Właściwie, to to już zapomniałem, że taką nazwę ów region nosi. W wakacyjnym języku funkcjonuje raczej jako „nad polskim morzem”, względnie „nad Bałtykiem”. O właściwej terminologii przypomniał mi przewodnik Pascala, o takim właśnie tytule. W przewodniku tym wykorzystano ładne rysunki Surena Vardaninana, mieszkającego w Polsce ormiańskiego ilustratora, znanego głównie z książek dla dzieci. Dlaczego piszę o rysunkach? Bo uważam, że w publikacjach dotyczących podróży jest ich za mało. Chętnie widziałbym więcej form plastycznych, czuję przesyt oczywistymi fotografiami, które również za przyczyną mediów społecznościowych, atakują nas z każdej strony. Z nieznanego mi powodu, jeśli ktoś gdzieś się wybierze, to od razu uznaje za konieczne pochwalenie się zdjęciem zrobionym za pomocą smartfona. W ten sposób powstają mało oryginalne kadry i sztampowe selfie. Obrazy i rysunki mogłyby być miłą odmianą. Pisałem o tym m.in. w artykule: Malownicze Podlasie.
Znajomi użyczyli nam apartamentu w Pucku (Celino i Pawle – dziękuję!). Od drzwi salonu do morskiego brzegu mamy mniej niż sto metrów, warunki idealne! Z okien widok na Półwysep Helski, na wprost słynne Chałupy. Siedzimy tu i odreagowujemy po dwóch miesiącach izolacji. Granice zamknięte, wycieczki odwołane, uwierzyliśmy w wartość akcji #zostanwdomu, więc tak właśnie spędziliśmy czas od połowy marca. Dziś jeden z wiceministrów Aktywów Państwowych raczył powiedzieć, że granice może zostaną otwarte 15 czerwca. Może tak, może nie, niestety ciągle ta sama niepewność i chaos informacyjny, więcej o tym w: Ministerstwo (nie)turystyki.
Odreagowujemy więc obserwując Zatokę Pucką zwaną Małym Morzem, jemy świeżutkie ryby z powszechnie znanej tu i polecanej wędzarni Rafa z Władysławowa. Z zawodowego obowiązku przyglądam się też miejscowej turystyce. Jest koniec maja, pogoda do zwiedzania akurat, tymczasem w kurortach pustawo. W sobotę i niedzielę było trochę ludzi na Półwyspie Helskim, głównie miłośnicy deski z żaglem, ale od poniedziałku już słabo. Puck sprawia smutne wrażenie niemal wymarłego, jakby turystyki jeszcze nie wynaleziono. Niewesoło też w Jastrzębiej Górze, na deptaku pojedyncze osoby. Klimat marazmu. O tej porze roku bez turystów z Niemiec i Skandynawii, bez grup zorganizowanych, w tym choćby wycieczek szkolnych, ruch jest dużo za mały. Dlatego też mijam zamknięte hotele i restauracje, a w tych otwartych tłoku nie ma.
Gdy mocniej wieje siedzę wygodnie na kanapie, kątem oka obserwuję Bałtyk i kartkuję przewodnik. O regionie tym wiem mało, nawet części tego, co na przykład o Gruzji, Mołdawii czy Armenii. Z chęcią posłuchałbym miejscowego przewodnika, ale nie można, nadal obowiązuje zakaz organizowania wycieczek (na tej samej zasadzie zabrania się demonstracji). Zostaje więc książka. W pierwszej kolejności wyłapuję ciekawostki. A to, że Szwedzi rozpoczynając coś, co przeszło do historii, jako potop, wylądowali właśnie w okolicach Jastrzębiej Góry i, że jest to najdalej na północ wysunięty skrawek Polski. Chwilę później wpada mi w oko informacja, że w Chałupach odbyła się ostatnia na ziemiach polskich kaźń domniemanej czarownicy – miało to miejsce w 1836 roku! Przyswajam sobie określenie „najdłuższy w Polsce ciąg gastronomiczny-usługowy” jakim opatrzono Półwysep Helski. Przyda się, użyję go pewnie w niejednej wypowiedzi. Pojechaliśmy sprawdzić, rzeczywiście, trzydzieści kilka kilometrów mierzei, to tak naprawdę jeden wielki turystyczny resort, w którym z grubsza symbolicznie można tylko wyodrębnić kolejne miejscowości: Chałupy, Jastarnię, Juratę i Hel. Składa się z restauracji, barów, kwater, pensjonatów, przyczep kempingowych i hoteli. Latem dojdą do tego jeszcze niezliczone stragany.
Tak na marginesie, kilka dni temu portal European Best Destinations uznał okolice Helu za jedną z najbezpieczniejszych plaż w Europie! Zadecydowała między innymi struktura miejsc noclegowych – chodzi o to, że w dobie koronawirusa za bezpieczniejsze uważa się noclegi w obiektach kameralnych, a mniej pożądane są duże hotele. Ponadto wzięto pod uwagę fakt, że w Polsce do tej pory niewiele było zakażeń oraz, że ilość łóżek szpitalnych w przeliczeniu na mieszkańców jest większa, niż w wielu innych europejskich krajach. Pierwsze miejsce zajęła plaża w Grecji, drugie w Portugalii. Półwysep Helski uplasował się na trzeciej pozycji. W pierwszej dziesiątce znalazła się także łotewska Jurmala oraz litewska Nida. Generalnie, Bałtyk ma dobrą prasę.
Sporo tu zabytkowej architektury, wiadomo, jest to region z długą historią miast, portów i zamków. Dobre miejsce do odbycia niejednej lekcji historii, ot, choćby w Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu.
Nie czekajcie na upał, tłumy i korki na tutejszych drogach (kto był tu w wakacje, ten wie). Przyjedźcie poza sezonem, co gorąco polecam!
Według danych GUS-u w kwietniu tego roku w całej Polsce spadek ilości noclegów wyniósł aż 97 proc. w stosunku do kwietnia roku poprzedniego! Maj w statystykach też wyjdzie słabo. Może czerwiec trochę nadrobi, zaraz długi weekend, więc turyści powinni się pojawić, ale oczywiście tych kilka dni nie zrównoważy wcześniejszych strat. Kluczowe będzie przedłużenie sezonu i zapełnienie miejscowości wypoczynkowych we wrześniu i październiku.
A na zakończenie, nie mogłem się oprzeć, to zdjęcie który dziś cieszy się dużym powodzeniem wśród osób związanych z turystyką. Ci, którzy pamiętają lata 80. XX wieku od razu rozpoznają kadr z filmu Arabela. Młodsi wpiszą w wyszukiwarkę i też dowiedzą się, co mam na myśli zestawiając ten obraz z polityką rządu wobec naszej branży.
Korzystałem z przewodnika „Pomorze Wschodnie i Bornholm”, Pascal 2002.