego Oka. Jeśli ktoś lubi taki właśnie wypoczynek. Amatorom bardziej kameralnych rozwiązań polecam Polskę północno-wschodnią. Latem na Mazurach jest sporo turystów, ale wystarczy przejechać kilkadziesiąt kilometrów na wschód, żeby znaleźć się na cichej, spokojnej i pięknej Suwalszczyźnie.

Ciągle niedocenianym regionem jest moje rodzinne Podlasie. Oczywiście wszyscy znają Białowieżę, ale mało kto był na Tatarskim Szlaku, w urokliwym Supraślu i Puszczy Knyszyńskiej. Gorąco polecam! Znajdziecie tu tradycyjną polską gościnność, interesującą wielokulturowość pograniczna, ciekawe kulinaria (kiszka ziemniaczana, kartacze, kindziuk sery korycińskie, kuchnia tatarska…) i trunki. Zobacz: Duch puszczy. Mamy tu kilka turystycznych perełek, wśród nich chociażby Tykocin.

Polski Orient. Meczet w Kruszynianach

Polski Orient. Meczet w Kruszynianach

Olbrzymią zaletą regionu jest możliwość uprawiania turystyki aktywnej. Bogactwo malowniczych rzek stwarza idealne warunki dla kajakarstwa. Turyści biorą udział w spływach organizowanych na Narwi, Biebrzy, Supraśli, Sokołdzie i Bugu. Ze względu na niezaprzeczalne walory przyrodnicze to wręcz idealne miejsce do uprawiania turystyki pieszej, rowerowej i konnej.

Region ten na pewno zyska dzięki zakrojonej na szeroką skalę promocji Green Velo. Zresztą, ta licząca 2 tys. km ścieżka rowerowa, zachęca do odbycia wycieczki wzdłuż całej wschodniej granicy kraju.

Wakacje w północno-wschodniej Polsce łatwo można wzbogacić o jedno lub dwudniowy wypad na Litwę albo Białoruś. Od czerwca zeszłego roku istnieje wyjątkowa okazja przekroczenia granicy z Białorusią bez wizy. Jest to możliwe na przejściu w Białowieży. Więcej na ten temat w artykule: Na Białoruś bez wiz.

Być może, w zaistniałej sytuacji można liczyć również na wzrost zainteresowania Polską wśród zagranicznych turystów.

Pozostając w klimacie Podlasia warto wspomnieć, że dziś, 14 stycznia obchodzony jest Nowy Rok. Zgodnie z kalendarzem juliańskim, którym posługują się wyznawcy prawosławia wczoraj odbywały się sylwestrowe zabawy i strzelały fajerwerki. Taka regionalna ciekawostka, na bazie której można próbować  stworzyć oryginalną ofertę turystyczną. Więcej na ten temat w artykule: Sylwester 13 stycznia.

Sąsiedzi

Myślę też, że spora część polskich turystów zwróci uwagę na kraje z naszego regionu. Samodzielnie lub z biurami podróży ruszą chociażby do krajów nadbałtyckich. Najbardziej popularna i najłatwiej dostępna jest oczywiście Litwa, ale warto wybrać się również na Łotwę i do Estonii. Ryga i Tallin to architektoniczne perełki, a w rejonie Pałągi plaże są mniej zatłoczone, niż nad polskim Bałtykiem.

Polecam wycieczki na Białoruś. Wiem, że Polacy obawiają się trochę, ale naprawdę nie ma czego! Jest bezpiecznie, a turyści są dobrze traktowani. Ludzie życzliwi i gościnni. Szczególnie takie miejsca, jak Grodno, Nowogródek i Zaosie powinien odwiedzić każdy Polak. W 2015 roku byłem na Białorusi trzy razy. W tym, jeśli tylko znajdę czas, chętnie pojadę znowu.

Zaosie, dworek Mickiewiczów

Zaosie, dworek Mickiewiczów

Myślę, że w tym roku, w związku z sytuacją w Afryce północnej i na Bliskim Wschodzie, może nastąpić zjawisko wzmożonej wymiany turystów w regionie Europy środkowo-wschodniej. Polacy pojadą na Węgry i do Rumunii, a Słowacy i Litwini przyjadą do nas.

Egzotyka

Z zapytań, które napływają do naszego biura wynika, że w zakresie podróży egzotycznych, rok ten w dużym stopniu upłynie pod znakiem Iranu, Kuby i Japonii. Potwierdza to ogólne tendencje. Persja dlatego, że w świat poszedł komunikat o tym, iż Iran otwiera się na turystów. Szczerze powiedziawszy, to otworzył się już jakiś czas temu i w efekcie przeżywa wzmożone zainteresowanie, więc coraz trudniej znaleźć miejsca w hotelach i samolotach. (Zobacz: Iran. Relacja z wycieczki). Byłoby rewelacyjnie, gdyby LOT zrealizował zapowiedzi i uruchomił bezpośrednie połączenie z Warszawy do Teheranu. Właśnie ten czynnik przesądził o wzroście zainteresowania Japonią. LOT samolotami do Tokio podkręcił turystyczną koniunkturę. W przypadku Kuby decyduje chęć zwiedzenia wyspy zanim kraj ulegnie daleko idącym zmianom gospodarczym i politycznym. W efekcie mamy kubański boom. Przez najbliższy rok będzie tam tylu turystów, ile tylko pomieszczą hotele.

Iran, Persepolis

Iran, Persepolis

Moje podróże

Będę jeździł w dobrze znane mi miejsca. Na pewno do Gruzji i Armenii. Pierwszego kraju chyba nie trzeba przedstawiać. W ciągu kilku ostatnich lat stał się popularnym celem wycieczek. Wspominałem o nim wielokrotnie, artykuły znajdują się pod tagiem Gruzja. Za to o Armenii warto napisać kilka słów. Kraj wcale nie mniej atrakcyjny niż sąsiednia Gruzja. Tyle, że brakuje mu promocji. Szukacie inspiracji na 2016 rok? Weźcie pod uwagę Armenię! Tym bardziej, że LOT wraca z bezpośrednimi połączeniami z Warszawy do Erywania. A jeśli ktoś ma ochotę na wyjątkową wyprawę, to może przy okazji odwiedzić Górski Karabach. W tym pięknym i urokliwym miejscu jest zupełnie bezpiecznie. Warto! Tu znajduje się program wycieczki do Armenii.

Podobnie rzecz ma się z Mołdawią. Kierunek nie jest jeszcze masowo odwiedzany przez turystów. Mimo rewelacyjnych atrakcji, które tu znajdziemy. Jedną z nich są największe na świecie piwnice winne. Ta w Milestii Mici ma aż 200 km podziemnych  korytarzy! Absolutna rewelacja! A już na pewno obowiązkowy punkt dla miłośników wina. Zresztą enoturystyka jest tematem, któremu w 2016 roku poświęcę sporo uwagi.

Może uda mi się wybrać na Wyspy Sołowieckie. Znowuż, nie jest to kierunek często spotykany w polskich biurach podróży. Stosunkowo drogi i niezbyt łatwy w realizacji. Turystycznie dostępny tylko latem. Najpierw przelot do Petersburga, później przejazd pociągiem do Kiem, a dalej już transfery łodziami. W programie przewidziana jest też wyspa Kiży, z pięknym zespołem architektury drewnianej. Chciałbym znaleźć czas na dokładniejsze poznanie Bałkanów. Byłoby super trochę dłużej pokręcić się po Serbii, Macedonii, Bośni i Hercegowinie.

Kiży. Skansen architektury drewnianej

Kiży. Skansen architektury drewnianej

A jaki to będzie rok, czas pokaże. Z całą pewnością zmieniają się turystyczne preferencje Polaków. Coraz więcej osób rezygnuje z wyjazdów do Tunezji, Egiptu i Turcji, ale za to widać, że podróżnicy coraz śmielej wybierają takie egzotyczne kraje, jak Iran, Uzbekistan i Kirgistan. Byłem w każdym z nich i gorąco polecam!

Zobacz też: Kirgistan. Od Biszkeku po Issyk-kul.

Irmina Stanković z wycieczką

Wycieczki po Serbii

Rozmawiam z Irminą Stanković, przewodniczką i pilotką wycieczek po krajach bałkańskich.

Krzysztof Matys: Oprowadziła Pani po Serbii wielu turystów z Polski. Co jest dla nich największym zaskoczeniem?

Serbia jest mało znanym krajem i w świadomości wielu Polaków pozostała, tak jak i całe Bałkany, związana z wojnami w latach 90-tych i bombardowaniem w 1999 roku. Ten smutny obraz poprawiają nieco filmy Kusturicy i muzyka Gorana Bregovića.

Kanion rzeki Uvac, jedna z turystycznych atrakcji Serbii:

Dopiero w ostatnim okresie trochę więcej naszych rodaków odkrywa Serbię. Dzieje się to w czasie przejazdów tranzytowych do Grecji, Bułgarii i Czarnogóry lub podczas wycieczek objazdowych po tym rejonie Europy. (Zobacz przykładowy program wycieczki: Serbia – Bośnia i Hercegowina). Z powodu zbyt małej ilości dostępnych informacji, przeciętny turysta nie za bardzo wie czego może się spodziewać. Zazwyczaj ludzie są pozytywnie zaskoczeni otwartością mieszkańców oraz ich przychylnym stosunkiem do gości. Miejscowi, w przypadku jakichkolwiek problemów starają się bezinteresownie pomóc. Niejednokrotnie, szczególnie na prowincji, widząc zaparkowany na poboczu autokar, podchodzą i pytają czy nie potrzebujemy pomocy.

Zaskoczeniem bywa też przywiązanie do tradycji, które w Serbii zauważamy na co dzień. Są to zwyczaje przekazywane z pokolenia na pokolenie, często związane z religią, lokalnymi świętami, kalendarzem… Co ważne, jest to tradycja żywa, która łączy pokolenia.

Co turystom podoba się najbardziej?

Moich gości często zadziwia mieszanka kulturowa i etniczna jaką tam spotykamy. Na Bałkanach sztandarowym przykładem wielowiekowego współistnienia trzech wielkich religii: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu jest oczywiście Sarajewo, w którym co krok przypominają nam o tym zabytkowe budowle.

W samej Serbii żyje kilkanaście mniejszości narodowych, każda z nich pielęgnuje swój język, kulturę i tradycję. To niesamowicie wzbogaca wrażenia jakie wynoszą turyści.

Irmina Stanković z wycieczką

Irmina Stanković z wycieczką

Na dosyć małym terytorium mamy okazję oglądać dzieła słowackich twórców sztuki naiwnej we  wsi Kovačica, dowiedzieć się jak działają uroki, do dnia dzisiejszego rzucane przez Wołochów we wschodniej Serbii. We wsi Ostoićevo usłyszymy język polski, bo mieszkają tam potomkowie polskich emigrantów z początku XIX wieku. Jeśli w Belgradzie wybierzemy się do tradycyjnej piekarni lub cukierni to jest wielce prawdopodobne, że bozę – napój ze sfermentowanej mąki kukurydzianej – poda nam Goraniec, przedstawiciel małej grupy etnicznej z Kosowa, która z sukcesem zmonopolizowała belgradzki przemysł piekarsko-cukierniczy. W okolicy Nowego Pazaru zanurzymy się w zeuropeizowanym oriencie, na ulicach obok pań w mini spotkamy kobiety w tradycyjnych strojach muzułmańskich i pięć razy dziennie muezin ze szczytu strzelistego minaretu będzie wzywał na modlitwę. Jeżeli do tego dodamy jeszcze rozmaite obyczaje i tradycje, które różnią się nawet pomiędzy poszczególnymi wsiami, to mamy obraz przebogatej mozaiki kulturowej, która oczarowuje gości i nie pozwala na nudę.

Przybysze zachwyceni są bałkańską kuchnią. Pyszne są rozmaite mięsa z grilla, duszone i pieczone. Mamy też ogromny wybór potraw warzywnych. Ważna jest ekologia i wysoka jakość składników. Wszystko to charakteryzuje tę kuchnię i zapewnia jej popularność i spore grono wielbicieli.

Nie możemy zapomnieć o winach. Odpowiednie warunki klimatyczne i długa tradycja ich wytwarzania połączona ze współczesnymi metodami uprawy winogron, zapewniają wyśmienity smak. Ciekawa jest też tradycja picia kawy, która jest przyrządzana na wiele sposobów i dostępna w niezliczonych kawiarniach. Są one zapełnione gośćmi bez względu na porę dnia i pogodę.

Ma Pani duże doświadczenie. Czy są jakieś rzeczy, o których musimy koniecznie pamiętać? Jednym słowem, poproszę o praktyczne rady. Na przykład, kiedy warto wybrać się na wycieczkę?

Najlepszy czas na odwiedzenie Serbii to okres od maja do czerwca i od września do końca października. Wtedy panują tu umiarkowane temperatury sprzyjające zwiedzaniu. Należy jednakże wziąć pod uwagę to, że w rejonach górskich temperatura jest o kilka stopni niższa niż na nizinach i już w październiku można spotkać śnieg.

Dla amatorów wielkomiejskiej rozrywki polecam okres noworoczny, kiedy to w dużych miastach organizowane są liczne imprezy okolicznościowe i mamy możliwość uczestniczenia w  koncertach lokalnych gwiazd muzyki na głównych placach miast.

Na prowincji ciekawy i godny polecenia jest okres jesienny. Wtedy odbywają się liczne jarmarki, wystawy i festiwale kulinarne. Możemy spróbować dań lokalnej kuchni, kupić autentyczne pamiątki a wszystko to przy dźwiękach muzyki ludowej wykonywanej na żywo. Najbardziej znane festiwale gastronomiczne to Roštiljijada – święto grila, Leskovac, Fish fest Beograd – festiwal rybny,  Belgrad, Kupusijada – święto kapusty, Mrčajevci. Wszystkie wymienione odbywają się na początku września.

A czy są święta wina?

Tak, oczywiście. W regionach słynących z uprawy winorośli jesienią odbywają się festiwale. Źródeł tego obyczaju należy szukać w pogańskim kulcie boga wina. Dziś są okazją do świętowania i zabawy. Najbardziej znane mają miejsce w Aleksandrovcu, stolicy znanego regionu winnego Župa. Pod koniec września zbierają się tam najlepsi wytwórcy trunku. Wtedy to malutkie miasteczko jedną ze swoich ulic zmienia w ulicę wina. Goście i mieszkańcy mają okazję by przy dźwiękach muzyki i bogatym programie kulturalnym delektować się młodym trunkiem, a z miejskiej fontanny tryska najprawdziwsze wino.

Inną tego typu imprezą jest Oplenačka Berba w miejscowości Topola, która ma długą tradycję uprawy winorośli. Topola może się pochwalić królewskimi winnicami dynastii Karađorđević, które po latach zaniedbania są z sukcesem odnawiane i poszerzane. Tu według starej receptury wytwarza się wyborne alkohole. Festiwal wina w Topoli połączony jest z jarmarkiem ludowym, na którym twórcy z okolicy prezentują swoje wyroby rzemieślnicze, a zespoły pieśni i tańca umilają  czas odwiedzającym.

Święta wina są doskonałą okazją do spróbowania najlepszych trunków, które zostały wyprodukowane w ograniczonych ilościach i nigdy nie trafią na sklepowe półki. Mamy też szansę by uczestniczyć w autentycznych lokalnych wydarzeniach kulturalnych i bawić się z mieszkańcami.

O czym jeszcze należy pamiętać zwiedzając Serbię?

Serbowie chętnie mówią o sobie, tak więc temat wojen lat 90-tych czy bombardowania nie jest tematem tabu. Zazwyczaj ludzie mówią o tych wydarzeniach z należytym dystansem. Jedynym drażliwym tematem jest odłączenie Kosowa i tu polecam umiarkowane wyrażanie swoich poglądów, szczególnie gdy przebywamy na południu Serbii.

Jeżeli mamy w planach zwiedzanie zabytków sakralnych należy też pamiętać o odpowiednim stroju. Należy zwrócić uwagę na zakryte ramiona i długie spodnie u mężczyzn. W wielu prawosławnych klasztorach i cerkwiach znajdziemy chustki na głowę, które można wypożyczyć.

Jak Serbowie postrzegają Polaków?

Serbowie są pozytywnie nastawieni do obcokrajowców, szczególnie tych, którzy chcą poznać ich kraj bliżej. Polacy jako „słowiańscy bracia” mogą liczyć na jeszcze przychylniejsze przyjęcie. Entuzjazm wywołują goście znający choćby kilka słów w języku serbskim. Warto zapamiętać przykładowe: dobar dan – dzień dobry, hvala – dziękuję, izvolite – proszę.

Czy odczuwalny jest wzrost liczby przyjeżdżających?

Tak, ostatnie dwa lata to znaczny wzrost przypływu turystów. Można to zobaczyć na ulicach głównych miast, gdzie bez względu na porę roku słychać języki obce. Przyjeżdżają młodzi ludzie, dla których np. Belgrad czy Nowy Sad są sercem rozrywki. Osoby, które szukają aktywnych form wypoczynku odkrywają szalone spływy rzekami Ibar, Lim, Drina czy Uvac. Popularnością zagranicznych gości niezmienne cieszą się centra sportów zimowych zaopatrzone w niezbędną infrastrukturę do uprawiania narciarstwa (Kopaonik, Stara Planina). Smakosze i miłośnicy dobrego wina zawsze znajdą tu coś dla siebie, a gospodarze nie stronią od dobrej zabawy. Starsze pokolenia odwiedzają serbskie uzdrowiska ze źródłami leczniczymi i termalnymi wodami. Miłośnikom natury Serbia oferuje malownicze doliny rzek, przepiękne góry, parki narodowe i rezerwaty dzikiej przyrody.

Baza noclegowa jest stale rozwijana i obejmuje hotele, hostele, motele ale i małe gospodarstwa agroturystyczne, w których mamy okazję nawiązać bliższe znajomości z gospodarzami. Myślę, że właśnie ludzie są największą wartością Serbii. Bez nich zabytki, nawet te najstarsze, pochodzące z okresu imperium rzymskiego, nie byłyby w stanie zachęcić turystów do ponownego przyjazdu, a dzisiaj wygląda to tak, że duży procent turystów wraca do Serbii po raz kolejny.

Dziękuję za rozmowę!

Polecamy artykuł Irminy Stanković na temat turystycznych atrakcji Serbii oraz Bośni i Hercegowiny.

Wspaniałych podróży w 2016 roku!

Czytelnikom bloga i wszystkim miłośnikom podróży składam najlepsze życzenia na Święta i na nadchodzący rok! Niech turystyka pięknie rozkwita! Do zobaczenia gdzieś, na pięknej wycieczce!

Życzenia Świąteczne Krzysztof Matys Travel

Narty w Armenii, Iranie i Gruzji

W czasie, kiedy śniegu brakuje nawet w Alpach, trzeba myśleć o nowych kierunkach narciarskich. Warto wziąć pod uwagę kraje mniej oczywiste, takie które do tej  pory z nartami wcale się nie kojarzyły. W Gruzji czy Iranie znajdziemy trasy zjazdowe położone na wysokości ponad 3 tys. m n.p.m. Warunki śniegowe są dobre, infrastruktura przygotowana. Nic tylko korzystać! Dodatkowo, wypad narciarski połączyć można ze zwiedzaniem. Oto przykładowa oferta: Narty w Gruzji, narciarski kurort Gudauri.

Gruzja

Chyba jako jedyna z wymienionej trójki państw zdołała przebić się do świadomości Polaków. Kilka lat temu napisałem pierwszy artykuł na ten temat. Do tej pory zorganizowaliśmy już sporo wyjazdów narciarskich w pasmo Wielkiego Kaukazu. W Gruzji są trzy kurorty: Gudauri, Bakuriani i Mestia, ale realnie, jak na razie, liczy się tylko ten pierwszy. Położony najbliżej stołecznego Tbilisi (tu jest lotnisko) posiada też najlepsze warunki. Najwyższy punkt trasy zjazdowej znajduje się na wysokości 3250 m n.p.m. Śnieg leży tu od grudnia do kwietnia. Zaspy po pas widziałem też na początku maja.

Gruzja, Gudauri

Gruzja, Gudauri

W ciągu kilku ostatnich lat powstały dobre hotele, dysponujące krytymi basenami i saunami. Jest też trochę mniejszych, bardziej ekonomicznych obiektów. Zaskoczeniem może być fakt, że w sezonie w Gudauri ciężko o wolne miejsca. Rezerwacje, szczególnie dla grup, należy robić z dużym wyprzedzeniem. Poza tym wcale nie jest tanio. Lepsze hotele mocno trzymają cenę. Nowoczesne wyciągi wykonała austriacko-szwajcarska firma Doppelmayer.

Długość tras zjazdowych to ponad 57 km, a średnia pokrywa śnieżna — 2,5 m. Najniższy punkt trasy narciarskiej leży na wysokości 2050 m n.p.m.

W Gudauri jest specjalny stok dla amatorów jazdy ekstremalnej, tzw. free-ride, a poszukiwacze jeszcze mocniejszych wrażeń mają możliwość uprawiania narciarstwa z helikoptera.

Dzięki bezpośrednim połączeniom lotniczym z Warszawy do Tbilisi łatwo dostać się do Gruzji. Przelot zajmuje nieco ponad 3 godziny, a zimą bilety są tańsze. Z lotniska do Gudauri jest 120 km. Najlepszym rozwiązaniem jest połączenie wyjazdu narciarskiego ze zwiedzaniem, a przynajmniej z degustacją miejscowej kuchni i wina.

Więcej na ten temat w artykule: Narty w Gruzji.

Iran

W górach Alborz znajdują się dwa największe kurorty – Dizin i Szemszak. Blisko Teheranu, ledwie o godzinę jazdy samochodem.

Dizin leży na wysokości 2650 m n.p.m., a najwyższy punkt trasy sięga 3600 m n.p.m.! To największy irański kurort narciarski, polecany głównie dla początkujących i mniej zaawansowanych narciarzy i snowboardzistów oraz dla rodzin z dziećmi.

Kolejny kurort, Szemszak, ma trasy ulokowane na wysokości od 2550 do 3050 m n.p.m. Ze względu strome stoki polecany jest dla zaawansowanych narciarzy.

Dokładne omówienie tego tematu znajduje się w artykule Dominiki Klimowicz: Na narty do… Iranu.

Armenia

Kraj w Polsce mało znany; jeździ tam niewielu turystów. Szkoda, bo jest nie mniej atrakcyjny niż sąsiednia Gruzja. Wspaniałe zabytki, piękne góry, dobra kuchnia i wyjątkowe trunki. Z tych powodów Armenia jest bardzo atrakcyjnym celem wycieczki objazdowej. O turystycznych atrakcjach Armenii pisałem już na tym blogu. Zobacz.

Ze względu na ukształtowanie powierzchni (40 proc. obszaru leży na wysokości powyżej 2 tys. m n.p.m.!) Armenia ma też dobre warunki narciarskie. Najbardziej znany jest Tsakhkadzor, ośrodek wzniesiony w latach 80. XX wieku jako miejsce treningów radzieckiej kadry olimpijskiej. Szeroki przekrój tras daje możliwość uprawiania narciarstwa zjazdowego od osób stawiających pierwsze kroki po zaawansowanych adeptów białego szaleństwa. Sezon trwa od połowy grudnia do połowy marca. Tsakhkadzor znajduje się w odległości 55 km od stołecznego Erywania i międzynarodowego lotniska. Wyciągi zostały wyprodukowane i są obsługiwane przez włoską firmę Leitner. W sumie mają ponad 6 km długości i są w stanie przewieźć prawie 5 tys. pasażerów w ciągu godziny. Trasy rozciągają się od wysokości 1966 m do 2819 m n.p.m. I całkowita długość wynosi 27 km. Tsakhkadzor jest znacznie tańszym ośrodkiem od gruzińskiego Gudauri. Pamiętać należy tylko, że w okresie Nowego Roku i prawosławnych Świąt Bożego Naradzenia, czyli do połowy stycznia jest mocno zatłoczony. Więcej na ten temat tu: Narty w Armenii.

Armenia, mapa tras narciarskich w

Armenia, mapa tras narciarskich w Tsakhkadzor

Inne kierunki

Narciarze i snowboardziści mogą wziąć pod uwagę również Bałkany. Z zimowej olimpiady 1984 roku pamiętamy Sarajewo w dzisiejszej Bośni i Hercegowinie. Funkcjonują tam dwa w ośrodki narciarskie: Bjelasnica i Jahorina. Zimą w Bośni są większe szanse na śnieg niż w Polsce. Na narty można wybrać się też np. do Rumunii i Serbii. W tej ostatniej prym wiedzie duży i dobrze wyposażony kurort Kopaonik.

W ostatnich latach polska turystyka podlega istotnym zmianom. Na popularności zyskują nowe kierunki, do tej pory nieobecne w ofercie biur podróży. Mam wrażenie, że podobny proces dotyczy również zimowego wypoczynku. Być może w krajach tych nie znajdziemy tak dobrych warunków jak w Dolomitach, ale niosą one ze sobą powiew świeżości i odrobinę egzotyki. Warto przyjrzeć się im bliżej.

Zapisz

Ranking najmniej popularnych krajów

Dokąd warto pojechać? Jaki kraj wybrać i gdzie spędzić urlop? Zbliżający się początek roku sprzyja układaniu planów, również tych wakacyjnych.

Wiele osób kieruje się modą i stawia na kierunki cieszące się największą popularnością. Znaczenie mają publikowane rankingi najchętniej odwiedzanych miejsc oraz prognozy na nadchodzący rok. Jeśli chodzi o te ostatnie, to ich wielkim mankamentem jest fakt, że najczęściej są tłumaczeniami zagranicznych doniesień. Jeśli taki ranking powstał w USA lub Wielkiej Brytanii, to oczywiście nijak się ma do polskich warunków. Nasi turyści dysponują zupełnie innym portfelem i możliwościami. Różnimy się też preferencjami. Zatem jeśli na jakimś portalu widzicie wielki tytuł o treści „Najlepsze kierunki podróży w 2016 roku”, to podejdźcie do tematu z dystansem. Bo może się okazać, że na czołowych miejscach znajdziecie Botswanę, Filipiny i Urugwaj. Po takiej lekturze nic, tylko jechać!

Gościnna Mołdawia

Gościnna Mołdawia

Modę nakręca też kino i telewizja. Pamiętam szał związany z filmem Vicky Cristina Barcelona. Całkiem udana reklamówka nakręcona przez Woody’ego Allena zaowocowała zwiększoną ilością zapytań również w polskich biurach podróży. Głównie panie pytały o wakacje w Barcelonie.

Cóż, akurat w tym przypadku turystyka nie różni się od innych dziedzin gospodarki. Jak powszechnie wiadomo reklama jest dźwigną handlu. Dobry przykład stanowi Gruzja, która odniosła imponujący sukces. W krótkim okresie nastąpił duży wzrost popularności kraju wśród zagranicznych turystów. Zmienił się też jego wizerunek. Co interesujące osiągnięto to niewielkimi nakładami finansowymi.

Są kraje rzadko odwiedzane tylko ze względu na brak reklamy. Jeździ tam mało turystów, bo mało kto wie, że warto. Czasami dzieje się tak również ze względu na nie najlepszy wizerunek. To nic, że już od wielu lat obraz ten nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i że kraj zdążył się mocno zmienić.

Popatrzcie przychylniej na takie właśnie miejsca. Niejedno z z nich jest bardzo wdzięcznym celem wycieczki. Świadomie wybieram takie właśnie kierunki. Stały się również specjalnością naszego biura. Są to m.in. Armenia, Mołdawia, Białoruś i kraje bałkańskie.

Z uwagą przyjrzałem się wyjątkowemu rankingowi. Przedstawia on najrzadziej odwiedzane kraje Europy. Zestawienie takie opracowała Światowa Organizacja Turystyki Narodów Zjednoczonych (UNWTO). Pierwsze dwa miejsca zajmują i Liechtenstein i San Marino. To akurat nic zaskakującego, ponieważ są to bardzo małe państwa, nawet bez własnych lotnisk. Ale na trzecim miejscu jest Mołdawia, którą w 2014 roku odwiedziło tylko 94 tys. osób. To mało, zważywszy na duży potencjał kraju. Mołdawia ma wiele turystycznych atrakcji, część z nich to światowa czołówka, jak chociażby największe piwnice winne w Milestii Mici i w Cricovej! Tyle, że mało kto o nich wie. I to jest problem tamtejszej turystyki. Jeżdżę do Mołdawii od kilku lat. Jest ciekawie, przyjemnie i bezpiecznie. Dodatkową atrakcję stanowi obszar autonomicznej Gagauzji i separatystyczne Naddniestrze, funkcjonujące na zasadzie parapaństwa. Kierunek ten mogę polecić zarówno turystom indywidualnym, jak i grupom. Świetnie nadaje się na zorganizowanie wyjazdu firmowego czy hucznej imprezy (dobra kuchnia i wino). Ze względu na to ostatnie jest świetnym miejscem dla enoturystyki.

Białoruś. Zamek w Mirze

Białoruś. Zamek w Mirze

Na czwartym miejscu rankingu znalazła się Białoruś, z liczbą 137 tys. turystów w 2014 roku. Kraj jest duży, ze sporym potencjałem i ustabilizowaną sytuacją. Ze względu na polskie kresy, Mickiewicza i Orzeszkową, powinna przyciągać wiele wycieczek przede wszystkim z naszego kraju. Dlaczego zatem tak mało osób ją odwiedza? Decyduje negatywny wizerunek. Turyści boją się Białorusi. Jeśli obawy mają Polacy, to co dopiero Francuzi czy Hiszpanie. Na Białorusi byłem wielokrotnie. Z racji położenia Białegostoku specjalizujemy się w tym kierunku organizując sporo wycieczek. Jak tam jest? Bezpiecznie i gościnnie. Wyolbrzymione są opinie na temat tamtejszej biurokracji i utrudnień wizowych. Śmiało można jeździć! Polecam artykuły z tego bloga, np. Wycieczka do Grodna.

W pierwszej dziesiątce znalazły się też Bośnia i Hercegowina (536 tys. odwiedzin) oraz Serbia (1 mln turystów). O potencjale Bałkanów pisałem w poprzednim artykule (Biura podróży stawiają na Bałkany). Na pewno warto spojrzeć bardziej życzliwym okiem na ten region. I to nie tylko na bardzo popularną Chorwację czy modną Czarnogórę. Duży potencjał ma chociażby Albania.

Po co podążać za tłumem i jeździć tam, gdzie wszyscy?! Mniej się zobaczy, a liczyć można co najwyżej na utrudnienia. Właśnie coś takiego zaczyna się teraz na Kubie. Nagle pół świata chce tam pojechać. Podobną eksplozję zainteresowania mamy w przypadku Iranu. Wystarczyło, że europejskie telewizje podały, iż Iran otwiera się na turystów, by do biur podróży napłynęły pytania o wycieczki. W wyniku tego w Iranie ceny rosną i coraz trudniej o miejsca w samolotach. Co nie oznacza, że nie polecam Iranu. Wręcz przeciwnie! Turystycznie kraj jest bardzo atrakcyjny. Tylko nie liczcie już na to, że nie będzie tłumów. Zobacz: Iran. Relacja z wycieczki.

Tym bardziej warto pomyśleć o mniej popularnych krajach?! Póki jeszcze czas, zanim nie rozwinęła się tam turystyka masowa. Czekają na koneserów potrafiących docenić niepowtarzalne i pełne uroku klimaty.

Artykuł: Mołdawia nieznana.

Biura podróży stawiają na Bałkany

W targowej edycji „Wiadomości Turystycznych” (listopad 2015 r.) Agnieszka Rodowicz napisała:

Bałkany to mocna mieszanka kulturowa, etniczna, religijna. Na jednej ulicy stoją obok siebie kościoły katolickie, prawosławne cerkwie i meczety, a słodycz baklawy przełamuje ostry smak papryki.

Mostar, jedna z perełek Bośni i Hercegowiny

Krótki cytat trafnie oddaje klimat miejsca. Nie wyczerpuje tematu, to byłoby zbyt proste, wszak Bałkany obfitują w wiele kontekstów i znaczeń, ale pomyślałem, że to smakowe porównanie wygląda całkiem obiecująco. Sugeruje coś ciekawego i oryginalnego. A przecież w podróżach właśnie o to chodzi.

Biorąc pod uwagę kilka ważnych okoliczności, takich jak położenie regionu oraz jego turystyczne możliwości, śmiało można postawić tezę, że Bałkany są obszarem o niewykorzystanym potencjale. No może z wyjątkiem Chorwacji, od lat już bardzo popularnej. No i oczywiście Grecji, ale ta już od wielu lat funkcjonuje na odrębnych zasadach (dzięki długiej przynależności do świata zachodniego i Unii Europejskiej).

Albania, plaża w Durrës

Albania, plaża w Durrës

Obszar jest całkiem spory, rozciąga się od Rumunii po Chorwację. Od Morza Czarnego po Adriatyk. Region dysponuje długą i silnie rozwiniętą linią brzegową, obfitującą w półwyspy, mniejsze i większe wysepki. Ciepłe morze i plaże. Wiele turystycznych możliwości.

Gdybyśmy chcieli wyznaczyć prostą geograficzną granicę Półwyspu Bałkańskiego, to należałoby narysować linię w przybliżeniu od Odessy do Triestu (Bałkany kończą się na Słowenii). Tak więc znalazłby się tam i fragment czarnomorskiego wybrzeża Ukrainy (Budziak) oraz południe Mołdawii (Gagauzja). Swoją drogą tamte okolice to również bardzo ciekawy obszar i ciągle mało znany wśród turystów. Sama delta Dunaju jest już dużą trakcją. A przecież znajdziemy tam jeszcze Białogród nad Dniestrem, mickiewiczowskie stepy Akermanu, całkiem dobre winnice oraz fenomenalną społeczność staroobrzędowców w Wilkowie. Więcej o tym w artykule: Ukraina i Mołdawia.

Drvengrad – drewniana wieś Emira Kusturicy, pełniąca również rolę hotelu – zobacz nasza wycieczkę: Serbia – Bośnia i Hercegowina

W wielu tekstach znajdziemy sporo rzeczy oczywistych i szybko zmontowanych opisów typu: góry, piękne zabytki, różnorodność kultur oraz wyśmienita kuchnia. Jak chociażby w przewodniku Bezdroży (wydanie V, 2013 r.):

Bałkany to region, który ma moc przyciągania, wręcz uzależniania. Przyczyny bywają rozmaite: niezwykła przyroda – dzikie skaliste góry, sąsiadujące z ciepłym morzem, burzliwa historia, cenne zabytki wszystkich epok, a także eklektyczna kultura, w której przeplatają się wpływy wielu narodowości, chrześcijaństwa i islamu. Jeśli dodamy do tego wspaniałą kuchnię, aromatyczne alkohole, żywiołową muzykę, a nade wszystko spontaniczność mieszkańców, łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego tak wielu uległo magii tego wyjątkowego zakątka Europy.

Bajeczne, orientalne Sarajewo

Ale też nie ma się czemu dziwić. Bo jak inaczej w kilku zdaniach przedstawić tak różnorodny, ciekawy i bogaty w atrakcje region. Pewnie, że lepiej pisać o rzeczach nieoczywistych. Dlatego też poświęciłem sporo uwagi Albanii, ale już nie powszechnie znanej i często odwiedzanej Chorwacji. Ta pierwsza, długo spychana na margines zainteresowania branży turystycznej, wciąż jest nieco egzotyczna i tajemnicza. Dzięki temu całkiem blisko mamy kraj, który może nas zaskoczyć, zaciekawić i zaoferować sporo atrakcji. Zobacz artykuł Albania to nie Afganistan.

I właśnie Albania jest jednym z kierunków, na które w stawiają biura podróży. Sezon letni w przyszłym roku zapewne będzie uboższy o Egipt i Tunezję. Krajów tych albo nie będzie w ofercie, albo nie będą cieszyć się dużym zainteresowaniem. Czym je zastąpić? Musi być w miarę blisko i niedrogo. Turcja i Grecja nie wystarczą do przejęcia całego ruchu. Trzeba szukać nowych możliwości. Uwaga branży w sposób naturalny wędruje w kierunku Bałkanów. Chorwacja jest oczywista, Czarnogóra też już została odkryta. Na swoją kolej czeka Albania. Obfitość plaż sprzyja rozwojowi letniej turystyki. Wybudowano sporo całkiem dobrych hoteli. Szczególnie polecam region na północy kraju (Durrës i Golem). Jest tam znacznie mniej ludzi niż w zatłoczonej Sarandzie, w której wypoczywa również wielu Greków z pobliskiego Korfu. Co ważne, w Albanii jest bezpiecznie, mamy śliczne góry i zabytki oraz ciekawą kuchnię, więc obok wypoczynku na plaży rozwijać można też wycieczki. Zobacz mój wcześniejszy artykuł: Turystyka w Albanii.

Malowniczy kanion rzeki Uvac, gdzie poza krajobrazami podziwiamy również olbrzymie sępy płowe. Zobacz więcej o atrakcjach Serbii

Objawieniem najbliższego sezonu może okazać się Rumunia, aż dziwne, że do tej pory tak słabo obecna w ofercie polskich biur podróży. Wieść niesie, że jeden z dużych touroperatorów przymierza się do tego kierunku. Najlepszym obszarem rumuńskiego wybrzeża jest odcinek na południe od Konstancy. Znacznie wcześniej doceniono Bułgarię, do której latem tego roku próbowano przerzucić część turystów do tej pory wybierających Egipt i Tunezję.

Plaża w Rumunii

Plaża w Rumunii

Wyzwaniem może być brak doświadczenia polskich biur podróży. Pracownicy nie znają tych kierunków, brakuje dobrych kontaktów i wiedzy o specyfice miejsca. Poza tym nowość zawsze może spotkać się z brakiem zainteresowania. Dobrym przykładem jest letni wypoczynek w Gruzji. Po kilku latach prób z czarterem do Batumi Itaka wycofała się z tego pomysłu. Plażowanie w Gruzji nie cieszyło się dużym powodzeniem. Powód? Poza pogodą (w Batumi często pada) znaczenie mogło mieć także niezrozumienie gruzińskiej specyfiki. Dużo o tym by mówić. Zainteresowanych odsyłam moich artykułów, np. tu: Gruzja nie jest kierunkiem dla każdego.

W sprzyjających okolicznościach turystyka powinna rozwijać się na całym północnym i zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Z wiadomych powodów poza naszym zasięgiem jest Krym. Tam, podobnie jak w separatystycznej Abchazji, rozwijać się może turystyka rosyjska. Ale już całe wybrzeże od Odessy na południe, jest w naszym zasięgu. Wyłączyć trzeba tylko leżącą na pograniczu rumuńsko-ukraińskim deltę Dunaju, bo to obszar chroniony ze względu na unikalne walory przyrodnicze.

Wyszegrad w Bośni i słynny most, bohater noblowskiej książki Ivo Andrića „Most na Drinie” – znajduje się w programie naszej wycieczki do Serbii, Bośnia i Hercegowiny

Wydaje się, że w nadchodzącym roku kierunki rozwoju będą determinowane nie tylko przez gusta turystów i plany organizatorów, ale też przez sytuację polityczną, dziś trudną do przewidzenia. Wydarzyć się może wiele. W tej sytuacji biura podróży muszą wkalkulować ryzyko, obstawiając takie a nie inne destynacje.

Z wiadomy względów największy nacisk położyłem na turystykę masową, związaną z wypoczynkiem na plaży. Warto jednak pamiętać o tym, że Bałkany są świetnym celem wycieczek objazdowych. Duży i zróżnicowany obszar stwarza warunki do organizacji wielu interesujących tras. Tu znajduje się artykuł omawiający najważniejsze turystyczne atuty Serbii, Bośni i Hercegowiny.

Wycieczka do Albanii i Kosowa

Etiopia. Największe atrakcje

Listopad i grudzień to miesiące, który kojarzą się z Etiopią. Kilka lat z rzędu o tej porze roku jeździłem właśnie tam. Jesień to najlepszy moment. Skończyła się pora deszczowa i na drogach jest sucho, co w przypadku tego kraju ma olbrzymie znaczenie. Letnie i nieznośne upały już minęły, ale ciągle jest wystarczająco ciepło, żeby cieszyć się urokami Afryki. Poza tym wielu turystów właśnie późną jesienią chce uciec z Polski, najchętniej tam, gdzie świeci słońce, a tego akurat Etiopia ma pod dostatkiem.

Południowa Etiopia. Dziecko z plemienia Hamer

Południowa Etiopia. Dziecko z plemienia Hamer

Relacje z wyjazdów do Etiopii pojawiały się na tym blogu już wielokrotnie. Swego czasu założyłem też serwis poświęcony wyłącznie temu krajowi. Zainteresowani znajda tam sporo informacji o Etiopii.

Ludność tego kraju do niedawna niemal zupełnie odizolowana od reszty świata pozostała przy swoich tradycyjnych wierzeniach, zwyczajach i sposobach definiowania rzeczywistości. Kolejne reformy i innowacje wprowadzane w Europie do Etiopii już nie docierały. W ten sposób kalendarz rodem ze starożytnego Egiptu przetrwał tu do dziś. Nowy rok zaczyna się we wrześniu i liczy sobie aż 13 miesięcy! Datacja młodsza jest o 7 lub 8 lat – to zależy od tego, który miesiąc bierzemy pod uwagę. Byłem w Addis Abebie kiedy świętowano rok 2000. W Polsce był wtedy już rok 2008.

Etiopia zachwyca. To jeden z najciekawszych krajów świata. Składa się z dwóch całkowicie różnych części. Północ i południe są jak dwa osobne byty.

Na północy mamy relikty starożytnej cywilizacji, z zupełnie niesamowitym fenomenem miejscowego chrześcijaństwa. Etiopia była trzecim krajem na świecie, które uczyniło je religią państwową (po Armenii i Gruzji). Przyciągają nas wykute w skale świątynie Lalibeli, z wszystkimi tajemnicami dotyczącymi ich powstania. Uwagę zwraca wyjątkowa architektura okrągłych kościołów oraz wykorzystywane w czasie mszy bębny i grzechotki (starożytne sistrum). Na północy dużą atrakcją są przepiękne góry Siemen i zamieszkujące je dżelady, wyjątkowe małpy, w których doszukujemy się bocznego odgałęzienia ewolucji człowieka. Każdy chce odwiedzić Aksum, miasto w którym zgodnie z wierzeniami Etiopczyków przechowywana jest Arka Przymierza. (Więcej na ten temat w artykule: Etiopia, niezwykły kraj Arki Przymierza). Jeśli mamy więcej czasu, to warto zobaczyć zamki w Gonderze oraz wodospad Tis Issat (Tys Ysat) na Nilu Błękitnym. Ale uwaga! Jesienią i zimą wody jest mniej i wodospad nie robi piorunującego wrażenia. Wiele wycieczek ma też w programie jezioro Tana. Atrakcją mają być klasztory znajdujące się na tutejszych wyspach. Byłem tam kilka razy. Szczerze powiedziawszy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Podobne obiekty można zobaczyć i w innych miejscach.

Wodospad Tis Issat

Wodospad Tis Issat

Południe Etiopii przenosi nas w czasie. Cofamy się o tysiące lat. Region ten jest absolutnym cywilizacyjnym fenomenem. Zwany jest skansenem pierwotnych plemion. Trafimy tu na fantastyczną mozaikę kultur.

Największe wrażenie wywiera plemię Mursi. Wszyscy turyści chcą odwiedzić jedną z ich wsi. Zdjęcia tutejszych kobiet znane są na całym świecie. Wszystko dzięki glinianym krążkom zdobiącym ich usta. Dziewczynie, która wchodzi w wiek dorosły nacina się dolną wargę, w którą następnie wkładany jest krążek. Stopniowo zmienia się je na coraz większe. Najbardziej okazałe mają średnicę ok. 30 cm. Im większy krążek, tym bardziej atrakcyjna kobieta. Nie znamy rzeczywistych powodów tak przedziwnego obyczaju. Są różne teorie, wśród nich i taka, że krążki miały znaczenie magiczne – zabezpieczały kobiety przed wniknięciem w ich ciała złych duchów. Część badaczy jest zdania, że mógł się on narodzić jako zabezpieczenie przed łowcami niewolników. Dziewczęta z plemienia Mursi celowo oszpecały się, żeby uniknąć losu innych etiopskich kobiet, które ze względu na wyjątkową urodę porywane były do haremów. W ten sposób to, co kiedyś mogło szpecić, dziś stało się kanonem piękna.

Kobieta z plemienia Mursi

Kobieta z plemienia Mursi

Niezwykły obyczaj obserwujemy też wśród Hamerów. Plemię to znane jest z rytuału skoków przez byki. Co roku, od października do stycznia, w każdej wsi odbywają się najważniejsze dla nich święta. Skoki maja charakter inicjacji wprowadzającej chłopca w świat dorosłych. Właściwy rytuał poprzedzają huczne przygotowania, które gromadzą wielu gości; są uczty i tańce. Zaczyna się od biczowania. Mężczyźni, którzy przeszli już inicjację, długimi rózgami, uderzają w gołe plecy kobiet. Krew płynie, wygląda to okropnie, ale dla tych ludzi nie ma w tym nic strasznego. Bliskie mężczyźnie kobiety, w ten sposób wyrażają podziw dla jego odwagi i zręczności okazanej w trakcie skoków. Cóż cenniejszego mogą ofiarować niż swoją krew? Efekt tych zabiegów widać na ciele. Plecy kobiet pokryte są zgrubiałymi bliznami. Po biczowaniu zaczynają się ostateczne przygotowania do skoków. Mężczyźni ustawiają byki w rzędzie, jeden obok drugiego. Tworzą w ten sposób pomost złożony z bydlęcych grzbietów. Zadaniem inicjowanego młodzieńca, który w trakcie tych uroczystości jest zupełnie nagi, jest wskoczyć na grzbiet pierwszego w rzędzie byka, przebiec po wszystkich i zeskoczyć po drugiej stronie. Trasę należy pokonać trzykrotnie w każdą stronę. Jeśli się uda wszyscy wiwatują, gratuluję i rzeczywiście cieszą się razem z najbliższą rodziną. Teraz już można udać się do wsi na ucztę.

Więcej o tym fenomenie w artykule: Etiopia. Plemiona południa.

Specjalnością Etiopii jest kawa. Nigdzie nie piłem tak wyśmienitego espresso, jak w Addis Abebie. Na północy kraju kawa rośnie tak, jak u nas pokrzywa. W każdym miejscu, gdzie tylko się jej na to pozwoli. Roślina ta stąd właśnie pochodzi i tutejszy klimat najbardziej jej odpowiada. W etiopskiej tradycji kawa zajmuje wyjątkowe miejsce. Obowiązkowo weźcie udział w ceremonii jej przygotowania. Cały proces ma świąteczną otoczkę. Trawą dekoruje się podłogę i zapala kadzidło. Najpierw obserwujemy mycie ziaren, później ich palenie, tłuczenie w drewnianym moździerzu i w końcu parzenie. Na koniec raczymy się wybornym trunkiem. W takim otoczeniu smakuje jeszcze lepiej.

Harer, karmienie hien

Harer, karmienie hien

Etiopskie kulinaria to osobny temat. Jest o czym opowiadać. Naczelne miejsce zajmuje indżera (yndżera, injera), czyli tutejszy chleb. Ma formę dużego placka, przypomina gruby naleśnik i jest lekko kwaśna. Jemy ją z dodatkami w postaci warzywnych sosów, kawałków mięsa i jajek. W etiopskim domu jest elementem każdego posiłku. Wypiekana jest ze sfermentowanego ciasta zrobionego z lokalnego zboża o nazwie teff (Eragrostis abyssinica). Nazwa polska to trawa abisyńska. Rzeczywiście, roślina ta bardziej przypomina trawę niż zboże. Wąskie, trawiaste łodyżki, a samo ziarno drobniutkie jak nasionka maku. Jest gatunkiem endemicznym, rośnie tylko w Etiopii i Sudanie.

Kwaskowaty placek nie smakuje zbyt rewelacyjnie. Trzeba się przyzwyczaić. Za to towarzyszące indżerze sosy są bardzo smaczne. Danie wygląda apetycznie. Pewną trudność stanowić może jedynie fakt, że jeść trzeba rękoma, bez żadnych sztućców. Koniecznie prawą dłonią (lewa służy do załatwiania potrzeb fizjologicznych) odrywamy kawałek placka, formujemy z niego coś w rodzaju łyżki i czymś takim łowimy gęsty sos, razem z kawałkami mięsa, warzyw i jajek.

Sprzedawcy kawy

Sprzedawcy kawy

Teff króluje w środkowej i północnej części kraju. Na południu uprawia się sorgo. Roślina ta wyglądem przypomina kukurydzę. Jej uprawę rozpoczęto około 5 tys. lat temu właśnie na terenie dzisiejszej Etiopii, a stąd rozprzestrzeniła się na resztę świata. Sorgo jest bardzo wydajne, a ponadto niezmiernie bogate w składniki odżywcze. Nie dziwi więc fakt, że na gorących, zagrożonych suszą terenach, sorgo żywi całe populacje. Na południu Etiopii, w wielu wsiach, głównym składnikiem diety są rozgotowane ziarna tego zboża. Z nich wytwarza się też piwo. Zalana wodą mąka z ziaren sorgo fermentuje kilka dni. Aby przyspieszyć proces dodaje się liście miejscowych roślin, które spełniają rolę naszego chmielu. W efekcie otrzymujemy coś w rodzaju rzadkiej kaszki o niewielkiej zawartości alkoholu. Najprostsze i najstarsze piwo na świecie. Podobne pili starożytni Egipcjanie. Nadal bardzo popularne wśród pierwotnych plemion południowej Etiopii. Widzieliśmy, dotykaliśmy i wąchaliśmy. Nie wystarczyło mi odwagi, żeby wypić.

Trunkiem bardziej zamożnych ludzi jest tedż, czyli miód pitny. Napój ma ładny żółty kolor. Warto spróbować. Jest smaczny i bezpieczny, ale pod warunkiem, że kupiony z pewnego źródła. Polecam raczej na północy Etiopii, gdzie łatwiej o tedż dobrej jakości. Na południu kraju dominują raczej bardzo tanie podróbki. Barwiony na żółto samogon. A propos tego ostatniego, to piłem tu najpodlejszy bimber świata. Zrobiony z czosnku. Efekt smakowy po prostu przerażający. Taki wynalazek znajdziemy we wsi Dorze, położonej niedaleko popularnego Arba Minch. Miejscowi słyną też z uprawy fałszywego bananowca, rośliny, która nie daje owoców, ale jest podstawą wyżywienia miejscowych. Je się rosnące pod ziemią bulwy, a ze sfermentowanego miąższu łodyg wypieka się kocio – grube placki o dziwnym smaku.

Turyści wśród dżelad

Turyści wśród dżelad

Oryginalnym napojem pasterzy jest mleko zmieszane z krwią. To bardzo odżywcza mieszanka. A w czasie, gdy mleka jest mniej, pije się czystą krew. Upuszcza się ją średnio raz na miesiąc, z tętnicy szyjnej. W ten sposób, nie zabijając cennych krów, w pełni korzysta się z ich dobrodziejstwa. Więcej na ten temat w artykule: Etiopia od kuchni.

Etiopia ma tak wiele turystycznych atrakcji, że nie sposób omówić je w jednym artykule. Zainteresowani tematem znajdą je w innych moich tekstach, również na tym blogu (zobacz tag: Etiopia). O niektórych, z braku miejsca, tylko pokrótce wspominam, inne omówione są dokładniej. Zapraszam do lektury.

Pilot, rezydent i pracownik biura podróży

Artykuł ten, przynajmniej w pewnym sensie, jest kontynuacją poprzedniego (Jesień w turystyce). W listopadzie i grudniu mam trochę więcej czasu, nie podróżuję tak intensywnie, więc mogę zająć się szkoleniami. Prowadzę je w ramach Akademii Turystyki.

Od dawna było wiadomo, że brakuje młodych kadr. Z potrzeby narodziły się kolejne kursy przygotowujące do pracy w biurach podróży. Chodziło o różne stanowiska, od pracownika biurowego, po pilota wycieczek egzotycznych. Na blogu znajdziecie sporo artykułów na ten temat. Wystarczy kliknąć tag: Szkolenia w turystyce.

Od lat największym powodzeniem cieszy się kurs rezydentów biur podróży. W dość prosty sposób można zdobyć podstawy umożliwiające atrakcyjną pracę na typowo wakacyjnych kierunkach, między innymi takich jak Turcja, Hiszpania i Grecja. Więcej na ten temat opowiadam w programie TVP2. Zobacz.

Ze względu na to, że najwięcej pracy dla rezydentów jest w sezonie letnim, to jest praca, którą chętnie wykonują studenci, ale w zawodzie tym możemy spotkać również osoby znacznie starsze. To jest zresztą temat, o który dość często pytają zainteresowani. Na tyle istotny, że poświęciłem mu osobny artykuł: Wiek rezydentów biur podróży.

Praca pilota to okazja do poznania świata i wielu ciekawych ludzi.

Praca pilota to okazja do poznania świata i wielu ciekawych ludzi.

Osobnym zagadnieniem jest kwestia szkolenia pilotów wycieczek. Po deregulacji, to zupełnie nowy temat. Od 1 stycznia 2014 roku nie ma już regulowanych przez ministerstwo kursów i państwowych egzaminów. Nie ma licencji. Pracować może każdy. Musi tylko przekonać pracodawcę, że potrafi. Tyle i aż tyle! Sama praca też nie jest łatwa, wymaga sporej wiedzy i konkretnych umiejętności. Niezależnie więc od politycznych i urzędniczych zmian, szkolić nowych adeptów trzeba. Ważny jest sposób kształcenia. Ustalony przez ministra program kursu mało miał wspólnego z praktyką i słabo przygotowywał do pracy. Od 2 lat mamy wolną rękę. Możemy uczyć po swojemu. Mam nadzieję, że udaje nam się to jak najlepiej.

Zobacz artykuł: Jak zostać pilotem wycieczek?

Jaki kurs wybrać, pilota wycieczek czy rezydenta? To zależy od tego, co lubimy robić i gdzie chcemy pracować. Obie funkcje mają ze sobą coś wspólnego, ale też wiele różnic. Rezydent jest pracownikiem biura podróży, który na stałe, przynajmniej przez kilka miesięcy, przebywa w kurorcie, gdzie wypoczywają turyści. Najczęściej jest to basen Morza Śródziemnego, od Portugalii i Hiszpanii, po Egipt i Turcję. Mniej pracy dla rezydentów jest na kierunkach egzotycznych, np. w Tajlandii czy na Kubie. Praca rezydenta wiąże się z dłuższym pobytem w jednym miejscu i najczęściej dotyczy masowych, najbardziej popularnych wakacyjnych kierunków (słońce i plaża). Zupełnie odwrotnie jest w przypadku pilota. Tu mamy do czynienia z ustawicznym przemieszczaniem się. Piloci pracują na wycieczkach objazdowych. Można jeździć z wycieczkami w Polsce, w Europie, ale też w bardzo egzotycznych krajach. Jeśli ktoś chce pracować z turystami w Iranie czy Etiopii, to w grę wchodzi funkcja pilota. Rezydent zajęcia tam nie znajdzie, ponieważ nie są to destynacje masowej turystyki opartej o plażę i wypoczynek.

Rezydent i pilot zajmują się obsługą grup turystycznych. Ale wcześniej ktoś musi to przygotować i sprzedać. Biura podróży potrzebują wykwalifikowanych pracowników zajmujących się tworzeniem produktu i jego dystrybucją. Najczęściej nazywamy ich specjalistami ds. turystyki. I w tym przypadku również są różnice w oczekiwaniach pracodawców. Innych kompetencje wymaga się od osoby ubiegającej się o pracę w biurze agencyjnym, a zupełnie innych od kandydata na stanowisko specjalisty w biurze organizującym imprezy turystyczne (touroperator). Pojęcie „biuro podróży” jest hasłem zbiorczym, opisującym przedsiębiorstwa zajmujące się różnymi działalnościami z obszaru turystyki. Połowa z nich to po prostu sklepy, które sprzedają wczas i wycieczki organizowane przez inne podmioty. Takie firmy nazywamy agencjami turystycznymi lub biurami agencyjnymi. Co trzeba umieć, żeby w nich pracować? Przede wszystkim wymagana jest znajomość systemów rezerwacyjnych, z których najważniejszy jest MerlinX. Kolejnym obszarem jest wiedza o produkcie, czyli płynne poruszanie się w bardzo bogatej ofercie wielu touroperatorów, zaczynając od Itaki, TUI i Rainbowa. To olbrzymia ilość hoteli, kurortów i atrakcji turystycznych. Do tego dochodzi jeszcze umiejętność sprzedaży i dobrego kontaktu z klientem. Są to zatem konkretne i łatwo weryfikowalne rzeczy. Pracodawca szybko może sprawdzić potencjał kandydata. Proste zadanie może wyglądać tak: Proszę porównać ofertę największych biur i wybrać trzy najkorzystniejsze dla rodziny 2 + 2. Grecja, tydzień, all inclusive, w następującym terminie… I 10 minut na wykonanie zadania. Tak się pracuje w biurze agencyjnym, więc takimi umiejętnościami trzeba się wykazać.

Inaczej u touroperatora, czyli w biurze, które organizuje wczasy i wycieczki. Tu już nie jest potrzebny MerlinX, ani biegła znajomość oferty TUI, Neckermanna czy Eximu. Wymagane za to są umiejętności niezbędne przy tworzeniu produktu turystycznego. Jakie? Znajomość rynku, zasad pracy organizatora i tworzenia pakietów. Zdolność komunikacji z kontrahentami oraz szczegółowa wiedza na temat konkretnych kierunków turystycznych. Więcej na ten temat w artykule: Praca w biurze podróży – informacje zawodowe.

O ile praca w biurze agencyjnym wydaje się dość jednostajna i schematyczna (wyszukiwanie ze zbioru gotowych ofert) o tyle tworzenie imprez turystycznych otwiera możliwości kreacji i odkrywania nowych lądów. Mile widziane są tu osoby twórcze i kreatywne, potrafiące przewidywać rynkowe tendencje. Rewelacyjnie jeśli mają doświadczenie wyniesione z innych krajów. Dlatego bywa, że w tej pracy dobrze sprawdzają się osoby, które wcześniej pracowały w roli pilota lub rezydenta. Pomocna będzie autentyczna pasja i chęć ustawicznego kształcenia się.

Wcale nie jest łatwo o takich pracowników. Szukam do mojego biura już od jakiegoś czasu. Fakt, wymagania są spore, ale taka jest specyfika tego zawodu. Jesteście zainteresowani? Piszcie, może dołączycie do naszego zespołu.

Zobacz też: Z życia pilota i przewodnika wycieczek.

Jesień w turystyce

Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć w telewizyjnej dyskusji na temat jesiennych wakacji. Motyw przewodni narzuca się sam. W Polsce brzydka pogoda, szaro, mokro i zimno, więc najlepiej uciec choćby na tydzień lub dwa. Tam, gdzie ciepło i słonecznie. Pytanie brzmi, gdzie i za ile?

Słońce i woda, sposób na udane wakacje

Słońce i woda, sposób na udane wakacje

Południowa Europa

Grecja, Włochy, Hiszpania i Portugalia, to dobry pomysł na wrzesień. Tłumów już nie ma, ceny niższe, a pogoda jeszcze bardzo przyjemna. W październiku może być już różnie, jak się trafi, raz słońce, raz deszcz. Miłośnicy ciepła i plaży raczej nie będą zadowoleni. Listopad odpada zupełnie. Tak samo na Bałkanach (Albania, Czarnogóra i Chorwacja) oraz basen Morza Czarnego (Bułgaria, Rumunia i Gruzja). W tej ostatniej byłem na początku października. W Batumi już po sezonie. Pusto, na plażach tylko spacerowicze. Pozamykały się nawet nadmorskie restauracje i bary.

Podobnie rzecz się ma z Turcją. Kraj ten cieszy się dużym powodzeniem, zyskał kosztem Egiptu i Tunezji, więc biura podróży wydłużają sezon do granic możliwości. Pod koniec października lecą ostatnie samoloty czarterowe, ale szału już nie ma. W kurortach nad Morzem Śródziemnym temperatura jeszcze powyżej 20 stopni, ale na najbliższe dni prognozy zapowiadają deszcz (Alanya i Bodrum). Do miana kierunku całorocznego pretenduje Cypr. W tej chwili jest tam 25 stopni, ale zimą już raczej około 15. Od stycznia do marca tego roku Itaka sprzedawała Cypr poniżej kosztów (last minute). Tygodniowy pobyt można było kupić za mniej niż tysiąc zł. Na listopad i grudzień wyspę tę znajdziemy w ofercie kilku biur podróży, ceny już od 1039 zł (hotel 2* bez wyżywienia).

Północna Afryka

Przez lata królem tej pory roku był Egipt. Zapewniał najlepszą relację ceny do atrakcji. Przysłowiowe pięć gwiazdek w all inclusive za 2 tys. złotych, a jak się uda, to nawet trochę taniej. I do tego gwarancja dobrej pogody! Co się zmieniło? Słońce oczywiście jest nadal, tylko sam Egipt trochę się zużył. Wszyscy już tam byli i to po kilka razy. Do tego hotele nie poprawiły jakości, a to, co wystarczało Polakom 10 lat temu, dziś już euforii nie wzbudza. Staliśmy się bardziej wymagający. Pisałem o tym wcześniej tu: Egipt po latach.

Swoje dołożyły też polityczne zawieruchy. Arabska wiosna zaszkodziła turystyce. Po wydarzeniach sprzed kilku lat Egipt nie wrócił już do dawnej formy. Do duża strata dla branży turystycznej, również w Polsce. Późną jesienią, to właśnie ten kierunek stanowił podstawę sprzedaży. Decydowała gwarancja słonecznej pogody i niskie ceny.

Maroko. Agadir w listopadzie

Maroko. Agadir w listopadzie

Tunezja. Pogada nieco mniej łaskawa niż w Egipcie, ale jeszcze w październiku i listopadzie bywa ciepło i słonecznie. Atutem jest też niewysoka cena (oferta na koniec listopada: hotel 5*, śniadania i obiadokolacje, 1499 zł). Tyle, że po ostatnich krwawych zamachach ruch turystyczny uległ załamaniu. Tunezja pracuje nad odwróceniem tego trendu. Właśnie gości grupę przedstawicieli Polskiej Izby Turystyki. Liczy na to, że Polacy wrócą na piaszczyste plaże tamtejszych kurortów. Zadecyduje sytuacja polityczna. Potrzebny jest spokój i poczucie bezpieczeństwa. Zobacz też: Tunezja. Turystyka po zamachu.

Maroko. Teoretycznie, o tej porze roku możemy liczyć tu na lepszą pogodą niż w Tunezji. Na przełomie października i listopada nawet powyżej 25 stopni, ale możliwe są deszcze. Byłem kilka lat temu, w listopadzie właśnie. Ciągle padało. W Agadirze było jeszcze ciepło, ale już w Casablance i Rabacie zastaliśmy typowo jesienną pogodę. Ceny na najbliższy miesiąc – od 1600 zł za śniadania i obiadokolacje w hotelu 3*.

Wyspy Kanaryjskie

Pamiętam czasy sprzed kilkunastu lat. Klienci wchodzili do biura pytając o Kanary, a wychodzili z wycieczką do Egiptu. Wtedy było jeszcze za drogo, zresztą jak i w innych regionach Hiszpanii. Dziś jest inaczej. Turyści, którzy kiedyś w listopadzie wypoczywali w Hurghadzie, dziś wybierają Fuerteventurę, Gran Canarię czy Teneryfę. Co prawda upałów w listopadzie tam nie ma, jest zimniej niż w Egipcie i może padać deszcz, ale za to hotele i jakość obsługi dużo lepsza. Teneryfa na grudzień: 3*, śniadania i obiadokolacje, od 1800 zł.

Tak na marginesie, popularna zrobiła się też portugalska Madera. Wybierają ją ludzie, którym nie zależy na wysokiej temperaturze i gwarancji słońca. Zwana „krainą wiecznej wiosny” oferuje 20 stopni i sporą dawkę deszczu. Droga w porównaniu z innymi kierunkami, 3* ze śniadaniami na listopad – od 2 tys. zł za osobę.

Egzotyka i polskie klimaty

Lekarstwem na listopadową smutę nie musi być tylko i wyłącznie wypoczynek na plaży. O który zresztą, jak widać na podstawie przedstawionego wyżej zestawienia, wcale nie jest łatwo. Na południu Europy już zbyt zimno, a Afryka straciła na atrakcyjności.

Ta pora roku jest idealnym momentem na egzotyczne wycieczki objazdowe. Akurat mamy sezon na takie kierunki, jak Indie, Etiopia czy Iran. Przez lata było tak, że w listopadzie wyjeżdżałem z wycieczkami w tamte regiony. Wielu klientów wybiera właśnie ten termin. Każdego roku planują jakąś ciekawą egzotykę.

Etiopia, wodospady Nilu Błekitnego

Etiopia, wodospady Nilu Błękitnego

A turystyka w Polsce? Wbrew pozorom, to może być dobry czas na pobyt w Białowieży, na Mazurach lub nad naszym morzem. Można liczyć na promocje w hotelach i wiele atrakcji równoważących niedogodności pogodowe. Na Podlasiu z utęsknieniem czekamy aż się ochłodzi i będzie można zacząć sezon zimowych kąpieli. Morsowanie robi się modne. Polecam wszystkim, którzy nie lubią chłodu. Rewelacyjnie zmienia nastawienie i zaprzyjaźnia z warunkami atmosferycznymi. Polecam też ruską banię, czyli tradycyjną saunę, z której wyskakuje się wprost na śnieg lub do lodowatej rzeki. Rozgrzać się można też słynnym duchem puszczy.

A na koniec coś bardziej osobistego. Czekam na jesień. To nic, że deszcz, że szaro i zimno. Plus taki, że jesienią mogę trochę odpocząć. Od kwietnia do października mam bardzo intensywny sezon i rzadko bywam w domu. Turystyczna popularność kierunków, w których specjalizuje się nasze biuro (m.in. Gruzja, Armenia i Mołdawia) wiąże moją uwagę na całe turystyczne lato. Od listopada robi się nieco luźniej, z racji nawału obowiązków nie jeżdżę już do Indii i Etiopii, w tym miesiącu robię sobie wolne od wyjazdów. Od podróży, choćby nie wiem jak atrakcyjnych, też trzeba odpocząć. Mam wtedy więcej czasu na pracę biurową oraz planowanie przyszłorocznych wypraw. I na zajmowanie się blogiem. Wszystkim życzę miłej jesieni!

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén