Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: turystyka (Strona 2 z 5)

Wielka majówka

Temat to pewny. Tak samo jak fakt, że w kalendarzu jest dzień pierwszego i trzeciego maja. Zatem długi weekend. Jak go spędzić i dokąd pojechać? Każdego roku, w drugiej połowie kwietnia pojawiają się artykuły w gazetach i na portalach internetowych. Trochę zdjęć i krótkich opisów. Plus garść pobieżnych rad.

Albania. Berat zwany miastem tysiąca okien

Wysyp pomysłów. Najciekawsze, najdalsze lub najbliższe kierunki. Najtańsze albo najbardziej luksusowe. Coś jak konkurs, w którym wygrywa autor szczególnie oryginalnej propozycji. Z dużym wyprzedzeniem można prognozować tytuły artykułów. Obowiązkowo pojawi się coś w stylu: „Dziesięć pomysłów na weekend majowy”. Będą też bardziej szczegółowe, np. „Europejskie stolice na majówkę”. A dla patriotów: „Długi weekend w Polsce”. Ważne jest jeszcze to, żeby przez przypadek nie sięgnąć po motyw zgrany w zeszłym roku. Jednym słowem, robi się coraz trudniej. A weekend majowy jest i tą swoją obecnością domaga się reakcji. Takiego tematu nie można pominąć. Coś trzeba napisać.

Gruzja, Swanetia

Gruzja, Swanetia

Presji poddane są nie tylko redakcje, dziennikarze i blogerzy. Ciężar kilku dni wolnych od pracy czuć muszą również wszyscy czytający. Trzeba być mocno asertywnym, żeby postawić na swoim i zostać w domu.

Podróżnicy zapewne już dawno zaplanowali swoje wyprawy, kupili bilety i zarezerwowali noclegi. Z ich punktu widzenia publikowanie takich artykułów tuż przed weekendem nie ma sensu. Za późno. Szczególnie te dalsze wyjazdy projektuje się z dużym wyprzedzeniem. W dużym stopniu ze względu na bilety lotnicze, które, co do zasady, im wcześniej kupujemy, tym są tańsze.

Uzbekistan, świetny kierunek na majówkę

Mój weekend majowy też już jest od dawna ustalony. W tym przypadku to oczywiście praca. Lecę z grupą do Gruzji. W zeszłym roku o tej porze byłem w Armenii. Sezon na Kaukazie zaczynamy właśnie z końcem kwietnia. Potrwa przynajmniej do połowy października.

Majówki cieszą się dużym powodzeniem turystów. Grupy szybko się zapełniają. Korzysta z tego kto może. Przewoźnicy i hotele. Organizując wycieczkę w tym terminie nie możemy liczyć na zniżki. Bilety lotnicze są drogie, a co więcej, trzeba rezerwować je z naprawdę dużym wyprzedzeniem.

Jeśli chodzi o pogodę, to na majówkę dobra będzie również Jordania

Bywa, że kalendarz nie jest zbyt przychylny, dni wolnych wypada mało i początek maja niewiele różni się od przeciętnego weekendu. Nic to. Magia daty i tak zadziała. Tak, jakby wszyscy umówili się na ten właśnie termin. Może realizuje się tu sezonowość wdrukowana w geny człowieka naszej szerokości geograficznej? Zima jest bardziej do spania niż do działania. Zaleganie na zapiecku, to jest czynność właściwa tej porze roku. Czekamy na dłuższy dzień, na gęsi i żurawie, które dadzą znak, że można ruszać w drogę. Zazielenienie trawy jest sygnałem dla koczownika. Powinien pakować sakwy. Tak było od zawsze. Tak zostaliśmy zaprogramowani. Ale świat się nagle zmienił i nasza życiowa aktywność wypadła z rytmu pór roku. Wiosną nie wychodzimy już w pole, żeby orać, siać i walczyć o byt. Zimowy letarg, w który zapadliśmy w okolicach grudnia przerywamy więc w inny sposób – ruszając na wycieczkę.

Liban, Bejrut

PS. W historii tego bloga największą popularnością cieszył się artykuł o majówce na Litwie.

Na głównym zdjęciu u góry: świątynia Artemidy w Dżarasz, Jordania.

Dziesięć powodów, dla których warto pojechać do Armenii

Bywam tam często, przynajmniej kilka razy w roku. Armenia jest jednym z moich ulubionych kierunków. Artykuły na ten temat pojawiały się już na blogu (więcej pod tagiem Armenia). Niniejszym tekstem chciałbym zwrócić uwagę turystów na ten piękny kraj. W tym roku LOT wznowił bezpośrednie połączenia do Erywania. Jeśli szukacie pomysłu na wycieczkę, weźcie pod uwagę Armenię!

Średniowieczny klasztor Norawank, jeden z wielu zabytków Armenii

Bliska egzotyka

Lot z Warszawy trwa tylko 3,5 godziny. Polacy nie potrzebują wiz i nie muszą spełniać żadnych formalności, wystarczy paszport. A kraj jest piękny i wyjątkowy. Niezbyt często zdarza się takie połączenie. Zazwyczaj miejsca egzotyczne i interesujące są bardziej oddalone i trudniej dostępne. W tym przypadku jest inaczej i już chociażby z tego powodu warto wybrać się do Armenii.

Góry

Aż 40 proc. powierzchni kraju znajduje się na wysokości powyżej 2 tys. m n.p.m.! Armenia to piękne górskie krajobrazy. I do tego bardzo zróżnicowane. Na przykład, w okolicach miejscowości Dilidżan, zwanej armeńską Szwajcarią, oglądamy stoki porośnięte pięknymi lasami, a po 10 minutach, kiedy przejedziemy tunelem na drugą stronę góry, otwiera się przed nami widok na łąki wokół jeziora Sawen. To typowe dla Armenii, gdzie towarzyszą nam szybko zmieniające się krajobrazy. Co jeden to ładniejszy.

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Wystarczyłyby już same widoki z okien autokaru, bo przecież przekraczamy przełęcze leżące na wysokości większej niż szczyty naszych Tatr! Ale przecież to dopiero początek. Zatrzymujemy się w najbardziej malowniczych miejscach. Arcydzieła zabytkowej architektury położone są wśród wyjątkowych krajobrazów. Wystarczy wymienić klasztor Chor Wirap z widokiem na górę Ararat, Norawank wznoszący się wśród cudownie czerwieniejących skał oraz Tatew, do którego dostajemy się kolejką linową frunąc ponad 300 metrów nad dnem kanionu.

Góry stwarzają możliwość uprawiania turystyki aktywnej. Piesze wędrówki, rajdy konne, a zimą narty. Jest infrastruktura, są możliwości. Zobacz artykuł: Narty w Armenii.

LOT na szczęście znowu lata do Erywania

Rząd w Erywaniu nie promuje w Polsce swojego kraju tak, jak to robi chociażby sąsiednie Tbilisi. W efekcie tego Armenia wśród naszych turystów nie jest tak popularna, jak Gruzja. Trzeba jednak zaznaczyć, że wcale nie jest mniej atrakcyjna!

Zabytki

W Armenii byłem wiele razy, ale do dziś pamiętam swoją pierwszą wizytę. Z wykształcenia jestem historykiem, niby byłem przygotowany, ale i tak to, co zobaczyłem, zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Kamienne budowle sakralne z pierwszego tysiąclecia. Do dziś, niemal bez żadnych zmian, istnieją kościoły wzniesione w VII wieku! A zabytków z okresu średniowiecza jest wręcz zatrzęsienie. Trzeba dokonać mądrej selekcji, żeby wybrać te najciekawsze. Inaczej musielibyśmy krążyć po Armenii dobre trzy tygodnie.

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Co warto zobaczyć? Część wyśmienitych zabytków znajduje się blisko stołecznego Erywania i da się je odwiedzić w ciągu 2-3 dni. Są to: Eczmiadzyn z kościołami z VII wieku, skalny klasztor Geghard, pochodząca z I wieku rzymska świątynia w Garni i Chor Wirap, położony rewelacyjnie u stóp góry Ararat. Pozostałe obiekty znajdują się dalej i żeby do nich dotrzeć potrzeba więcej czasu. Koniecznie trzeba zobaczyć średniowieczny klasztor Norawank, przy okazji zatrzymując się w sąsiedniej wsi Areni, która słynie z wina (w jednej ze skalnych grot znaleziono tu pozostałości winiarni sprzed 6 tys. lat!). Kolejnym obowiązkowym punktem jest Tatew, monumentalny klasztor-twierdza, do którego docieramy najdłuższą na świecie jednosekcyjną kolejką linową (zobacz). Czymś absolutnie niezwykłym są takie obiekty jak Karahundż (Zorac Karer) zwane armeńskim Stonehunge oraz Zwartnoc – największe skupisko chaczkarów. Do miejsc obowiązkowych należy włączyć też zespół architektoniczny Sewanawank, pięknie ulokowany na skarpie nad jeziorem Sewan. Wycieczka obejmująca wszystkie te obiekty zajmie około 7 dni.

Świątynia w Garni, I wiek n.e.

Historia

Wystarczą dwa dobre muzea i kilka zabytków, żeby nabrać dużego szacunku do historycznego dziedzictwa regionu. Szybko zdajemy sobie sprawę z faktu, że Południowy Kaukaz jest jedną z kolebek cywilizacji. Tu człowiek opanowywał sztukę wytapiania metali, udomowił zboża i niektóre gatunki zwierząt. Stąd pochodzi umiejętność wytwarzania wina. Tradycje winiarskie sięgające 8 tys. lat i żaden region świata pod tym względem nie może konkurować z obszarem dzisiejszej Gruzji i Armenii.

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

To obszar o niezwykle bogatej historii, licząc od czasów głębokiej starożytności, po epokę współczesną. Przewodnik wycieczki ma duże pole do popisu. Musi opanować rozległą wiedzę, ale w zamian będzie mógł zaskakiwać turystów coraz to ciekawszymi opowieściami.

Najstarszy chrześcijański kraj

Król Armenii, Tiridates III, na samym początku IV wieku uczynił chrześcijaństwo religią państwową. W ten sposób Armenia stała się pierwszym tego typu krajem na świecie. Fakt ten jest powodem wielkiej dumy Ormian. Chrześcijaństwo mimo niesprzyjających okoliczności i powtarzających się przez stulecia krwawych najazdów perskich, arabskich, mongolskich i tureckich, przetrwało tam do dziś i jest jednym z podstawowych składników świadomości narodowej Ormian.

Widok na jezioro Sewan z okna hotelowego pokoju

Bogactwem kraju są zabytkowe budowle sakralne, kościoły i klasztory. Kamienne, o specyficznej architekturze, zaświadczają o przebogatej historii tych ziem. Najstarsze, które do dziś przetrwały w niezmienionej postaci, pochodzą z VII wieku. Stoją jak gdyby czas dla nich nie istniał. Są czynne, odprawia się w nich msze. To trzeba zobaczyć!

Ze względu na ten fakt Armenia cieszy się powodzeniem również wśród polskich grup pielgrzymkowych oraz wszystkich osób zainteresowanych historią chrześcijaństwa. Zobacz artykuł: Pielgrzymki do Gruzji i Armenii.

Turyści fotografujący Ararat

Turyści fotografujący górę Ararat

Znajomość świata

Wartością dodaną wycieczki na Południowy Kaukaz jest otwarcie nowej perspektywy. Porównać to można do odkrycia nowego lądu. Bo Armenia nie jest czymś tak turystycznie oczywistym, jak Grecja, Egipt, Meksyk albo Indie. Przez dziesięciolecia znajdowała się poza ofertą biur podróży. Kraj funkcjonował sobie gdzieś tam, bardzo daleko, poza naszą percepcją. Tak patrzymy na Armenię zanim tam nie pojedziemy. Wycieczka wszystko zmienia. Jak po dopłynięciu do nowego kontynentu, z istnieniu którego do tej pory nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę.

Południowy Kaukaz jest jak kontynent. Tak bardzo bogaty w znaczenia, historię i opowieści. I tak bardzo ważny! Również dziś, w polityce światowej. Rozszyfrowywanie zawiłości, które determinują stosunki w regionie jest zajęciem pasjonującym. Znajomość relacji w gronie takich państw jak Armenia, Rosja, Iran, Turcja, Azerbejdżan i Gruzja, poszerzone o wiedzę na temat interesów USA, Izraela, a nawet Polski, może pomóc w zrozumieniu niejednego procesu politycznego ostatnich lat.

Przyroda

W tym niewielkim kraju (dziewięć razy mniejszym od Polski) występuje aż pięć stref klimatyczno-roślinnych i olbrzymia różnorodność świata roślin. Mamy przekrój od terenów półpustynnych po obszary subalpejskie.

Nad jeziorem Sewan

Nad jeziorem Sewan

Jeden z najwyższych wskaźników bioróżnorodności na świecie. Na 1 km kwadratowy przypada aż 100 gatunków! Na tak niewielkim obszarze występuje aż sto gatunków roślin endemicznych. Niektóre z nich są naprawdę rzadkie, jak chociażby odkryty i opisany przez polskiego botanika, dzwonek Massalskiego.

Armenia składa się obszarów leżących na różnych wysokościach. Kiedy na terenach położonych niżej wiosna już dawno minęła, to w wyższych partiach łąki dopiero zaczynają kwitnąć. Przyjedźcie do Armenii o dowolnej porze, od kwietnia do października, a zawsze zobaczycie coś pięknego.

Bogactwo ormiańskich smaków

Kuchnia

W ciągu ostatnich lat wśród turystów z Polski furorę zrobiła kuchnia gruzińska. To o niej pisze się artykuły i opowiada w telewizji. Ormiańska nie jest tak popularna nie dlatego, że w czymś ustępuje gruzińskiej. Raczej ze względu na to, że nie wybuchła jeszcze moda na Armenię. Jeszcze nasi celebryci tam nie pojechali, nie napisali książek i nie nagrali piosenek. Wszystko przed nami.

Podobnie jak w Gruzji zaletą tutejszej kuchni jest ekologia. Nie dotarły tu jeszcze sztuczne owoce i warzywa. Naturalne jest mięso, sery i mąka na tradycyjny ormiański chleb lawasz. Kolejną zaletą jest fakt, że wszystko przygotowywane jest na bieżąco. Nie ma tu półproduktów, potraw w proszku i mrożonek.

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

A czego warto spróbować? Specjalnością Ormian są wszelkiego rodzaju marynaty i kiszonki. Zima jest tu długa i surowa, dlatego ludzie nauczyli się zabezpieczać płody ziemi na cały jej okres. Marynuje się tu niemal wszystko, nawet grzebienie kogutów (do kupienia na targu w Erywaniu)!

Pyszne mają tu sery, w wielu odmianach, również owcze i słone.  Dużo je się warzyw ze szczególnym upodobaniem do zieleniny, ale są też szaszłyki i kebaby. Jeśli ktoś nie jadł ormiańskiego kebaba, nie wie jak ten powinien smakować.

Region Areni, centrum ormiańskiego winiarstwa

Wino i inne trunki

W Armenii, podobnie jak w Gruzji, wytwarza się wina. Na pewno warto odwiedzić miejscowość Areni, w której sztuka ta kwitnie od 6 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie może pochwalić się takimi tradycjami. Co prawda najstarsze ślady tego trunku w postaci soli kwasu winowego znaleziono na terenie dzisiejszej Gruzji (7 tys. lat!), ale to Armenii przypada pierwszeństwo jeśli chodzi infrastrukturę do wytwarzania wina. Co ciekawe, we wsi trunek robi się do dziś, i to w dodatku, z tego samego szczepu!

Największą dumą Armenii są mocniejsze alkohole. W pierwszej kolejności chodzi o koniak, z powodów formalnych zwany „brandy”. Wielkim jego miłośnikiem był Winston Churchill. Stalin wysyłam do Londynu całe skrzynki przedniego trunku. Będąc w Erywaniu warto odwiedzić słynną wytwórnię Ararat.

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Tradycja

Ormianie są dumnym narodem. Mają świadomość kilku tysięcy lat historii. Tworzą kulturę mocno ukorzenioną. Nie zatracili jej mimo tego, że aż przez sześć stuleci nie posiadali państwa! Przechowali ją przez trudne lata Związku Radzieckiego. Dziś, odwiedzając Armenię, ze zdumieniem możemy stwierdzić, że mimo nowoczesności i szybko zmieniającego się świata, tradycja jest tu czymś żywym i powszechnie obecnym. Przekona się o tym każdy turysta, a wystarczy zaledwie tygodniowy pobyt. Co najciekawszego? Wymieńmy rzeczy oczywiste.

Lawasz, czyli chleb w formie cienkiego jak papier placka. Wyrabiany jest z mąki pszennej, wody i soli. Wypieka się go tak, jak przed setkami lat, przylepiając do wewnętrznych ścian pieca zwanego tondirem. Stanowi dodatek do każdego posiłku. Nie ma ormiańskiego domu bez lawaszu. W 2014 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Duduk, prosty flet, pasterska fujarka, która dzięki Ormianom weszła na salony. Jego ciepłe, nosowe brzmienie jest podstawą tutejszej muzyki. Tym, kim dla Polaków jest Chopin, dla Ormian jest Komitas, muzykolog i kompozytor, twórca klasycznych dzieł na duduka. Najsłynniejszy współczesny artysta to Dżiwan Gasparian, którego muzykę usłyszymy w takich filmach, jak „Gladiator” i „Ostatnie kuszeniu Chrystusa”.

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zakończenie

Kto zwiedzi Armenię, nie będzie żałował. Przy okazji wzbogaci się o wiedzę na temat fascynującego regionu. Warto zaznaczyć, że Armenia mocno różni się od Gruzji! To zupełnie inny kraj, z odmienną kuchnią, muzyką, trunkami i obyczajami. Nawet góry są tu inne. Gorąco polecam!

Program wycieczki do Armenii.

Ranking najmniej popularnych krajów

Dokąd warto pojechać? Jaki kraj wybrać i gdzie spędzić urlop? Zbliżający się początek roku sprzyja układaniu planów, również tych wakacyjnych.

Wiele osób kieruje się modą i stawia na kierunki cieszące się największą popularnością. Znaczenie mają publikowane rankingi najchętniej odwiedzanych miejsc oraz prognozy na nadchodzący rok. Jeśli chodzi o te ostatnie, to ich wielkim mankamentem jest fakt, że najczęściej są tłumaczeniami zagranicznych doniesień. Jeśli taki ranking powstał w USA lub Wielkiej Brytanii, to oczywiście nijak się ma do polskich warunków. Nasi turyści dysponują zupełnie innym portfelem i możliwościami. Różnimy się też preferencjami. Zatem jeśli na jakimś portalu widzicie wielki tytuł o treści „Najlepsze kierunki podróży w 2016 roku”, to podejdźcie do tematu z dystansem. Bo może się okazać, że na czołowych miejscach znajdziecie Botswanę, Filipiny i Urugwaj. Po takiej lekturze nic, tylko jechać!

Gościnna Mołdawia

Gościnna Mołdawia

Modę nakręca też kino i telewizja. Pamiętam szał związany z filmem Vicky Cristina Barcelona. Całkiem udana reklamówka nakręcona przez Woody’ego Allena zaowocowała zwiększoną ilością zapytań również w polskich biurach podróży. Głównie panie pytały o wakacje w Barcelonie.

Cóż, akurat w tym przypadku turystyka nie różni się od innych dziedzin gospodarki. Jak powszechnie wiadomo reklama jest dźwigną handlu. Dobry przykład stanowi Gruzja, która odniosła imponujący sukces. W krótkim okresie nastąpił duży wzrost popularności kraju wśród zagranicznych turystów. Zmienił się też jego wizerunek. Co interesujące osiągnięto to niewielkimi nakładami finansowymi.

Są kraje rzadko odwiedzane tylko ze względu na brak reklamy. Jeździ tam mało turystów, bo mało kto wie, że warto. Czasami dzieje się tak również ze względu na nie najlepszy wizerunek. To nic, że już od wielu lat obraz ten nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i że kraj zdążył się mocno zmienić.

Popatrzcie przychylniej na takie właśnie miejsca. Niejedno z z nich jest bardzo wdzięcznym celem wycieczki. Świadomie wybieram takie właśnie kierunki. Stały się również specjalnością naszego biura. Są to m.in. Armenia, Mołdawia, Białoruś i kraje bałkańskie.

Z uwagą przyjrzałem się wyjątkowemu rankingowi. Przedstawia on najrzadziej odwiedzane kraje Europy. Zestawienie takie opracowała Światowa Organizacja Turystyki Narodów Zjednoczonych (UNWTO). Pierwsze dwa miejsca zajmują i Liechtenstein i San Marino. To akurat nic zaskakującego, ponieważ są to bardzo małe państwa, nawet bez własnych lotnisk. Ale na trzecim miejscu jest Mołdawia, którą w 2014 roku odwiedziło tylko 94 tys. osób. To mało, zważywszy na duży potencjał kraju. Mołdawia ma wiele turystycznych atrakcji, część z nich to światowa czołówka, jak chociażby największe piwnice winne w Milestii Mici i w Cricovej! Tyle, że mało kto o nich wie. I to jest problem tamtejszej turystyki. Jeżdżę do Mołdawii od kilku lat. Jest ciekawie, przyjemnie i bezpiecznie. Dodatkową atrakcję stanowi obszar autonomicznej Gagauzji i separatystyczne Naddniestrze, funkcjonujące na zasadzie parapaństwa. Kierunek ten mogę polecić zarówno turystom indywidualnym, jak i grupom. Świetnie nadaje się na zorganizowanie wyjazdu firmowego czy hucznej imprezy (dobra kuchnia i wino). Ze względu na to ostatnie jest świetnym miejscem dla enoturystyki.

Białoruś. Zamek w Mirze

Białoruś. Zamek w Mirze

Na czwartym miejscu rankingu znalazła się Białoruś, z liczbą 137 tys. turystów w 2014 roku. Kraj jest duży, ze sporym potencjałem i ustabilizowaną sytuacją. Ze względu na polskie kresy, Mickiewicza i Orzeszkową, powinna przyciągać wiele wycieczek przede wszystkim z naszego kraju. Dlaczego zatem tak mało osób ją odwiedza? Decyduje negatywny wizerunek. Turyści boją się Białorusi. Jeśli obawy mają Polacy, to co dopiero Francuzi czy Hiszpanie. Na Białorusi byłem wielokrotnie. Z racji położenia Białegostoku specjalizujemy się w tym kierunku organizując sporo wycieczek. Jak tam jest? Bezpiecznie i gościnnie. Wyolbrzymione są opinie na temat tamtejszej biurokracji i utrudnień wizowych. Śmiało można jeździć! Polecam artykuły z tego bloga, np. Wycieczka do Grodna.

W pierwszej dziesiątce znalazły się też Bośnia i Hercegowina (536 tys. odwiedzin) oraz Serbia (1 mln turystów). O potencjale Bałkanów pisałem w poprzednim artykule (Biura podróży stawiają na Bałkany). Na pewno warto spojrzeć bardziej życzliwym okiem na ten region. I to nie tylko na bardzo popularną Chorwację czy modną Czarnogórę. Duży potencjał ma chociażby Albania.

Po co podążać za tłumem i jeździć tam, gdzie wszyscy?! Mniej się zobaczy, a liczyć można co najwyżej na utrudnienia. Właśnie coś takiego zaczyna się teraz na Kubie. Nagle pół świata chce tam pojechać. Podobną eksplozję zainteresowania mamy w przypadku Iranu. Wystarczyło, że europejskie telewizje podały, iż Iran otwiera się na turystów, by do biur podróży napłynęły pytania o wycieczki. W wyniku tego w Iranie ceny rosną i coraz trudniej o miejsca w samolotach. Co nie oznacza, że nie polecam Iranu. Wręcz przeciwnie! Turystycznie kraj jest bardzo atrakcyjny. Tylko nie liczcie już na to, że nie będzie tłumów. Zobacz: Iran. Relacja z wycieczki.

Tym bardziej warto pomyśleć o mniej popularnych krajach?! Póki jeszcze czas, zanim nie rozwinęła się tam turystyka masowa. Czekają na koneserów potrafiących docenić niepowtarzalne i pełne uroku klimaty.

Artykuł: Mołdawia nieznana.

Etiopia. Największe atrakcje

Listopad i grudzień to miesiące, który kojarzą się z Etiopią. Kilka lat z rzędu o tej porze roku jeździłem właśnie tam. Jesień to najlepszy moment. Skończyła się pora deszczowa i na drogach jest sucho, co w przypadku tego kraju ma olbrzymie znaczenie. Letnie i nieznośne upały już minęły, ale ciągle jest wystarczająco ciepło, żeby cieszyć się urokami Afryki. Poza tym wielu turystów właśnie późną jesienią chce uciec z Polski, najchętniej tam, gdzie świeci słońce, a tego akurat Etiopia ma pod dostatkiem.

Południowa Etiopia. Dziecko z plemienia Hamer

Południowa Etiopia. Dziecko z plemienia Hamer

Relacje z wyjazdów do Etiopii pojawiały się na tym blogu już wielokrotnie. Swego czasu założyłem też serwis poświęcony wyłącznie temu krajowi. Zainteresowani znajda tam sporo informacji o Etiopii.

Ludność tego kraju do niedawna niemal zupełnie odizolowana od reszty świata pozostała przy swoich tradycyjnych wierzeniach, zwyczajach i sposobach definiowania rzeczywistości. Kolejne reformy i innowacje wprowadzane w Europie do Etiopii już nie docierały. W ten sposób kalendarz rodem ze starożytnego Egiptu przetrwał tu do dziś. Nowy rok zaczyna się we wrześniu i liczy sobie aż 13 miesięcy! Datacja młodsza jest o 7 lub 8 lat – to zależy od tego, który miesiąc bierzemy pod uwagę. Byłem w Addis Abebie kiedy świętowano rok 2000. W Polsce był wtedy już rok 2008.

Etiopia zachwyca. To jeden z najciekawszych krajów świata. Składa się z dwóch całkowicie różnych części. Północ i południe są jak dwa osobne byty.

Na północy mamy relikty starożytnej cywilizacji, z zupełnie niesamowitym fenomenem miejscowego chrześcijaństwa. Etiopia była trzecim krajem na świecie, które uczyniło je religią państwową (po Armenii i Gruzji). Przyciągają nas wykute w skale świątynie Lalibeli, z wszystkimi tajemnicami dotyczącymi ich powstania. Uwagę zwraca wyjątkowa architektura okrągłych kościołów oraz wykorzystywane w czasie mszy bębny i grzechotki (starożytne sistrum). Na północy dużą atrakcją są przepiękne góry Siemen i zamieszkujące je dżelady, wyjątkowe małpy, w których doszukujemy się bocznego odgałęzienia ewolucji człowieka. Każdy chce odwiedzić Aksum, miasto w którym zgodnie z wierzeniami Etiopczyków przechowywana jest Arka Przymierza. (Więcej na ten temat w artykule: Etiopia, niezwykły kraj Arki Przymierza). Jeśli mamy więcej czasu, to warto zobaczyć zamki w Gonderze oraz wodospad Tis Issat (Tys Ysat) na Nilu Błękitnym. Ale uwaga! Jesienią i zimą wody jest mniej i wodospad nie robi piorunującego wrażenia. Wiele wycieczek ma też w programie jezioro Tana. Atrakcją mają być klasztory znajdujące się na tutejszych wyspach. Byłem tam kilka razy. Szczerze powiedziawszy nie wyróżniają się niczym szczególnym. Podobne obiekty można zobaczyć i w innych miejscach.

Wodospad Tis Issat

Wodospad Tis Issat

Południe Etiopii przenosi nas w czasie. Cofamy się o tysiące lat. Region ten jest absolutnym cywilizacyjnym fenomenem. Zwany jest skansenem pierwotnych plemion. Trafimy tu na fantastyczną mozaikę kultur.

Największe wrażenie wywiera plemię Mursi. Wszyscy turyści chcą odwiedzić jedną z ich wsi. Zdjęcia tutejszych kobiet znane są na całym świecie. Wszystko dzięki glinianym krążkom zdobiącym ich usta. Dziewczynie, która wchodzi w wiek dorosły nacina się dolną wargę, w którą następnie wkładany jest krążek. Stopniowo zmienia się je na coraz większe. Najbardziej okazałe mają średnicę ok. 30 cm. Im większy krążek, tym bardziej atrakcyjna kobieta. Nie znamy rzeczywistych powodów tak przedziwnego obyczaju. Są różne teorie, wśród nich i taka, że krążki miały znaczenie magiczne – zabezpieczały kobiety przed wniknięciem w ich ciała złych duchów. Część badaczy jest zdania, że mógł się on narodzić jako zabezpieczenie przed łowcami niewolników. Dziewczęta z plemienia Mursi celowo oszpecały się, żeby uniknąć losu innych etiopskich kobiet, które ze względu na wyjątkową urodę porywane były do haremów. W ten sposób to, co kiedyś mogło szpecić, dziś stało się kanonem piękna.

Kobieta z plemienia Mursi

Kobieta z plemienia Mursi

Niezwykły obyczaj obserwujemy też wśród Hamerów. Plemię to znane jest z rytuału skoków przez byki. Co roku, od października do stycznia, w każdej wsi odbywają się najważniejsze dla nich święta. Skoki maja charakter inicjacji wprowadzającej chłopca w świat dorosłych. Właściwy rytuał poprzedzają huczne przygotowania, które gromadzą wielu gości; są uczty i tańce. Zaczyna się od biczowania. Mężczyźni, którzy przeszli już inicjację, długimi rózgami, uderzają w gołe plecy kobiet. Krew płynie, wygląda to okropnie, ale dla tych ludzi nie ma w tym nic strasznego. Bliskie mężczyźnie kobiety, w ten sposób wyrażają podziw dla jego odwagi i zręczności okazanej w trakcie skoków. Cóż cenniejszego mogą ofiarować niż swoją krew? Efekt tych zabiegów widać na ciele. Plecy kobiet pokryte są zgrubiałymi bliznami. Po biczowaniu zaczynają się ostateczne przygotowania do skoków. Mężczyźni ustawiają byki w rzędzie, jeden obok drugiego. Tworzą w ten sposób pomost złożony z bydlęcych grzbietów. Zadaniem inicjowanego młodzieńca, który w trakcie tych uroczystości jest zupełnie nagi, jest wskoczyć na grzbiet pierwszego w rzędzie byka, przebiec po wszystkich i zeskoczyć po drugiej stronie. Trasę należy pokonać trzykrotnie w każdą stronę. Jeśli się uda wszyscy wiwatują, gratuluję i rzeczywiście cieszą się razem z najbliższą rodziną. Teraz już można udać się do wsi na ucztę.

Więcej o tym fenomenie w artykule: Etiopia. Plemiona południa.

Specjalnością Etiopii jest kawa. Nigdzie nie piłem tak wyśmienitego espresso, jak w Addis Abebie. Na północy kraju kawa rośnie tak, jak u nas pokrzywa. W każdym miejscu, gdzie tylko się jej na to pozwoli. Roślina ta stąd właśnie pochodzi i tutejszy klimat najbardziej jej odpowiada. W etiopskiej tradycji kawa zajmuje wyjątkowe miejsce. Obowiązkowo weźcie udział w ceremonii jej przygotowania. Cały proces ma świąteczną otoczkę. Trawą dekoruje się podłogę i zapala kadzidło. Najpierw obserwujemy mycie ziaren, później ich palenie, tłuczenie w drewnianym moździerzu i w końcu parzenie. Na koniec raczymy się wybornym trunkiem. W takim otoczeniu smakuje jeszcze lepiej.

Harer, karmienie hien

Harer, karmienie hien

Etiopskie kulinaria to osobny temat. Jest o czym opowiadać. Naczelne miejsce zajmuje indżera (yndżera, injera), czyli tutejszy chleb. Ma formę dużego placka, przypomina gruby naleśnik i jest lekko kwaśna. Jemy ją z dodatkami w postaci warzywnych sosów, kawałków mięsa i jajek. W etiopskim domu jest elementem każdego posiłku. Wypiekana jest ze sfermentowanego ciasta zrobionego z lokalnego zboża o nazwie teff (Eragrostis abyssinica). Nazwa polska to trawa abisyńska. Rzeczywiście, roślina ta bardziej przypomina trawę niż zboże. Wąskie, trawiaste łodyżki, a samo ziarno drobniutkie jak nasionka maku. Jest gatunkiem endemicznym, rośnie tylko w Etiopii i Sudanie.

Kwaskowaty placek nie smakuje zbyt rewelacyjnie. Trzeba się przyzwyczaić. Za to towarzyszące indżerze sosy są bardzo smaczne. Danie wygląda apetycznie. Pewną trudność stanowić może jedynie fakt, że jeść trzeba rękoma, bez żadnych sztućców. Koniecznie prawą dłonią (lewa służy do załatwiania potrzeb fizjologicznych) odrywamy kawałek placka, formujemy z niego coś w rodzaju łyżki i czymś takim łowimy gęsty sos, razem z kawałkami mięsa, warzyw i jajek.

Sprzedawcy kawy

Sprzedawcy kawy

Teff króluje w środkowej i północnej części kraju. Na południu uprawia się sorgo. Roślina ta wyglądem przypomina kukurydzę. Jej uprawę rozpoczęto około 5 tys. lat temu właśnie na terenie dzisiejszej Etiopii, a stąd rozprzestrzeniła się na resztę świata. Sorgo jest bardzo wydajne, a ponadto niezmiernie bogate w składniki odżywcze. Nie dziwi więc fakt, że na gorących, zagrożonych suszą terenach, sorgo żywi całe populacje. Na południu Etiopii, w wielu wsiach, głównym składnikiem diety są rozgotowane ziarna tego zboża. Z nich wytwarza się też piwo. Zalana wodą mąka z ziaren sorgo fermentuje kilka dni. Aby przyspieszyć proces dodaje się liście miejscowych roślin, które spełniają rolę naszego chmielu. W efekcie otrzymujemy coś w rodzaju rzadkiej kaszki o niewielkiej zawartości alkoholu. Najprostsze i najstarsze piwo na świecie. Podobne pili starożytni Egipcjanie. Nadal bardzo popularne wśród pierwotnych plemion południowej Etiopii. Widzieliśmy, dotykaliśmy i wąchaliśmy. Nie wystarczyło mi odwagi, żeby wypić.

Trunkiem bardziej zamożnych ludzi jest tedż, czyli miód pitny. Napój ma ładny żółty kolor. Warto spróbować. Jest smaczny i bezpieczny, ale pod warunkiem, że kupiony z pewnego źródła. Polecam raczej na północy Etiopii, gdzie łatwiej o tedż dobrej jakości. Na południu kraju dominują raczej bardzo tanie podróbki. Barwiony na żółto samogon. A propos tego ostatniego, to piłem tu najpodlejszy bimber świata. Zrobiony z czosnku. Efekt smakowy po prostu przerażający. Taki wynalazek znajdziemy we wsi Dorze, położonej niedaleko popularnego Arba Minch. Miejscowi słyną też z uprawy fałszywego bananowca, rośliny, która nie daje owoców, ale jest podstawą wyżywienia miejscowych. Je się rosnące pod ziemią bulwy, a ze sfermentowanego miąższu łodyg wypieka się kocio – grube placki o dziwnym smaku.

Turyści wśród dżelad

Turyści wśród dżelad

Oryginalnym napojem pasterzy jest mleko zmieszane z krwią. To bardzo odżywcza mieszanka. A w czasie, gdy mleka jest mniej, pije się czystą krew. Upuszcza się ją średnio raz na miesiąc, z tętnicy szyjnej. W ten sposób, nie zabijając cennych krów, w pełni korzysta się z ich dobrodziejstwa. Więcej na ten temat w artykule: Etiopia od kuchni.

Etiopia ma tak wiele turystycznych atrakcji, że nie sposób omówić je w jednym artykule. Zainteresowani tematem znajdą je w innych moich tekstach, również na tym blogu (zobacz tag: Etiopia). O niektórych, z braku miejsca, tylko pokrótce wspominam, inne omówione są dokładniej. Zapraszam do lektury.

Jesień w turystyce

Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć w telewizyjnej dyskusji na temat jesiennych wakacji. Motyw przewodni narzuca się sam. W Polsce brzydka pogoda, szaro, mokro i zimno, więc najlepiej uciec choćby na tydzień lub dwa. Tam, gdzie ciepło i słonecznie. Pytanie brzmi, gdzie i za ile?

Słońce i woda, sposób na udane wakacje

Słońce i woda, sposób na udane wakacje

Południowa Europa

Grecja, Włochy, Hiszpania i Portugalia, to dobry pomysł na wrzesień. Tłumów już nie ma, ceny niższe, a pogoda jeszcze bardzo przyjemna. W październiku może być już różnie, jak się trafi, raz słońce, raz deszcz. Miłośnicy ciepła i plaży raczej nie będą zadowoleni. Listopad odpada zupełnie. Tak samo na Bałkanach (Albania, Czarnogóra i Chorwacja) oraz basen Morza Czarnego (Bułgaria, Rumunia i Gruzja). W tej ostatniej byłem na początku października. W Batumi już po sezonie. Pusto, na plażach tylko spacerowicze. Pozamykały się nawet nadmorskie restauracje i bary.

Podobnie rzecz się ma z Turcją. Kraj ten cieszy się dużym powodzeniem, zyskał kosztem Egiptu i Tunezji, więc biura podróży wydłużają sezon do granic możliwości. Pod koniec października lecą ostatnie samoloty czarterowe, ale szału już nie ma. W kurortach nad Morzem Śródziemnym temperatura jeszcze powyżej 20 stopni, ale na najbliższe dni prognozy zapowiadają deszcz (Alanya i Bodrum). Do miana kierunku całorocznego pretenduje Cypr. W tej chwili jest tam 25 stopni, ale zimą już raczej około 15. Od stycznia do marca tego roku Itaka sprzedawała Cypr poniżej kosztów (last minute). Tygodniowy pobyt można było kupić za mniej niż tysiąc zł. Na listopad i grudzień wyspę tę znajdziemy w ofercie kilku biur podróży, ceny już od 1039 zł (hotel 2* bez wyżywienia).

Północna Afryka

Przez lata królem tej pory roku był Egipt. Zapewniał najlepszą relację ceny do atrakcji. Przysłowiowe pięć gwiazdek w all inclusive za 2 tys. złotych, a jak się uda, to nawet trochę taniej. I do tego gwarancja dobrej pogody! Co się zmieniło? Słońce oczywiście jest nadal, tylko sam Egipt trochę się zużył. Wszyscy już tam byli i to po kilka razy. Do tego hotele nie poprawiły jakości, a to, co wystarczało Polakom 10 lat temu, dziś już euforii nie wzbudza. Staliśmy się bardziej wymagający. Pisałem o tym wcześniej tu: Egipt po latach.

Swoje dołożyły też polityczne zawieruchy. Arabska wiosna zaszkodziła turystyce. Po wydarzeniach sprzed kilku lat Egipt nie wrócił już do dawnej formy. Do duża strata dla branży turystycznej, również w Polsce. Późną jesienią, to właśnie ten kierunek stanowił podstawę sprzedaży. Decydowała gwarancja słonecznej pogody i niskie ceny.

Maroko. Agadir w listopadzie

Maroko. Agadir w listopadzie

Tunezja. Pogada nieco mniej łaskawa niż w Egipcie, ale jeszcze w październiku i listopadzie bywa ciepło i słonecznie. Atutem jest też niewysoka cena (oferta na koniec listopada: hotel 5*, śniadania i obiadokolacje, 1499 zł). Tyle, że po ostatnich krwawych zamachach ruch turystyczny uległ załamaniu. Tunezja pracuje nad odwróceniem tego trendu. Właśnie gości grupę przedstawicieli Polskiej Izby Turystyki. Liczy na to, że Polacy wrócą na piaszczyste plaże tamtejszych kurortów. Zadecyduje sytuacja polityczna. Potrzebny jest spokój i poczucie bezpieczeństwa. Zobacz też: Tunezja. Turystyka po zamachu.

Maroko. Teoretycznie, o tej porze roku możemy liczyć tu na lepszą pogodą niż w Tunezji. Na przełomie października i listopada nawet powyżej 25 stopni, ale możliwe są deszcze. Byłem kilka lat temu, w listopadzie właśnie. Ciągle padało. W Agadirze było jeszcze ciepło, ale już w Casablance i Rabacie zastaliśmy typowo jesienną pogodę. Ceny na najbliższy miesiąc – od 1600 zł za śniadania i obiadokolacje w hotelu 3*.

Wyspy Kanaryjskie

Pamiętam czasy sprzed kilkunastu lat. Klienci wchodzili do biura pytając o Kanary, a wychodzili z wycieczką do Egiptu. Wtedy było jeszcze za drogo, zresztą jak i w innych regionach Hiszpanii. Dziś jest inaczej. Turyści, którzy kiedyś w listopadzie wypoczywali w Hurghadzie, dziś wybierają Fuerteventurę, Gran Canarię czy Teneryfę. Co prawda upałów w listopadzie tam nie ma, jest zimniej niż w Egipcie i może padać deszcz, ale za to hotele i jakość obsługi dużo lepsza. Teneryfa na grudzień: 3*, śniadania i obiadokolacje, od 1800 zł.

Tak na marginesie, popularna zrobiła się też portugalska Madera. Wybierają ją ludzie, którym nie zależy na wysokiej temperaturze i gwarancji słońca. Zwana „krainą wiecznej wiosny” oferuje 20 stopni i sporą dawkę deszczu. Droga w porównaniu z innymi kierunkami, 3* ze śniadaniami na listopad – od 2 tys. zł za osobę.

Egzotyka i polskie klimaty

Lekarstwem na listopadową smutę nie musi być tylko i wyłącznie wypoczynek na plaży. O który zresztą, jak widać na podstawie przedstawionego wyżej zestawienia, wcale nie jest łatwo. Na południu Europy już zbyt zimno, a Afryka straciła na atrakcyjności.

Ta pora roku jest idealnym momentem na egzotyczne wycieczki objazdowe. Akurat mamy sezon na takie kierunki, jak Indie, Etiopia czy Iran. Przez lata było tak, że w listopadzie wyjeżdżałem z wycieczkami w tamte regiony. Wielu klientów wybiera właśnie ten termin. Każdego roku planują jakąś ciekawą egzotykę.

Etiopia, wodospady Nilu Błekitnego

Etiopia, wodospady Nilu Błękitnego

A turystyka w Polsce? Wbrew pozorom, to może być dobry czas na pobyt w Białowieży, na Mazurach lub nad naszym morzem. Można liczyć na promocje w hotelach i wiele atrakcji równoważących niedogodności pogodowe. Na Podlasiu z utęsknieniem czekamy aż się ochłodzi i będzie można zacząć sezon zimowych kąpieli. Morsowanie robi się modne. Polecam wszystkim, którzy nie lubią chłodu. Rewelacyjnie zmienia nastawienie i zaprzyjaźnia z warunkami atmosferycznymi. Polecam też ruską banię, czyli tradycyjną saunę, z której wyskakuje się wprost na śnieg lub do lodowatej rzeki. Rozgrzać się można też słynnym duchem puszczy.

A na koniec coś bardziej osobistego. Czekam na jesień. To nic, że deszcz, że szaro i zimno. Plus taki, że jesienią mogę trochę odpocząć. Od kwietnia do października mam bardzo intensywny sezon i rzadko bywam w domu. Turystyczna popularność kierunków, w których specjalizuje się nasze biuro (m.in. Gruzja, Armenia i Mołdawia) wiąże moją uwagę na całe turystyczne lato. Od listopada robi się nieco luźniej, z racji nawału obowiązków nie jeżdżę już do Indii i Etiopii, w tym miesiącu robię sobie wolne od wyjazdów. Od podróży, choćby nie wiem jak atrakcyjnych, też trzeba odpocząć. Mam wtedy więcej czasu na pracę biurową oraz planowanie przyszłorocznych wypraw. I na zajmowanie się blogiem. Wszystkim życzę miłej jesieni!

Promocja turystyki

Jesteśmy w środku bardzo intensywnego sezonu. Wycieczka za wycieczką. Ledwie co wróciliśmy z Białorusi, a już za kilka dni kolejny wyjazd, tym razem do Moskwy. Zaraz po powrocie z Rosji wyprawa do Gruzji i Armenii. Wrzesień zniknie z kalendarza i nawet nie zauważę kiedy. Podobnie zresztą było i w przypadku poprzednich miesięcy.

Białoruś, zamek w Mirze

Białoruś, zamek w Mirze

W międzyczasie łapiąc cenne dni zajmuję się szkoleniami branży turystycznej. Dziesięć lat temu wymyśliliśmy i do dziś prowadzimy kursy rezydentów biur podróży. Perspektywa interesujące pracy w ciepłych krajach przyciąga wielu chętnych. Pomogliśmy uzyskać tę pracę już setkom osób. Prowadzimy też szkolenia dla pilotów wycieczek. W nowej sytuacji, od kiedy nie są potrzebne państwowe licencje, zawód otworzył się na wszystkich chętnych. Trzeba tylko przekonać pracodawcę, że umie się wykonywać tę pracę. Do tego jeszcze szkolenia dla pracowników biur podróży oraz osób, które chcą otworzyć własne biuro. Jak widać, całkiem sporo zajęć.

Ale jest też coś, co od pewnego czasu mocniej przyciąga moją uwagę. To szeroko rozumiana promocja turystyki. Wymagają jej regiony, miasta, gminy i poszczególne atrakcje turystyczne.

Po świecie jeżdżę od ponad 15 lat. Pracę  w turystyce zaczynałem jeszcze w czasie studiów w Kairze. Później były najróżniejsze kraje. W wielu miejscach z podziwem patrzyłem na umiejętność kształtowania turystycznego wizerunku. I martwiłem się, że nasz kraj nie ma w tym zakresie podobnych sukcesów. Jeszcze gorzej było, kiedy porównywałem to z moimi rodzinnymi stronami, z Polską północno-wschodnią. Są jeszcze miejsca na świecie, które mimo dużych turystycznych atutów, nie potrafią ich skomercjalizować. Województwo podlaskie ma ich całkiem sporo.

Wydaje się, że części władz samorządowych brakuje wiary we własne możliwości. Znam gminy o dużym potencjale, które nie mają planu rozwoju turystyki i nie prowadzą żadnych skoordynowanych działań. Nie pracują nad budową marki. Mimo dużego boomu na turystykę lokalną zostają na marginesie i nie odnoszą większych korzyści. Zwyczajnie szkoda.

Zdarza się, że podmioty związane z turystyką nie doceniają znaczenia promocji. W ostatnich latach, dzięki funduszom unijnym, powstało wiele hoteli. Wybudowano je, ale z obłożeniem różnie bywa. Na atrakcyjność miejsca, które ma przyciągnąć turystów składa się wiele czynników. To nie tylko dobry standard noclegowy, smaczne jedzenie, baseny, pomosty i zabytki. Potrzebna jest jeszcze opowieść. Legenda, która ma zwrócić uwagę. Niezależnie od tego czy obiektem jest dom wczasowy, restauracja czy muzeum, to trzeba obiekt ubrać w słowa, zdefiniować i przedstawić szerszej publiczności. Jeśli opowieść się spodoba, to odniesiemy sukces.

W ciągu ostatnich miesięcy poświęciłem trochę uwagi regionowi północno-wschodniej Polski. Przy okazji promocji dużego hotelu, który wiosną tego roku został otwarty w Suwałkach, bliżej przyjrzałem się Suwalszczyźnie. To kopalnia turystycznych tematów. Nadal czekająca na odkrycie. Na tym blogu pisałem już o Puńsku. Gmina ma rewelacyjny potencjał, ale mieszkający tam ludzie jakoś go nie dostrzegają. Musi pomóc ktoś z zewnątrz.

Niedawno odwiedziłem Mazury Garbate. W miejscowości Żytkiejmy, tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim, prowadziłem szkolenie dla osób zaangażowanych w rozwój tamtejszej turystyki. Z niczego zrobiły coś. Stworzyły bardzo ciekawą grę terenową (Śladami Żytkiejmira) nastawiając się na obsługę wycieczek grupowych. Organizują warsztaty tematyczne. Mają atrakcyjny produkt. Ale na pierwszy rzut oka widać, że brakuje promocji. A działania te wcale nie byłyby takie trudne. Są już punkty zaczepienia. Jednym z nich może być sękacz. W sierpniu ma tu miejsce wielkie święto tego specyficznego ciasta. Miejscowe gospodynie znają się na nim, jak mało kto. Pani Bożena Mikielska ze stowarzyszenia „Żytkiejmska Struga” piekła sękacza z Karolem Okrasą. Film znajduje się tu.

Na zakończenie muszę wspomnieć o jednym fenomenie. To gmina Korycin. Dobry przykład udanych działań promocyjnych. Pół Polski zna sery korycińskie. Głośno też o tamtejszym święcie truskawki. W Korycinie słabo z naturalnymi atrakcjami turystycznymi. Okolica temu nie sprzyja. Nie ma jezior, gór, lasów i zabytków. Ale wcale bym się nie zdziwił, jakby z czasem gmina stała się celem wycieczek. Coś tam wymyślą i wypromują. I na tym to właśnie polega.

Tunezja. Turystyka po zamachu

Przez ostatnie dni utwierdziłem się w przekonaniu, że w Polsce na terroryzmie, islamie i turystyce zna się prawie każdy. Mądrych w tej chwili nie brakuje.

Politycy odegrali taniec rytualny w stylu dbamy o obywateli. Określenie tego, co się wydarzyło w Tunisie „polskim 11 września”, to dowód na fakt, jak prymitywnych metod używają, by wpływać na opinię publiczną.

Cóż warte są komentarze, że MSZ od dawna ostrzegało? Wygłoszone chociażby przez szefa ABW. Ciekawe ilu pracowników polskiego MSZ i ABW było w ciągu ostatnich dwóch lat na wakacjach w Tunezji? Jak podaje przykład marszałka Sikorskiego pytanie wcale nie jest bez sensu.

W Tunezji jest ponad 800 skategoryzowanych hoteli, z czego 70 proc. przy plaży!

W Tunezji jest ponad 800 skategoryzowanych hoteli, z czego 70 proc. przy plaży!

Otóż Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzegało również przed Egiptem, ale nie przeszkodziło to marszałkowi Sikorskiemu dobrze bawić się w kraju nad Nilem. I coś mi się wydaje, że to zalecenie MSZ pojawiło się wtedy, gdy jego szefem był właśnie Sikorski! Jeśli druga osoba w państwie ignoruje własne zalecenia, to czego możemy spodziewać się po reszcie społeczeństwa?

Prawda jest taka, że oferty wypoczynku w Tunezji i Egipcie idą naprzeciw oczekiwaniom polskiego rynku. Potrzebujemy tanich propozycji. To turystyka masowa. W ciągu roku do Tunezji wyjeżdża ponad 100 tys. Polaków. W rekordowym, 2009 roku było ich 200 tys.!

W branży wymieniamy się doświadczeniami z ostatnich dni. Na jednym z zamkniętych forów, koleżanka z biura podróży napisała wczoraj: „Poszłam rano wcześniej do biura czekając na telefony od zaniepokojonych klientów i… Uwaga!!! Same zapytania czy już spadły ceny na lato do Tunezji i pełno lastowiczow do Egiptu”. Rynek rządzi! Również w naszym biurze klienci pytają o to czy będą przecenione oferty na Tunezję. Zresztą, przekonany jestem, że doświadczeni turyści są na tle dojrzali, iż nie dadzą się unieść panice. Na trzeźwo oceniają sytuację i wcale nie chcą rezygnować z wakacji.

Jak zawsze w takich sytuacjach, potrzebny jest kozioł ofiarny. Terroryści są daleko, nie do końca wiadomo kto to i na czyje zlecenie dokonał zamachu. Trudno ich zrozumieć i wyjaśnić motywy. Za to pod ręką są biura podróży. Obawiam się, że jesteśmy o krok od uznania, iż winne są właśnie one.

Jeśli to nastąpi, to będziemy mieli do czynienia z olbrzymim kryzysem. Trudno wyobrazić sobie polską branżę czarterową bez Egiptu i Tunezji. A jeśli wykreślamy te kraje, to również Maroko, Jordanię i Izrael. Pytanie co z Turcją. Efekt będzie taki, że latem wielu klientów odejdzie z kwitkiem. Nie znajdą dostępnych cenowo ofert. Grecja, Hiszpania i Portugalia będą zbyt drogie.

A co z wycieczkami egzotycznymi? Jakie informacje przedstawić klientom udającym się np. do Indonezji? Wymienić wszystkie możliwe zagrożenia? Ukąszenie węża, skorpiony, możliwość tsunami, prawdopodobieństwo trzęsienia ziemi, zamachu terrorystycznego i katastrofy samolotu?

Nasze biuro organizuje również wycieczki po Podlasiu oraz na sąsiednią Białoruś i Litwę. Serdecznie zapraszam! Jest bezpiecznie. MSZ nie ostrzega przed tymi krajami. Póki co, wszak sytuacja jest rozwojowa. Wczoraj na tej liście nie było na przykład Jordanii, ale po narzekaniach jednej z dziennikarek radiowej Trójki, już się pojawiła.

Wizy do Egiptu

Branżę turystyczną obiegła informacja, że Kair wprowadza utrudnienia wizowe dla turystów indywidualnych. W tym przypadku trzeba będzie uzyskać wizę jeszcze przed wylotem, w jednej z ambasad. Rozporządzenie to wchodzi w życie z dniem 15 maja. Zmiany nie dotkną klientów biur podróży. Turyści na wycieczkach zorganizowanych szybko i bez problemu otrzymają wizy na lotnisku, już po przylocie do Egiptu. W ten sposób, jednym ruchem, rząd w Kairze uciął wszelkie plany tanich linii lotniczych. Jeśli te myślały o uruchomieniu lotów np. do Hurghady, to teraz straciło to sens. Biura podróży żyjące z wycieczek do Egiptu zostały uratowane.

Sprzedawca pamiątek w Asuanie

Sprzedawca pamiątek w Asuanie

Wiosna w Egipcie?

Dokąd pojechać w marcu i kwietniu? Jeśli ktoś myśli o Wielkanocy pod palmami, to gdzie? Od lat odpowiedź jest ta sama. W tym okresie Egipt jest bezkonkurencyjny. Nigdzie indziej, za takie pieniądze, nie będziemy mieli tak ciepło. Korzystna jest relacja jakości do ceny. Jeśli się mądrze wybierze, to trafimy do całkiem dobrego hotelu, a już na pewno takiego, gdzie są porządne baseny i aquaparki. Za hotel o podobnej infrastrukturze w Grecji czy Hiszpanii trzeba zapłacić dużo więcej. Nie mówiąc już o pogodzie.

Dom w Luksorze

Dom w Luksorze

Trudno zastąpić Egipt. To najtańszy całoroczny kierunek. Niby jest jeszcze Tunezja, ale tam zimą i wczesną wiosną jest chłodno i deszczowo. Można próbować też Cypru, ale podobnie jak w Tunezji. Zresztą ceny mówią same za siebie. W marcu tego roku klienci mieli wybór zaskakująco tanich ofert, np. 7 dni w hotelu 3* z dwoma posiłkami na Cyprze za… 599 zł! Skąd ta cena? Po prostu, nie sprzedawało się i biura próbowały odzyskać chociaż część pieniędzy, oferując produkt poniżej kosztów. Będą musiały odrobić to w szczycie sezonu.

Oczywiście, są jeszcze Wyspy Kanaryjskie i Maroko, ale na upały nie możemy tam liczyć nie tylko w marcu czy kwietniu, ale nawet w maju.

Egipt oczywiście ma też swoje słabsze strony. Nie ma co ukrywać, że z jakość pracy obsługi hotelowej i poziom kulinarny wyraźnie różni się od tego, na który możemy liczyć np. w Hiszpanii. O tym więcej w artykule: Egipt po latach.

Na targu. Kobieta poi osłabionego gołębia

Na targu. Kobieta poi osłabionego gołębia

Fakt, że na polskim rynku nie ma kraju, którym można by zastąpić Egipt, przyczynił się do problemów w jakie wpadł sektor turystyki czarterowej po 2010 roku. Rewolucja i późniejsza polityczna destabilizacja w Egipcie wpłynęła na rażący spadek zainteresowania. Dopiero od niedawana Egipt zaczął odrabiać straty. W 2014 roku kraj faraonów odwiedziło 9,9 miliona zagranicznych turystów (400 tysięcy więcej niż w roku poprzednim).

Nie sposób porównać dzisiejszej turystyki do tej sprzed lat, kiedy to Hurghada była upragnionym celem polskiego turysty. Piętnaście lat temu dorabiałem do skromnego stypendium na Uniwersytecie Kairskim oprowadzając turystów. Hitem były rejsy po Nilu. Niektóre moje grupy liczyły ponad 60 osób! To była wielka masówka. Dziś coraz większe znaczenie zyskuje nowy kurort Marsa Alam. Traci Hurghada, Szarm i – niestety – wycieczki objazdowe. Szkoda, bo w tym jest wielka atrakcja kraju nad Nilem. Mam na myśli nie tylko standardowe obiekty, takie jak piramidy w Gizie, Luksor, Karnak i Abu Simbel, ale też znacznie mniej popularne, przepiękne oazy czy skryte na pustyni klasztory koptyjskie.

Wypożyczalnia rowerów

Wypożyczalnia rowerów

Chyba każdy zna typowe zdjęcia ilustrujące artykuły poświęcone egipskiej turystyce. Dlatego w tym poście zdecydowałem się na coś innego. Zamieszczam fotografie zrobione w bocznych uliczkach. Pokazują inny Egipt. Dla nas bardziej egzotyczny, a dla miejscowych zwykły, codzienny… Kiedyś biegałem tam z aparatem. Zajrzałem do archiwum, metryczka informuje, że zostały zrobione 12 lat temu.

Zobacz także: Oswajanie Egiptu


Podsumowanie roku

Taki czas. Warto spojrzeć za siebie. Uśmiechnąć się do tego, co udało się zrobić. Jaki był 2014 rok?

Na blogu sporo się działo. Ponad 30 artykułów i kilkaset tysięcy odsłon. Poza dotychczasowymi, regularnie odwiedzanymi krajami, pojawiły się nowe. Byłem w Albanii, Uzbekistanie i Kirgistanie. Oczywiście od razu pojawiły się relacje z tych wyjazdów. Albania ujęła mnie na tyle, że powstał osobny serwis, poświęcony temu krajowi. Zobacz blog.

Onet 5 sierpnia promuje artykuł o lekarzu z Chewsuretii

Onet 5 sierpnia promuje artykuł o lekarzu z Chewsuretii

Swojej strony doczekała się też Gruzja. Zacząłem pisać z myślą, że może przerodzi się to w większy projekt. A nich by i jakaś książka…

Kolejne cegiełki dołożone zostały do blogów o Armenii i Mołdawii.

Jak zwykle, swoje miejsce miały też artykuły dotyczące branży turystycznej i szkoleń w tym obszarze. Największą popularnością cieszył się materiał „Turystyka, alkohol i ubezpieczenie”. Wygenerował ponad 50 tys. odsłon.

Najlepszy wpis w tym roku? Nie potrafię ocenić. Wiem do czego przywiązuję szczególną uwagę, z którymi tekstami czuję się mocno związany. Są trzy.

„Czerkiesi. Krasnaja Polana i Soczi”. Artykuł zaczyna się tak i to już wiele tłumaczy:

W miejscu, w którym niedawno odbywały się igrzyska olimpijskie, 150 lat temu rozegrał się jeden z aktów tragedii. Na Krasnej Polanie w 1864 armia rosyjska zdławiła ostatni punkt oporu czerkieskich bojowników. Tak zakończyła się trwająca wiele lat wojna o niepodległość północnego Kaukazu.

„Bohater z Chewsuretii”. Tekst o lekarzu, który z wielkich miast wrócił w rodzinne góry. Pomaga ludziom. Leczy za darmo, bo uważa, że w górach za coś takiego nie wypada brać pieniędzy. Nie chce ich nawet od bogatych turystów. Wcześniej ratował czeczeńskich bojowników.

„Gruzini w polskiej armii”. Niemal zupełnie zapomniany fakt z naszej historii. W dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce służyło około stu gruzińskich oficerów. Bili się w kampanii wrześniowej, byli żołnierzami Armii Krajowej i walczyli w Powstaniu Warszawskim.

Są też teksty, które minęły bez echa, np. wpis pt. „Ile gwiazdek, tyle szczęścia”. Rzecz traktuje o pewnym wariactwie. O wybieraniu hotelu na letni wypoczynek. O przestrzeni między euforią i strachem. Krótki cytat:

Mamy oto cały segment turystyki, w którym wybieramy i kupujemy szczęście. A przynajmniej jego obietnicę. Trzy gwiazdki – małe szczęście, pięć gwiazdek – wielkie szczęście. W równaniu tym są jeszcze fazy przejściowe, niepewności, odcienie, większe lub mniejsze przechylenia w jedną lub drugą stronę. I duża porcja stresu. Bo przecież, jeśli płacimy za coś tak istotnego jak szczęście, to wybieramy bardzo starannie, z uwagą, żeby to było szczęście możliwie największe. Są klienci, którzy podchodzą do wyboru wakacji, jak do kupna domu czy innej inwestycji na całe życie. Śmiertelnie poważnie.

A rok w turystyce, jaki był? Nasze biuro specjalizuje się w kierunkach na Wschodzie, z dużym udziałem obszaru byłego ZSRR. W pierwszej połowie roku widoczne były obawy związane z wydarzeniami na Ukrainie. Wizerunkowo traciły wszystkie kraje regionu. Mimo tego, że u sąsiadów bezpiecznie, to atmosfera robiła swoje. Stąd tekst na blogu: „Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii”. Warto zwrócić uwagę, że wpis pochodzi z początku maja. Już wtedy informowaliśmy, że samoloty LOT-u omijają południową Ukrainą. Na szczęście zainteresowanie obydwoma krajami nie spadło. Polacy szybko zrozumieli, że rosyjska agresja nie popsuła niczego w Gruzji i Armenii. Straciła za to Mołdawia. Co zadecydowało? Chyba bliskie sąsiedztwo Odessy, w której działy się złe rzeczy. No i Naddniestrze, o którym w mediach pisano, że to „skansen komunizmu” i przyczółek Rosji. Tymczasem w Mołdawii było spokojnie i bezpiecznie, jak zwykle zresztą. A Naddniestrze? W rzeczywistości to miejsce jak każde inne, nie jest to skansen, a już na pewno nie komunizmu. Więcej o tym w artykule: „Naddniestrze. Lenin w Tyraspolu”. Wycieczki śmiało mogą jeździć. Polecam i mam nadzieję, że w 2015 roku Polacy ruszą do Mołdawii. Warto! Ładny kraj z kilkoma mocnymi atutami, m.in. największe na świecie piwnice winne. Zobacz nasz film: Mołdawia winem płynąca.

Po kilku latach przerwy wracamy do dawnych kierunków, np. do Libanu.

……………………………………

Rzecz w tym, żeby pędząc za odległymi lądami nie zapomnieć o tym, co jest znacznie bliżej. Stąd na blogu pojawiły się też posty m.in. o Podlasiu, Zamościu i mojej ulubionej Litwie.

Samych radości w nowym roku! Happy New Year!

Enoturystyka. Podróże z winem w tle

Takie wycieczki zyskują na popularności. Rośnie kultura winiarska, a wraz z nią zapotrzebowanie na tego typu wyjazdy. Ci, którzy mają już za sobą Francję i Włochy, rozglądają się za nowymi kierunkami. W artykule tym chciałbym zwrócić uwagę na trzy bardzo interesujące kraje. Dla każdego winiarza wręcz obowiązkowe!

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Gruzja

Ojczyzna wina! Udomowienie winorośli i umiejętność wytwarzania szlachetnego trunku nastąpiły na Południowym Kaukazie. Gruzja szczyci się siedmioma tysiącami lat winiarskich tradycji! Nadal praktykowany jest tu najstarszy znany sposób wytwarzania wina. W zakopanych w ziemi glinianych kwewri trunek dojrzewa przez całą zimę nad osadem z pestek i skórek. W ten sposób powstaje klasyczne gruzińskie wino tetri, czyli „białe”. Odwiedzamy winnice, przyglądamy się procesowi produkcji i testujemy różne rodzaje trunków. Chętni mogą spróbować picia z rogów. Dopełnieniem degustacji jest czacza – mocny alkohol robiony z winogronowych wytłoczyn. Więcej o specyfice gruzińskiego wina.

Nie ma Gruzji bez supry, czyli uczty z toastami wygłaszanymi przez tamadę. Miejscowa kuchnia jest wyśmienita. Jeśli jedziemy do Gruzji, to również po to, by spróbować narodowych dań. W przerwie warto posłuchać gruzińskiej muzyki i obejrzeć pokaz narodowych tańców.

Przykładowy program wycieczki: Gruzja – szlakiem wina.

Armenia

Razem z Gruzją dzierży miano ojczyzny wina. W niewielkiej miejscowości Areni archeolodzy odnaleźli pozostałości najstarszej na świecie wytwórni (ma 6 tys. lat!). Ciekawostką jest to, że wino robi się tam do dziś. Odwiedzamy Areni i degustujemy tamtejsze trunki. Zwiedzamy również słynną fabrykę koniaków (brandy) Ararat w Erywaniu.

Przyjemność enoturystyki

Przyjemność enoturystyki

Będąc w Armenii warto też spróbować cieszących się olbrzymim szacunkiem domowych trunków, w tym przede wszystkim tutowki, czyli okowity wytwarzanej z owoców morwy. Na szczególną uwagę zasługuje Arcach – tutowaja wodka po 3 latach dojrzewania w dębowych beczkach. Najlepsza pochodzi z Górskiego Karabachu.

Specjalnością Ormian jest również wino z granatów.

W trakcie wizyty w Armenii nie powinno zabraknąć tradycyjnej muzyki i miejscowej kuchni.

W przypadku Południowego Kaukazu znaczenie ma również to, że podstawą produkcji są miejscowe, endemiczne szczepy. W Armenii i w Gruzji nie zadomowiły się europejskie odmiany. Jest to więc zupełnie inny winiarski świat. Oryginalny i bardzo interesujący.

Mołdawia

Miłośnicy wina powinni wybrać się do Mołdawii. Znajdują się tam dwie największe na świecie piwnice winne. Milesti Mici ma ponad 200 km podziemnych korytarzy, a druga w kolejności Cricova, to 120 km piwnic i tuneli. Zwiedzamy je jeżdżąc po nich samochodami! Ozdobą Cricovej jest również jej imponująca kolekcja, najstarsze wino pochodzi z 1902 roku!

Fontanna wina w Milesti Mici

Fontanna wina w Milesti Mici

Degustujemy królewskie wino Negru de Purcari. Od wielu lat trafia na stół Elżbiety II. Czerwone, wytrawne; swój wyrazisty i oryginalny smak zawdzięcza dodatkowi gruzińskiego szczepu saperawi. Odwiedzamy też małe, tradycyjne winiarnie. Próbujemy wina domowego – oczywiście w towarzystwie wyśmienitych potraw miejscowej kuchni. Więcej o mołdawskim winiarstwie.

Będąc w Mołdawii można wybrać się również do Naddniestrza, nie uznawanego przez świat para-państwa. W jego stolicy, Tyraspolu, znajduje się znana wytwórnia koniaków Kvint. Zwiedzamy zakład, degustujemy i kupujemy.

…………………………………….

Kolebką winiarstwa jest Południowy Kaukaz. Tam wszystko się zaczęło. Pierwszy był Noe. To on na stokach Araratu miał zasadzić pierwszą winnicę. Więcej na ten temat w artykule: Gruzja i Armenia – ojczyzna wina. Tradycje winiarskie trwają przynajmniej od 7 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie ma takiej historii. To tam zachowały się wyjątkowe endemiczne szczepy i unikatowe metody wytwarzania wina w glinianych kwewri (kvevri). Do tej dwójki dodałem Mołdawię. Dlaczego? Ponieważ zasługuje na uwagę, a w Polsce jest mało znana. Do tego ciężko u nas o dobre mołdawskie wina. Łatwiej znaleźć je tam, na miejscu, w niewielkich, a bardzo dobrych winnicach, takich jak Purcari. No i te olbrzymie piwnice. Kilometry wykutych w skale korytarzy, po których poruszamy się busami! Naprawdę warto to zobaczyć!

Święto wina w Kiszyniowie

Polecamy też wycieczkę: Chile – Argentyna. Winnice „Nowego Świata”.

Nasz kanał na YouTube

– filmy z Armenii, Gruzji, Mołdawii…

Zobacz też artykuł: Enoturystyka. Wino i podróże.

 

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén